Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry
- Nie uciekałem z lekcji zbyt często. Jeśli się zdarzało, to przeważnie po to, by pójść do kina. Kiedyś z klasą wpadliśmy na pomysł, by zamienić się z inną klasą z innej szkoły. My poszliśmy na ich zajęcia, oni na nasze. Nauczycieli to zdenerwowało, była straszna awantura. Skończyło się tym, że dyrekcja wezwała naszych rodziców do szkoły.
Władysław Komarnicki, prezes Stali Gorzów
- Kiedyś na wagary nie chodziło się często, bo było to piętnowane. Kto wagarował, wskazywany był na szkolnym apelu. Dwa razy uciekłem jednak z większą częścią klasy na górki wieprzyckie. Raz, by urządzić sobie tam zawody sportowe - pobiegać i pograć w piłkę, a drugi raz, by... zjeść drugie śniadanie. Kupiliśmy je za sprzedane butelki.
Leszek Jenek z zielonogórskiego kabaretu Ciach
- W życiu wagarowałem tylko dwa razy. Pierwszy raz w podstawówce w Głogowie. Poszliśmy do fosy. Wszyscy szli i głupio było nie iść. A drugi raz to w liceum. Urwałem się z lekcji bez jakiegoś powodu. Poszedłem do parku. Ale sam i po godzinie zaczęło mi się nudzić. Uznałem, że to bez sensu i wróciłem do szkoły.
Elżbieta Polak, marszałek województwa
- Nie będzie to wychowawcze, ale przyznam się, że wagarowałam. O atrakcje we Wrocławiu, gdzie chodziłam do technikum, nie było trudno. Zamiast na lekcje, wybierałam się do kina. Byłam na bieżąco z każdą premierą. Zdarzały się też spontaniczne, jednodniowe wypady do Krakowa. Trudno wysiedzieć w szkole, gdy zaświeci pierwsze wiosenne słońce.