Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdania są podzielone

Alicja Kucharska
Błędne utożsamianie stowarzyszenia ze schroniskiem przyczyną negatywnych komentarzy.

To, jak mnie tam potraktowano nie mieści się w głowie – zaczyna Mirosława Chmura z Wilkowa, która znalazła na ulicy młodego jastrzębia. Nie wiedząc, co z nim zrobić, a przypominając sobie, że co miesiąc kupuje karmę na rzecz Stowarzyszenia Pomocy dla Zwierząt „Azyl na Koziej”, pomyślała, że tam odnajdzie wskazówki, co z ptakiem zrobić.

-Pojechałam wraz z mężem na Kozią i dość długo szukałam „Azylu”. W końcu wskazano mi budynek. Nie było tam żadnego dzwonka, więc stanęłam przy płocie, a na posesji… cisza. Na darmo wypatrywałam z mężem zwierząt, a przecież na nie dajemy swoje pieniądze. Zaczęliśmy rozmawiać między sobą, co w takim razie dzieje się z zakupioną karmą czy innymi datkami. Może użyliśmy w tej rozmowie kilku niefortunnych zwrotów, ale byliśmy bardzo rozczarowani – przyznaje pani Mirosława, dodając: i nagle… w oknie ukazała się pewna kobieta, która używając wulgaryzmów przepędzała nas spod furtki. Jak zaznaczała, to teren prywatny, a na wizyty trzeba się umawiać. Jak podkreśla nasza rozmówczyni aż zwątpiła czy trafiła w dobre miejsce. Po pomoc udała się do lekarza weterynarii, skontaktowała się też z leśniczym. Chciała wiedzieć, gdzie powinna uda się ze znalezionym jastrzębiem. – Dla mnie to po prostu niewyobrażalne. Umawiać się trzeba jak do papieża, chcąc adoptować zwierzę, to gorzej niż z dzieckiem, zwierząt tam żadnych nie widać, a puszki na pieniądze i zbiórki żywności są w całym mieście. Ja na pewno na Azyl więcej nie dam – kwituje M. Chmura.

Warto podkreślić, że działające od kilku lat stowarzyszenie opiera się na pracy społecznej, a siedzibą jest dom i posesja osoby prywatnej. – Spotyka nas dużo przykrych sytuacji. Niestety, ale ludzie nie rozumieją, że Azyl nie jest schroniskiem, które także ma ustalone godziny otwarcia, a my nie jesteśmy do dyspozycji 24 godziny na dobę. Normalnie pracujemy, mamy rodziny, które też czasem zaniedbujemy, bo swój czas przeznaczamy na opiekę nad zwierzętami, wyjazdy do weterynarzy czy dokumentację. Łatwo wystawić wizytówkę, bo nie można się dodzwonić, bo ktoś nie otwiera… Szkoda, że nikt nie wie, ile pracy, czasu i pieniędzy zwierzaki pochłaniają – zaczyna pani Katarzyna, która współtworzyła stowarzyszenie.

O przykrą sytuację pytamy panią Elwirę. – Ja również pracuję zawodowo. Nie muszę być dostępna o 6.00 nad ranem ani o 1.00 w nocy, a jeśli chodzi o tę sytuację, to mam jej inny ogląd. Kiedy ci państwo stanęli pod płotem, zajmowałam się akurat kotem, który trafił do mnie dzień wcześniej i wymagał opieki. Miałam uchylone okno w sypialni, więc słyszałam wszystkie przykre, bezpodstawne i bezczelne komentarze na temat Azylu. Zresztą mówili dość głośno, a dookoła byli ludzie, a jak wiadomo o plotkę nie trudno. To był mój prywatny czas, który jak zawsze poświęcam zwierzakom. Nikt nie bierze pod uwagę, że nie mam normalnego domu, bo jest w nim sporo psów i kotów. Pani stwierdziła, że nie ma tam żadnych psów, choć paradoksalnie właśnie wtedy wszystkie kojce były zajęte, ale nie widać ich z drogi. Z góry oceniono mnie i cały Azyl – wyjaśnia pani Elwira, która przyznaje, że w dosadny sposób odpowiedziała na wszystkie obelgi. – Ci państwo obrażali mnie, na moim prywatnym terenie i w moim prywatnym czasie. A co najdziwniejsze ani razu nie było mowy o znalezionym ptaku, bo gdyby o takowym wspomnieli od razu zostaliby pokierowani w odpowiedni miejsce – dodaje.

- Robimy wszystko, by pomóc zwierzakom, troszczymy się o nie, gdy nikt inny nie chce, ale od samego początku staramy się tłumaczyć, że Azyl nie jest schroniskiem, że to nie jest nasza praca, nie mamy z tego zarobku. Nieustannie są nam podrzucane zwierzaki, dokładamy pieniądze na leczenie, bo często poważniejsze leczenie jednego zwierzaka to koszt nawet 1000 złotych. Robimy wszystko, by tym zwierzętom pomoc, a takie sytuacje są bardzo przykre. Obie jesteśmy tym zmęczone – dodają.
W „Azylu” szereg bezinteresownych filantropów, którzy początkowo deklarowali pomoc, znacznie się zmniejszył. Jak wyjaśniają nasze rozmówczynie, na co dzień pracują, popołudniami dodatkowo pani Elwira zajmuje się zwierzętami – co pochłania kilka godzin dziennie - a zwierzęciu nie można powiedzieć „nie mam czasu”. Do tego dochodzi kwestia rozliczeń, dokumentów, interwencji, adopcji czy wizyt poadopcyjnych na zmianę. – Błędne utożsamianie stowarzyszenia ze schroniskiem jest przyczyną wielu negatywnych komentarzy. Nie jesteśmy schroniskiem. Funkcjonujemy zupełnie inaczej. To nasz prywatny teren i czas, dlatego przy każdej możliwej okazji apelujemy, by umawiać się z nami telefoniczne. Nasze numery są dostępne niemal wszędzie – mówią. Część zwierząt przebywa także w domach tymczasowych, więc po wcześniejszej telefonicznie umówionej wizycie, można umówić się, by obejrzeć konkretnego zwierzaka.

Adopcja zwierzęcia do prostych nie należy. Nie można wziąć psa lub kota ot tak, według własnego widzimisię. W Azylu zwierzaki dostają drugie życie, są po przejściach. – Dlatego chcemy, by miały lepiej. Stąd wizyty, spotkania i wszystkie dokumenty. Chcemy minimalizować ryzyko – dodają.

- Wszystkim jesteśmy wdzięczni za każdą złotówkę, paczkę karmy czy innej pomocy, ale my także jesteśmy tylko ludźmi – podsumowują założycielki, zaznaczając, że każda oferowana pomoc – czy to finansowa czy rzeczowa dotyczy wyłącznie zwierząt. Karma zbierana dla azylowych zwierząt często jest przekazywana innym osobom, które dokarmiają bezdomne zwierzęta. Ostatnia mnóstwo karmy trafiło chociażby do inspektora TOZ-u oraz strażnika gminy Skąpe, którzy rozdysponowali ją wśród potrzebujących zwierzaków.

Obecnie pod opieką „Azylu” jest 13 kotów, 8 psów i królik, który przeżył tylko dzięki interwencji działaczek. Najbliższe schronisko dla zwierząt jest w Zielonej Górze. Czy w Świebodzinie bądź najbliższej okolicy również powinno takie powstać? Piszcie do nas, czekamy na Wasze opinie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska