Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie za życie. To była ciężka walka

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
W to, że Adam będzie żył, Małgorzata nie wątpiła nawet przez chwilę
W to, że Adam będzie żył, Małgorzata nie wątpiła nawet przez chwilę Przemysław Balcerzak
Głęboki wdech, uśmiech na twarzy i mogła powiedzieć Adamowi, że ma raka. - Synku! Zaczynamy walkę, leczymy się i wracamy do domu, do normalności! - Małgorzata nie wątpiła, nawet przez chwilę.

- Świat jakby się nagle zatrzymał. Zastygł. Zamazany obraz ulic, ludzi, samochodów. Wszystko wydawało się takie błahe przy walce o życie Adama...

Dziewczyna z Lublina

- Wiesz? Jeśli mi się coś stanie, to ja bym chciała swoje narządy oddać, żeby ocaliły komuś życie - wyznała przyjaciółce. Świetna uczennica, sekretarz szkoły. - Dziewczyna, co ma pusto w głowie, nigdy podobnej decyzji by nie podjęła - uważa dziś Małgorzata. Odwiedziła kiedyś portal młodej lublinianki na naszej klasie. Skontaktować się z jej rodzicami? - Nie miałam odwagi. Zresztą nie prosili o kontakt. Pewnie nawet nie wiedzą o istnieniu Adama.
Dziewczyna z Lublina wypowiedziała swoją deklarację. Minęły dwa tygodnie, potrącił ją samochód. Zapadła w śpiączkę.

Wypisane na czole

- Gdybym miała tę wiedzę i doświadczenie co dziś... - Czy wtedy Małgorzata wiedziałaby, że jej syn choruje na raka? Krwotoki, osłabienie. - Przecież moje dziecko miało to wypisane na czole! Lekarze nie widzieli? Rzucali ze szpitala do szpitala.
U Adama od ostrej białaczki limfoblastycznej wszystko się zaczęło. Chwyciła jeszcze w podstawówce. Po późnej diagnozie stan był tragiczny. - Mój syn trafił na oddział do Wrocławia. Na trzy lata.
Do niedawna zdrowy 12-latek, tryskający energią. Leżał w szpitalnym łóżku jak roślinka. Ciężkie leczenie, liczne komplikacje i powikłania. Adam bardzo źle znosił chemię. Szanse na przeżycie? Mówili, że żadne. I zdarzył się cud. Chłopiec, wbrew rokowaniom, swoją chorobę pokonał. - Ktoś nad nami czuwał - Małgorzata ma pewność. Adam wrócił do Gubina na chemii podtrzymującej. Już wszystko miało być dobrze...

Nagle organizm zaczął słabnąć

Znowu atakowały infekcje. Jak Adama złapało zapalenie płuc, przestał oddychać. Trafił wtedy pod tlen. - Myśleliśmy, że z chorobą wygrał, bo przecież pokonał raka!
Pulmunolodzy, kardiolodzy - wszyscy rozkładali ręce. Nowych komórek rakowych nie wykryto. Płuca? W porządku. Krdiologicznie w porządku. Więc co?
Doszły straszne krwotoki z nosa. Krew wypływała oczami. Adam siny, spuchnięty. - Dość! - w takich sytuacjach Małgorzacie brakowało sił.

W Warszawie chłopca przyjąć nie chcieli. Odsyłali na oddział do Rabki. Tam też nie widzieli potrzeby. - Jeżeli w Polsce nie są w stanie nam pomóc, to ja mam miejsce dla syna w klinice w Berlinie - Małgorzata gotowa była poświęcić wszystko, by ratować swoje dziecko. - Wywalczyłabym pieniądze za leczenie. Choćbym miała się do końca życia sądzić!
Kazała Warszawie i Rabce napisać oświadczenia, że odmawiają przyjęcia Adama. - Postawiłam ich pod ścianą. Wtedy jedni i drudzy zgodzili się przyjąć moje dziecko.

- Musimy się znaleźć w Warszawie - takie przeczucie przewiercało umysł Małgorzaty. Ciągnęło ją do stolicy. To było jak magnes. Adam trafił jednak do Rabki. Wstępna diagnoza? Powikłanie po chemii i lekach. Podejrzenie, że wada jest na barierze pęcherzyk płucny-naczynie włosowate. Stąd brak przepływu tlenu.
Chłopca szykowano już właściwie do przeszczepu płuc. Mieli go wywozić do Austrii. I... znowu ktoś czuwał, jak wtedy, przy białaczce. Na trafną diagnozę lekarze wpadli dosłownie w ostatniej chwili: - Może być od wątroby!

Z Rabki Małgorzata wreszcie trafiła z synem do Warszawy. Stan chłopca był ciężki, biopsja wątroby nie wchodziła w grę. Ratunek? Przeszczep.
Lekarze nie chcieli się podjąć. Adam był pacjentem w zasadzie nie rokującym. Od zakończenia chemioterapii podtrzymującej minęły dwa miesiące. A po chemii na przeszczep trzeba czekać przecież pięć lat. Na tlenie można żyć co najwyżej dwa.
- Znałam zagrożenie, ale błagałam o tę operację - Małgorzata wiedziała, że jej syn mógłby nie przeżyć zabiegu. Wybór? Właściwie żaden. Przeszczep wątroby albo śmierć.
- To będzie pierwszy przeszczep na świecie w tak krótkim czasie po chemii - mówili lekarze. - Wcześniej literatura medyczna nigdy nie opisywała podobnego przypadku.

Chwila słabości

Im lepiej psychicznie trzyma się rodzic, tym lepsza jest psychiczna kondycja dziecka. Przewidzieć chorobę? Małgorzata, by usłyszeć od lekarza wiadomość o białaczce Adama, szykowała się całą noc. - Człowiek może mieć przeczucie. Być gotowym na coś takiego? Niemożliwe.
Głęboki wdech, uśmiech na twarzy i można było powiedzieć synowi, że ma raka. - Zaczynamy walkę, leczymy się i wracamy do domu, do normalności! - nie wątpiła w to nawet przez chwilę. Pozytywne myślenie. Zadziałało we Wrocławiu, jak Adaś walczył z białaczką. Musiało zadziałać w Warszawie, gdy czekali na przeszczep wątroby.

Zdradzić się przed dzieckiem, że jest źle? - Ostatnia rzecz, jaką mogłam zrobić, to pokazać swoją bezsilność - Małgorzata, jeśli płakała, to dopiero na korytarzu. Albo po cichu, w poduszkę, gdy leżała na polowym łóżku przy Adasiu.
Adam to dziecko specyficzne. Nigdy nie narzeka. Ale przez to trzeba było brać na chłopca poprawkę. Mówił, że się dobrze czuje? Małgorzata obserwowała tym wnikliwiej.
Wychodziła z oddziału i emocje puszczały.

Oddać narządy po śmierci

Do przeszczepu szykowali się trzy razy. Małgorzata spała z telefonem pod poduszką. Po miesiącu zadzwonili: - Jest dawca.

Przygotowania, wyjazd. W drodze modlitwa, żeby syn czegoś nie złapał. Każda infekcja wykluczyłaby zabieg. Na miejscu rozczarowanie. Niewłaściwa wątroba. Po pięciu dniach znowu nadzieja. Ulotna. Tym razem wątroba nie dotarła. Sinusoida napięć.

Następnego dnia przyleciał lekarz: - Jest kolejny narząd!
To ta dziewczyna z Lublina. Gimnazjalistka potrącona przez samochód. Też trafiła do Warszawy, na intensywną terapię. Swoją walkę o życie przegrała, mózg obumarł, lekarze stwierdzili zgon. Ostatnia wola? Oddać narządy po śmierci.
Na przeszczep nerki czekały dwie dziewczynki. Ktoś czekał na serce, ktoś na płuca. Na przeszczep czekał też Adam. Chłopca zabrali na blok operacyjny. Ta wątroba była dla niego.
Choroba miała cel? Małgorzata w to wierzy. - Przecież wszystko, co nas w życiu spotyka, ma cel. Człowiek pędzi za codziennością. Nie dostrzega pewnych spraw. Choroba to moment, kiedy człowiek zwalnia, widzi i czuje więcej.
Z Adamem leżała w pokoju Monika. Guz wtopiony w mózg, nieoperacyjny. Chemię znosiła tragicznie.

- Mam dość! Kończę leczenie. Wypisuję się na własne żądanie - przyszedł moment, gdy Monika zrezygnowała z walki. Wyczytała, że jej guz jest najbardziej złośliwy.
- My miałyśmy tam, w Warszawie, na siebie trafić - Małgorzata wspomina rozmowę z Moniką. Trudną, bo przecież chory nie oczekuje współczucia i rozczulania. Gdyby nie choroba Adama, do tej rozmowy nigdy by nie doszło. Uzmysłowiła dziewczynie, że trzeba walczyć.
- Jeżeli jest jedna szansa na milion, wykorzystaj ją - banalne słowa? Po nich w Monice odrodziła się nadzieja. Pokonała raka. Skończyła szkołę. Ułożyła sobie życie.

Monika i Dziewczyna z Lublina - dwa magnesy, które przyciągały Małgorzatę do Warszawy.
W swoim nieszczęściu człowiek spotyka się z różnymi ludźmi i sytuacjami. Jeden drugiemu pomaga. Dziewczyna z Lublina oświadczeniem woli ocaliła kilka ludzkich istnień, w tym życie Adama. Nie zabrała swoich narządów do grobu. Adamowi tyle razy wróżyli śmierć, on żyje. Monika żyje być może dzięki rozmowie z Małgorzatą. Wszystko do siebie pasuje jak puzzle. Wszystko składa się w logiczną całość.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska