Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Majewski: - Strzelam pomysłami

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
Zbigniew Majewski - w młodości lekkoatleta, później trener i łowca talentów (to on odkrył Edwarda Czernika, jednego z najlepszych polskich skoczków wzwyż). Pomysłodawca, twórca i pierwszy dyrektor ośrodka pięcioboju w Drzonkowie i wielki propagator tej dyscypliny. Znany z wielu inicjatyw, m.in. podróży zaprzęgiem konnym na igrzyska w Barcelonie w 1992 r. Człowiek niespożytej energii.
Zbigniew Majewski - w młodości lekkoatleta, później trener i łowca talentów (to on odkrył Edwarda Czernika, jednego z najlepszych polskich skoczków wzwyż). Pomysłodawca, twórca i pierwszy dyrektor ośrodka pięcioboju w Drzonkowie i wielki propagator tej dyscypliny. Znany z wielu inicjatyw, m.in. podróży zaprzęgiem konnym na igrzyska w Barcelonie w 1992 r. Człowiek niespożytej energii. Tomasz Gawałkiewicz/ ZAFF
- W moim wieku powinienem już rozpocząć wakacje życia. Ale ja mam taką dziwną psychikę, że jeszcze chciałbym coś zrobić - mówi "Szeryf" z Drzonkowa, czyli Zbigniew Majewski. W lutym skończył 80 lat.

A jak afera drzonkowska. W latach 80. zwolniłem dyscyplinarnie z pracy sekretarza partii, który nie zgadzał się z tym, że dałem wymówienie weterynarzowi. Sekretarzowi kazałem iść do kasy odebrać pieniądze, do kadr po zwolnienie i więcej się nie pokazywać. Ale jego ojciec i teść mieli koneksje w Warszawie i zaczęli tam knuć przeciwko mnie. Znany dziennikarz Janusz Atlas powiedział: "Słuchaj, oni dotarli ze skargą na ciebie aż do Moczara. Nie masz szans". Nie miałem. Ale walczyłem. Skończyło się na trzech procesach. Musiałem przejść na emeryturę.

B jak bylejakość. Strasznie mnie w sporcie denerwuje. Zgubiliśmy zupełnie pracę wychowawczą z młodzieżą. To przerażające. Są teraz fajne obiekty i spore możliwości. Niestety, niewielu zachęca dzieci, by bawiły się w sport. Jeśli już, to robi się to byle jak.

C jak ciągłość tego, co robię. Czy jeszcze taki dziadek jak ja może ciągle być społecznie użyteczny? Wierzę, że jednak tak. Zacząłem działać zaraz po wojnie, stale miałem i nadal mam nowe pomysły. Może uda mi się jeszcze je zrealizować.

D jak dalekie horyzonty. To mnie zawsze rajcowało. Podróże, planowanie wypraw, i to takich, że jak ludzie usłyszeli o moich zamiarach, to wielu pukało się w głowę. - On dalej planuje niż widzi - powiedział o mnie pewien poseł. Chyba miał rację.

E jak energia. Ciągle mnie rozpiera. Podobno jestem człowiekiem, którego jak wywalą drzwiami, to wejdzie oknem. Ale z drugiej strony lubię angażować się w sprawy mające jakąś szansę na realizację. Wymyśliłem właśnie turniej szkół miast i gmin Lubuskiego Trójmiasta. Chcę nim zainteresować prezydentów. Liczę, że się uda.

F jak fajne jest życie. Ta prawda towarzyszy mi przez cały czas. Owszem, jak każdy miałem problemy, czasem dość poważne, ale jakoś się je pokonało. Życie jest fajne i trzeba umieć z niego korzystać. Ja chyba potrafię.

G jak główne kierunki. W jakimkolwiek działaniu trzeba wiedzieć, co chce się osiągnąć i nie rozdrabniać się. Ważne jest też, by mieć na kim się oprzeć. Ja w tym swoim szaleństwie zaniedbywałem dom i rodzinę. A miałem czworo dzieci w domu i trochę we wsi - to oczywiście żart. Pomoc i wsparcie żony było nieocenione. Często błądziłem, czasem gubiłem kierunek, ale zawsze udało mi się wrócić na właściwą drogę.

H jak hodowla. Zawsze mnie interesowała. Zaczęło się od nutrii. Także psy towarzyszyły mi non stop. Miałem taką sukę, która potrafiła zrobić zamieszanie i nawet przerwać mecz piłkarski. Inna rzucała się na milicjantów. Wspomniane nutrie dawały mi niezależność finansową. Dla nich przeprowadziłem się do Drzonkowa. Miałem takie osiągnięcia, że z jednym profesorem z Poznania doradzałem państwowej, węgierskiej hodowli. A później były konie. Po drodze też gołębie.
I jak ignorancja. Nie cierpię ignorantów. Takich spotkałem w życiu wielu. Nienawidzę nieszczerości. Na szczęście, więcej miałem na swojej drodze ludzi przyzwoitych.

J jak jeszcze mam marzenia. Dotąd je realizowałem i zamierzam dalej to robić. Pierwsze to było przejechanie 20 tysięcy kilometrów po Europie. Już za mną. Drugie to sauna. Jestem jej miłośnikiem. Zaliczyłem od Tokio, Chabarowska, Skandynawii, przez zachodnią Europę, do Kanady i Izraela. Poznałem ją w tych krajach. Trzecie to podróże naszym, lubuskim konikiem po Starym Kontynencie. Z tych moich wypraw, a było kilka szalonych akcji, jak choćby ta, kiedy wjechaliśmy zaprzęgiem na autostradę we Francji i zablokowaliśmy ją, ma powstać książka. Zobaczymy, czy się uda.

K jak kondycja. Autentycznie martwię się młodym pokoleniem i jego kondycją. Choć wiele się zmieniło, ciągle w stosunku do Zachodu jesteśmy opóźnieni. Do niedawna człowiek biegający w dresie wzbudzał uśmiech politowania. Ale i tak wielu nowobogackich należy do klubu, który nazwałem "VIPtour". Oni się spocą, ale tylko gdy się przestraszą po kontroli urzędu skarbowego. Wydają wielkie pieniądze, ale żyją za biurkami. Na Zachodzie wiele interesów i układów biznesowych powstaje na korcie i bieżni. U nas jeszcze nie.

L jak lekkie życie. Ale nie sportowca, jak niektórym się wydaje. Tym, którzy uprawiają go na poważnie, wcale nie jest lekko. I niech ludzie im nie zazdroszczą. To ciężka praca, a byle kto i leniuch się nie przebije.

Ł jak ładne są kresy. Stamtąd pochodzę. Urodziłem się w Rakowie na Wileńszczyźnie. To sześć kilometrów od dawnej polsko-rosyjskiej granicy i 30 od Mińska. Ostatnio córka zrobiła mi podróż sentymentalną. Było pięknie. Ładne te kresy.

M jak Mulak. Mój przyjaciel Jan. Czerpałem wiele z jego wiedzy, doświadczenia. Mieliśmy do siebie wielkie zaufanie. Jak mu zaproponowałem wyjazd konno na igrzyska do Los Angeles w 1984 roku, pod hasłem "dwaj panowie M", to myślał, że zwariowałem. Ale jak wiele razy bywało, podłączył się do mojego szalonego pomysłu i działał ze mną ramię w ramię.

N jak niezależność. To bardzo ważne. Chyba dlatego tyle mi się udało w tamtych czasach. Nigdy do partii nie należałem, więc nie musiałem z nikim rozmawiać na kolanach. Gdybym był partyjny, to pewnie na pomysł wybudowania ośrodka usłyszałbym: "Towarzyszu! Czyście ogłupieli?". W sumie w naszym regionie trafiłem na mądrych ludzi, ale oni mieli przełożonych w Warszawie. Jak kiedyś pojechałem do centrali coś załatwiać, tak zmęczyłem wiceministra, że w końcu machnął ręką i powiedział do swoich ludzi: "Załatwcie mu, co chce. Jak damy trzy złote do Warszawy, to przynajmniej dwa podpier...ą, a jak damy jemu, to on z tych trzech zrobi sześć.

O jak ośrodek w Drzonkowie. Kiedy był tylko pomysł, ludzie pukali się w czoło. Ale dopiąłem swego. Przez wiele lat bolałem nad tym, jak popadał w ruinę. Apelowałem o ratunek, były dyskusje i spotkania. Teraz się cieszę z remontów i tego, że staje na nogi. Kolejny - jak obliczyłem - 13. dyrektor ośrodka Bogusław Sułkowski ma pomysł, chęć do działania i znalazł pieniądze. Natomiast nie podobają mi się nowe lokalizacje niektórych obiektów.

P jak pięciobój nowoczesny. To dyscyplina dla inteligentnych awanturników. Mieliśmy sukcesy, medale. Niestety, w Drzonkowie kompletnie położyli go działacze. Aktualnie jest dno. Byłem na zebraniu w klubie. Powiedziałem im, że jak nie mogą nic już zrobić, to niech poproszą o komisarza, żeby rządził. A oni narzekali, że młodzież jest niegrzeczna! Jest bardzo źle i czarno to widzę.
R jak realizm. Można mieć szalone pomysły, nawet na pograniczu rozsądku, ale trzeba patrzeć realnie. Konieczna jest też wyobraźnia i otoczenie się mądrzejszymi od siebie. Tak właśnie starałem się postępować.

S jak sami tylko dla siebie. Tak nie można działać. Trzeba mieć na uwadze innych. Właśnie tak funkcjonuje klub w Drzonkowie. Oni sami dla siebie stworzyli sielankę. Tak nie może być. Moim marzeniem jest stworzenie na przykład drużynowego pucharu państw ościennych w pięcioboju z udziałem dziesięciu krajów. To możliwe, ale trzeba przestać myśleć tylko o sobie.

T jak teraz będzie lepiej. To hasło stale mi towarzyszy. Jestem urodzonym optymistą. Nawet jeśli coś czarno widzę, to gdzieś tam tkwi we mnie przekonanie, że może być inaczej. Teraz są fajne czasy dla mądrych i odważnych. Przecież można sięgać po unijne pieniądze, są wielkie możliwości. Trzeba tylko edukacji, chęci i tych, którzy dadzą kierunek i zaopiekują się zdolnymi. Kiedyś zawoziłem zawodników do szkoły. Gdy kończyli lekcję, czekał na nich żuk, którym jechali na trening. Te czasy już nie wrócą, ale opieka nad młodymi ludźmi, wytyczanie im kierunków jak najbardziej pozostały.

U jak urzędy. Ile się po nich nachodziłem! Ile nawalczyłem! Jakie opory musiałem pokonywać! Kiedyś poszedłem do prezydenta miasta, bo chciałem załatwić autobus na wyjazd zawodników do Pragi. A on mówi, że do Pragi to mogą jechać sportowcy z Warszawy albo z Krakowa, a nie z Drzonkowa. Wkurzył mnie, trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Dogonił mnie na korytarzu jego sekretarz i mówi: Idźcie do Pioruna. Odpowiedziałem mu: Sam idź do Pioruna! Nie wiedziałem, że to nazwisko szefa gospodarki komunalnej, któremu podlegały autobusy. Poszedłem. Dyrektor Piorun okazał się supergościem. Załatwiłem, nawet pojechał z nami, a później jeszcze kilka razy mi pomógł.

W jak wakacje. W moim wieku powinienem już rozpocząć wakacje życia. Ale ja mam taką dziwną psychikę, że jeszcze chciałbym coś zrobić, czegoś dokonać. Mam kilka tematów, które będę drążył. Myślę o miasteczku integracyjno-edukacyjnym "Dziki Zachód", krytym lodowisku w Zielonej Górze i jeszcze kilku sprawach. Nie wspomnę już o podniesieniu z upadku pięcioboju.

Ż jak żona Wanda. Wspaniała osoba. Zawsze mogłem na nią liczyć. Bez niej wiele bym nie osiągnął. Tyle lat mnie wspiera w moich, nawet największych, głupotach.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska