W nielicznej grupie krezusów przedsiębiorcy mają zatem lepiej niż etatowcy. Ale po tysiąckroć liczniejsi są w Polsce ludzie zarabiający 2 tys. zł miesięcznie. Jeśli wyciąga tyle etatowiec, państwo zabiera mu 540 zł, z czego 274 zł ZUS. Natomiast przedsiębiorca musi z zarobionych 2 tys. zł oddać państwu 1,1 tys. zł, czyli ponad połowę zarobku!
Widać, że nasz system ubezpieczeń społecznych jest łaskawy dla bogatych, a drakoński dla mizeraków. I to najbardziej tych, którzy - nie mogąc znaleźć pracy i nie chcąc łaski państwa - pozakładali mikrofiremki. Mają na utrzymaniu rodziny. Ledwie przędą, więc próbują jakoś obniżyć absurdalnie wysokie z ich punktu widzenia daniny.
Na początku stulecia sezonowo zawieszali działalność, by nie płacić składek. ZUS im pozwalał, a nawet radził, jak to zrobić. Po czym… zażądał zapłaty „zaległych składek” z karnymi odsetkami, bo zmieniła się interpretacja przepisów. Wtedy - po naszych tekstach i apelach organizacji gospodarczych - politycy PO- -PSL odpuścili maluczkim, uchwalając ustawę abolicyjną. Doszli do wniosku, że to nie przedsiębiorcy są winni, bo nie oni wymyślili niesprawiedliwy system. Donald Tusk przyznał też, że nękanie przez ZUS tysięcy rodzin nie ma sensu, skoro sobie radzą bez pomocy państwa. Miał rację: firmy przetrwały, zatrudniają ludzi, płacą podatki. To chyba lepsze niż dodatkowy milion bezrobotnych ustawionych w kolejkach po zasiłki?
Dziś rząd PiS stoi przed podobnym dylematem: ścigać cwanych, lecz biednych maluchów, którzy zarejestrowali działalność za granicą, by nie płacić ZUS, czy odpuścić? Na razie ściga wielkim nakładem sił i środków. Ale czy na pewno wie, po co to robi i jakie będą tego skutki?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
