Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

11 listopada 1918. Polskie drogi do wolności

Wspomnienia Zygmunta Mikołajczaka
Kawalerowie Virtuti Militari ze służby w Polskiej Organizacji Wojskowej, 1921 r. Pocztówka wydana nakładem Komitetu Budowy Pomnika Poległych.
Kawalerowie Virtuti Militari ze służby w Polskiej Organizacji Wojskowej, 1921 r. Pocztówka wydana nakładem Komitetu Budowy Pomnika Poległych. Lubuskie Muzeum Wojskowe
Zdzisława Sikora z domu Mikołajczak wspomnienia dziadka znalazła wśród domowych szpargałów. To kawał historii 1918 roku...

„Urodziłem się dnia 3 marca 1899 roku w Ordzinie pow. Szamotuły. Rodzice moi, Andrzej i Maria z domu Przybysz, przeprowadzili się w roku 1903 do pobliskiego Ostrorogu, gdzie wraz z nimi mieszkałem do roku 1916. Z końcem tego roku wyjechałem do Westfalii i zamieszkałem u krewnych w Sodingen bei Herne”...
- Zachorowałam i miałam trochę więcej czasu na przewertowanie różnych rodzinnych szpargałów - opowiada mieszkanka Niekarzyna Zdzisława Sikora z domu Mikołajczak. - I trafiłam na wspomnienia mojego dziadka Zygmunta. A tutaj na opis tego, co działo się w 1918 roku... Przeczytałam tę historię z wypiekami na twarzy.

20 czerwca 1917 pan Zygmunt został siłą powołany do wojska i trafił do 7. pułku artylerii ciężkiej. Gdy maszerował z wojskiem dowódcy wracających na wschód żołnierzy ostrzegali przed grasującymi hordami Polaków. Żołnierz-tułacz nie miał pojęcia co dzieje się w Polsce, gdyż od kilku miesięcy na front nie docierała korespondencja. Przy pierwszej okazji postanowił zdezerterować. Pewnej nocy, będąc sam na posterunku, w pełnym uzbrojeniu ruszył do domu. Przez Berlin i Zbąszynek trafił do Poznania. Na dworcu powitał go oddział Soldatenratu, czyli rewolucyjnej rady żołnierskiej, na szczęście składającej się z samych Polaków. Dotarł do domu. Ojciec, czyli pradziadek pani Zdzisławy, który również był wcielony do niemieckiej armii, z wojny nie wrócił.
- Jako nastolatka byłam u cioci Stanisławy i pamiętam jak opisywała powrót wynędzniałego dziadka - wspomina pani Zdzisława. - Przez kolejne trzy dni ukrywał się, a raczej spał w stogu siana. Później były opowieści o, jak to mówiła babcia, „Verdunie”, czyli bitwie pod Verdun.

Gdy pan Zygmunt odespał natychmiast skontaktował się z miejscową organizacją powstańczą. Wielu z jego druhów zostało później, we wrześniu 1939 roku rozstrzelanych na rynku w Szamotułach. Oddział pana Zygmunta brał udział w rozbrajaniu Niemców. Bardzo emocjonująco wygląda opis przejęcia niemieckiego transportu wojskowego.
„Kiedy w nocy z 25 na 26 grudnia padło z wieży kościelnej pierwsze uderzenie zegara, myśmy - w imię Boże, dla Ciebie, Polsko! - ruszyli do napadu. (...) Niemców tak zaskoczyliśmy i przestraszyliśmy, że na nasze wezwanie „Heande hoch”, rzucali broń i poddawali się bez oporu. W czasie rozbrajania Niemców, zarówno w mieście, jak i na stacji, nie padł ani jeden strzał. Jedyne strzały, które tej nocy padły, nakarmiły strachem uciekającego przez zaśnieżone pola miejscowego niemieckiego żandarma”.

To był sukces. Pociąg oddano powstańcom poznańskim, a samochód tym szamotulskim, gdyż w miejscowym oddziale nie było nikogo, kto potrafiłby usiąść za kierownicą. Później przystąpiono do rozbrajania niemieckich kolonistów. Po kilku potyczkach pan Zygmunt zgłosił się w Poznaniu do powstańczej artylerii. Ponieważ miał problemy z poprawnym pisaniem po polsku i polską gramatyką zgłosił się też na językowe kursy.
- To niesamowite jaką wagę dziadek przez całe życie przywiązywał do poprawnej polszczyzny, dla niego samo określenie język ojczysty miało ogromne znaczenie - dodaje pani Zdzisława. - Gdy już później pisałam listy do dziadka, który mieszkał wówczas w Australii, z lękiem otwierałam korespondencję od niego bojąc się uwag na temat mojej pisowni. A jaki piękny miał charakter pisma...

„Gdym wyszedł z kursu zauważyłem, jak chmara ludu, wznosząc różne okrzyki, biegła od Starego Rynku, przez Plac Wolności, w kierunku pomnika Bismarcka. Oczywiście dołączyłem do manifestacji. Pomnik Bismarcka, jako symbol wroga, przeznaczony był na rozbiórkę. Potężna, z brązu odlana postać Bismarcka, stała na marmurowym cokole, na którym wyryte było dużymi literami nazwisko polakożercy. Jakiś dowcipniś zalepił dwie pierwsze litery - ku wielkiej radości poznaniaków. Odtąd Bismarck stał się „smarckiem”. Na szyi „smarcka” zawieszono gruby łańcuch, który w czasie ciągnienia pękł. Założono więc na szyję grubą linę, której dwa końce moc ludzi rytmicznie pociągała. Pomnik zaczął się kiwać i za chwilę, z wielkim trzaskiem, znalazł się na ziemi. Tego samego wieczoru zawleczono Bismarcka na Plac Wolności i złożono w krzakach, tuż przy ustępach publicznych, razem z różnymi Frycami i Luizami”.

Później szkoła podoficerska... Najmocniejszym wspomnieniem z tamtych czasów było pierwsze świętowanie Dnia Niepodległości. 11 listopada 1919 maszerował w defiladzie przed samym marszałkiem Piłsudskim. I jednocześnie chronił manifestację, gdyż w Poznaniu rozeszły się pogłoski, że planowane są demonstracje przeciwko Naczelnikowi Państwa. W połowie stycznia brał udział w przejmowaniu od Niemców Bydgoszczy, Torunia, Grudziądza... Później wielu żołnierzy „dezerterowało”, ale były to dziwne ucieczki. Nawet całe baterie ciągnęły na południe, aby wesprzeć powstańców śląskich. Po upadku powstania oczywiście wszyscy wrócili.

„Polska była swobodna i wolna. Uważając, że jako powstaniec wielkopolski i żołnierz polski obowiązek swój wobec Ojczyzny wiernie spełniłem, zostałem, na własną prośbę, w dniu 21 listopada 1921, z wojska polskiego zwolniony’.
Dalsze losy Zygmunta Mikołajczaka były równie dramatyczne. Jako żołnierz Korpusu Ochrony Pogranicza trafił do kresowych Kut. W czasie okupacji Niemcy przypomnieli sobie o powstańcu wielkopolskim. Gestapo, tortury, utrata wszystkich zębów. Później pracował jako leśnik w okolicy Tarnowa. Tutaj ponownie zajęło się nim gestapo. Uwolnili go partyzanci. W Polsce Ludowej też bardzo szybko trafił do więzienia, tym razem za obrazę Bieruta. Po amnestii, w 1948 roku, uciekł przez Niemcy, Włochy i Francję do Australii, gdzie był leśnikiem. Zmarł w 1973 roku.

„Jestem z tego dumny, bo cokolwiek czyniłem, czyniłem z myślą o Polsce, ku chwale Ojczyzny. (...). Wielu powstańców nie wróciło w 1920 roku spod Kijowa, wielu pomarło śmiercią naturalną, a setki zginęły z rąk oprawców niemieckich w czasie ostatniej wojny” pisał pan Zygmunt w grudniu 1968.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska