MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Żużlowe myśli

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
Archiwum
Cyrk z przekładaniem meczów w ligach żużlowych, szykowaniem torów na rywali, interpretacja czy po deszczu można jeździć, czy też nie, trwa w najlepsze.

Nie potrafię zrozumieć, czemu mieniąca się najlepszą na świecie liga nie wpisze do swego regulaminu, że w przypadku, kiedy spotkanie nie może się odbyć w niedzielę, zespoły obligatoryjnie powinny jechać w poniedziałek? Gdyby do tego doszło skończyłoby się żmudne ustalanie nowych terminów i przesuwanie kolejek. Co nas obchodzi liga szwedzka, duńska czy angielska? Skoro nasza jest najlepszym i najsolidniejszym pracodawcą, ona powinna dyktować warunki.
Inna sprawa. Czy ktoś przerwie robienie torów po to żeby były nieco bardziej trudne dla rywali? Jeśli lider gości nie lubi miękkiego, to uszykują mu taki, że wszyscy zapadają się po ośki. Gdy ma problemy na twardym jest taki beton, że nie można wbić szpilki. Pytałem kolegów, którzy są znacznie bliżej żużla niż ja, co z tym począć? Opowiedzieli chórem, że się nie da. Tak już jest i nic tego nie zmieni. No chyba żeby Ekstraklasa SA w każdym z ligowych miast zatrudniła firmę zewnętrzną, która przygotowywałaby tory. Ale to by też by nie wyszło. Czemu? Z czasem przedstawiciele takiej firmy zaprzyjaźniliby się z szefostwem klubu. Jakiś grill, małe prezenciki, przyjacielskie sugestie. Efekt? Kiedy trzeba glebogryzarki spokojnie wyjechałby na owal. Tak, więc nie ma wyjścia...

A co zrobić z interpretacją złego stanu nawierzchni po ulewach? Ci, którym zależy żeby mecz się nie odbył, bo mają - na przykład - lekko kontuzjowanego zawodnika, nie robią nic. Patrzą z lubością na deszcz i tworzące się kałuże na łukach. Nawet, jeśli do meczu jest pięć godzin i już tylko mży, nie zbierają wody czekając aż zrobi się piękna breja. Kiedy przyjedzie sędzia i zarządzi jakieś działania, wysyłają jednego albo dwóch cieciów z łopatami. Ci są mistrzami pozoracji, przesuwają dla zmyłki ową maź. Oni i ich prezes wiedzą, że meczu ma nie być i nie będzie. Z kolei jeśli miejscowym zależy żeby pojechać, bo wiedzą o osłabieniu przeciwnika, szaleją, zbierają wodę, robią wszystko żeby było dobrze. Wtedy goście, którzy oczywiście wiedzą skąd ten wielki pęd rywala do rozegrania spotkania, jeśli tylko postawią stopę na torze zaczynają festiwal jęków. Bo mokro, nierówno i źle. Ostatecznie wytaczają argument narażenia zawodników na utratę zdrowia, a może i życia. Temu argumentowi żaden sędzia się nie oprze. I meczu nie ma, mimo, że już nie pada, na trybunach siedzi kilkanaście tysięcy widzów, a miejscowi stawali na uszach, by mimo deszczu, zrobić tor. I tak partykularne interesy klubów i chęć osiągnięcia wyniku za wszelką cenę potrafią psuć to, co jest solą tego sportu.

Czemu tak mnie naszły żużlowe myśli? Może dlatego, że byłem ostatnio w Rzeszowie na meczu Falubazu z Marmą i widziałem normalne, fajne ściganie bez żadnych podtekstów i układów. No, ale w Rzeszowie w odróżnieniu od Leszna i Częstochowy nie padało. Od razu wyjaśniam tym, którzy mogą pomyśleć, że stałem się fanem speedwaya, że zostaję przy piłeczce. Po prostu zastępowałem kolegę, który odpoczywa na urlopie. I już na koniec. Połaziłem ostatnio po stadionie przy W 69. Rzeczywiście jego stan jest bardzo zły. Tu dziura, tam rdza, tam smutne, drewniane ławki. Coś z tym trzeba zrobić!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska