Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żegnaj Ojcze Medardzie!

Edward Gurban 68 387 52 87 [email protected]
Stanisław Parysz (o. Medard) urodził się 17 grudnia 1913 roku w Haczowie w woj. podkarpackim. Święcenie kapłańskie otrzymał 1 maja 1939 roku. Podczas Powstania Warszawskiego niósł duchową pomoc powstańcom oraz ludności cywilnej w Centralnym Szpitalu Powstańczym przy ul. Długiej. Przedstawiony do odznaczenia Krzyżem Walecznych, po wojnie otrzymał m.in. Krzyż Armii Krajowej. Od 1979 r. pełnił posługę w nowosolskiej parafii św. Antoniego. W Nowej Soli doczekał się ronda swego imienia.
Stanisław Parysz (o. Medard) urodził się 17 grudnia 1913 roku w Haczowie w woj. podkarpackim. Święcenie kapłańskie otrzymał 1 maja 1939 roku. Podczas Powstania Warszawskiego niósł duchową pomoc powstańcom oraz ludności cywilnej w Centralnym Szpitalu Powstańczym przy ul. Długiej. Przedstawiony do odznaczenia Krzyżem Walecznych, po wojnie otrzymał m.in. Krzyż Armii Krajowej. Od 1979 r. pełnił posługę w nowosolskiej parafii św. Antoniego. W Nowej Soli doczekał się ronda swego imienia. Daniel Lesiewicz
W czwartek rano, w wieku 99 lat, zmarł ojciec Medard - kapucyn, ostatni żyjący kapelan Powstania Warszawskiego, "dobry duch" naszego miasta... - Tam, u Ojca, będzie mi lepiej... - mówił jeszcze w środę swoim braciom z zakonu.

"Jasiu, powiedz ludziom, że ojciec Medard odchodzi. Że Medard się żegna, że kocha Nową Sól. Że wszystkim przebacza i też prosi o przebaczenie" - słowa, które padły z ust najstarszego nowosolskiego kapucyna we wtorek, wypełniły się w czwartek, 20 czerwca... Rano odszedł do domu Pana.

- Kiedyś Go zapytałem, dlaczego ojciec jest taki popularny w Nowej Soli? On mi odpowiedział: bo wszędzie spotkałem dobrych ludzi. Kochał Nową Sól, która była jego radością, gdzie miał wiele znajomych, z którymi się spotkał - wspomina ojciec Jan Sochocki z zakonu kapucynów.

- Miał takie charyzmatyczne, franciszkańskie powołanie oraz zasadę: szanuj siebie, to i ciebie będą szanować. Ta pogoda ducha i umiłowanie Ojczyzny, odniesiona rana w Powstaniu Warszawskim, opieka nad Sybirakami, śpiewanie pieśni patriotycznych, uczyniły z Niego postać wyjątkową. Dla nas kapucynów, to był patriarcha. Był Abrahamem, który prowadził nas przez Morze Czerwone - dodaje.

Ojciec Medard: - Chcieliśmy przeżyć

Smutna wiadomość obiegła nasze miasto lotem błyskawicy. Prezydent Wadim Tyszkiewicz o śmierci "dobrego ducha Nowej Soli" dowiedział się około godz. 10.00.
- Była to dla mnie, jak i dla wszystkich mieszkańców, informacja bardzo smutna. Liczyliśmy na to, że będziemy wspólnie świętowali setne urodziny ojca Medarda. Niestety, jest już w lepszym świecie, na którym swą pracą i służbą kapłańską zasłużył. Jestem przekonany, że jest w niebie i tak jak do tej pory, będzie czuwał nad Nową Solą, którą bardzo kochał. Dopóki ojciec Medard będzie w naszych sercach i pamięci, dopóty będzie z nami. Cześć Jego pamięci! - mówił nam w czwartek ze smutkiem prezydent.

Trzy tygodnie temu o. Medard odprawiał ostatnią mszę św., na której razem było trzynaście osób. - Powiedział wtedy: "To jest moja ostatnia msza święta" - opowiada o. Sochocki. - Pani Zosia Mikosińska notowała jego ostatnie słowa. Z kolei pani, która mierzyła mu ciśnienie powiedziała, że miał 160/80. Czyli lepsze niż niektórzy z nas. Choć w szpitalu nie chciał jeść, u nas zaczął... - opowiada kapucyn.
Jak się dowiedzieliśmy, w środę, za piętnaście pierwsza, najstarszy żyjący kapelan Powstania Warszawskiego przyjął ostatnią komunię świętą.

Ojciec Medard otrzymał swój własny portret

NASZ BOHATER

NASZ BOHATER

Ojciec Medard, jako uczestnik Powstania Warszawskiego został uhonorowany przez Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej i działalność duszpasterską).
Do Warszawy przybył 16 lipca 1944. O wybuchu powstania, tak jak wszyscy kapucyni z Miodowej, wiedział wcześniej. Bo przed godziną "W" młodzi warszawiacy masowo korzystali z sakramentu spowiedzi.
- Pewnego razu, idąc ulicą Długą, zobaczyłem powstańca na noszach. Czekał na zabieg w prowizorycznym szpitaliku w piwnicy. Zaproponowałem mu spowiedź, nie reagował. Pomyślałem, że jest ciężko ranny. Powtórzyłem propozycję, a on nagle mówi: "Brodaczu, powiedz, niech mnie stąd wezmą, bo mnie tu szlag trafi". I w tej chwili spadł pocisk. Jemu nic się nie stało, a ja zostałem ranny w lewe ramię. Pielęgniarki szybko mnie opatrzyły. Przez dziury w habicie widać było biały bandaż. Po powrocie do klasztoru spotkał mnie dziekan kapelanów na Starym Mieście i zagadnął: "O, dopiero przyszedł i już odznaczony" - wspominał jeszcze kilka lat temu na naszych łamach kapucyn.
Posługa powstańcza niespodziewanie dobiegła końca 2 lub 3 września. Jak co dzień, ojciec Medard z siostrą szli na Stare Miasto odprawić nabożeństwo. - Z daleka zobaczyliśmy niemieckie hełmy. Starówka wzięta! Pociągiem przetransportowano nas do Pruszkowa - relacjonował.
Tam w halach fabrycznych z tłumem warszawiaków spędził ponad tydzień. Po uwolnieniu wraz z grupką księży ruszył do Nowego Miasta, do klasztoru kapucynów. Tam spędził półtora miesiąca, potem wrócił do Krakowa.
Po wojnie, jako kapłan posługiwał w wielu miejscowościach m.in. w Krośnie, Tenczynie, Wrocławiu czy Gdańsku. Od 1979 roku mieszkał w Nowej Soli, gdzie pełnił posługę u kapucynów.

- Przyniosłem mu stos listów. Zaczęliśmy z Danusią Kubicką je czytać. Po kilku przerwaliśmy, widząc, że jest bardzo zmęczony. Potrafił jednak jeszcze dać Kubickiej klapsa i kazał czytać dalej... I wyraźnie dodawał: czytaj, kto jest podpisany - relacjonuje o. Sochocki.

- Następnie mi przekazał: "Powiedz nowosolanom, że ojciec Medard odchodzi, że ja już nie chcę obchodzić stulecia, bo mi tam u Ojca będzie lepiej".... I czuło się w tym odchodzeniu dwa światy, ten nad nami i ten realny... - opowiada kapucyn.

W środę od godziny piętnastej nikogo już nie poznawał. Odszedł rano.
- Jeszcze byłem u Niego rano o czwartej, piątej, a za piętnaście szósta wręczyłem Mu wiatraczek i poszedłem na mszę do św. Barbary. Kiedy zaniesiono Mu śniadanie, już nie reagował - opowiada.
17 grudnia ojciec Medard miał obchodzić stulecie urodzin. Przygotowywał się bardzo na ten dzień, pisał książkę, która jest ukończona w 80 proc. Jak się dowiedzieliśmy, na pewno się ukaże, ponieważ żaden z kapucynów w ciągu ostatnich 200 lat nie dożył stu lat.

- On miał taki optymizm życiowy. Mówił, że nie spuści ze 105 lat. I takim był do końca. Do końca miał też świadomość. Jeszcze wczoraj rano mnie wyspowiadał - wspomina o. Sochacki.

- W czym mi imponował? Dwa czy trzy razy w trzy tygodniu prosił o spowiedź i mówił, że nie boi się śmierci, ale chce być przygotowany. W tym jest wielkość człowieka, prawda? Można powiedzieć, że zasnął w Panu... - dodaje.

Pogrzeb ojca Medarda odbędzie się poniedziałek. O godz. 11.00 odbędzie się uroczysta msza św., po której ciało kapłana spocznie w grobowcu na cmentarzu przy ul. Wandy. Z kolei w niedzielę o godz. 18.00 w kościele pw. św. Antoniego odbędzie się msza św. przy trumnie ojca Medarda.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska