Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona eksmitowała chorego męża z domu. Mężczyzna szuka pomocy

Danuta Kuleszyńska 0 68 324 88 43 [email protected]
Jan Skrzyczyński: -  Nie mam dokąd pójść, ale bezdomnym też nie chcę zostać.
Jan Skrzyczyński: - Nie mam dokąd pójść, ale bezdomnym też nie chcę zostać. fot. Mariusz Kapała
- Jestem w beznadziejnej sytuacji, nie wiem co robić. Coraz częściej myślę o samobójstwie, bo na ulicy nie chcę żyć - rozpacza Jan Skrzyczyński. - Błagam o jakiś kąt.

Pan Jan przyszedł do redakcji po ratunek. - Może ktoś się nade mną ulituje i za nieduże pieniądze wynajmie mi jakiś pokój. Albo pozwoli mieszkać w zamian za opiekę. Choć jestem inwalidą, drobne roboty też mógłbym wykonywać - mówi zrozpaczony. I wykłada na stół wszystkie dokumenty. Wśród nich ten najważniejszy: orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy. Są jeszcze faktury za lekarstwa, które mężczyzna musi co miesiąc kupować. - O proszę, tylko w czerwcu zapłaciłem 270 zł - pokazuje.

Ratował kolegę, stracił zdrowie

Jan Skrzyczyński ma 52 lata i jest ciężko chory. Cztery lata temu miał wypadek w pracy. To była głośna sprawa, którą opisywały gazety. Pracował wówczas z zakładzie wywozu nieczystości, opróżniał przydomowe szamba. Któregoś dnia jego młodszy kolega zasłabł podczas czyszczenia beczkowozu. Pan Jan próbował go ratować, ale sam też zatruł się oparami, stracił przytomność. W tym nieszczęściu miał szczęście, bo przeżył. Kolegi nie udało się uratować. Ale wypadek uszkodził mu układ nerwowy. - Pani widzi, że czasami nie panuję nad ruchami głowy, zdarza się nawet, że chwilami tracę świadomość. Nie mogę długo siedzieć, muszę stać, albo chodzić - mówi, podnosząc się z krzesła. - Do tego mam cukrzycę.
Jakby tego było mało, niedługo po wypadku żona wystąpiła o rozwód.

- Bardzo mnie to boli, bo przeżyliśmy ze sobą 30 lat. Wiem, nie zawsze byłem święty... Ale nie odwraca się od człowieka, który omal nie stracił życia, a teraz jest inwalidą.
Rok temu Sąd Okręgowy w Zielonej Górze rozwiązał małżeństwo Skrzyczyńskich. Orzekł Janowi eksmisję, bez prawa do lokalu socjalnego. Sprawą zajął się komornik.

Miasto nie może pomóc

Na początku czerwca mężczyzna opuścił mieszkanie i zamieszkał na poddaszu w domku przy ul. Jaskółczej. - Za wynajem pokoju muszę płacić 360 zł, ale nie stać mnie na to, bo dostaję prawie 800 zł renty, z czego komornik co miesiąc zabiera mi 200 zł. - ubolewa. - Właściciel poddasza już kazał mi się wyprowadzić. Dał mi czas do 9 sierpnia.

Skrzyczyński złożył prośbę do urzędu miasta o przydział lokalu socjalnego. "Wniosek został zarejestrowany i będzie przedłożony do zaopiniowania w I kwartale 2010 roku" - dostał w odpowiedzi.
- Niestety, nie możemy temu panu pomóc, bo kolejka oczekujących na przydział mieszkania sięga siedmiu lat. - Marek Starosta z biura prezydenta bezradnie rozkłada ręce. - W podobnej sytuacji jest wielu mieszkańców miasta.

- To co ma zrobić pan Jan? - dopytuję.
- Trudno powiedzieć... - odpowiada Starosta.
Mężczyźnie pozostaje więc życie na ulicy. - Coraz częściej myślę o samobójstwie, bo na ulicy nie chcę żyć... - mówi ze łzami w oczach. - Pewnie zostanie mi już tylko sznur...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska