Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

17 godzin szpital trzymał w niepewności rodzinę zmarłej

Tomasz Rusek
Telegram informujący o śmierci pani Marii przyszedł z błędami. Kilkanaście godzin zajęło dwojgu jej dorosłym dzieciom potwierdzenie, że chodzi właśnie o nią. - To były najgorsze godziny w naszym życiu - mówią.
Telegram informujący o śmierci pani Marii przyszedł z błędami. Kilkanaście godzin zajęło dwojgu jej dorosłym dzieciom potwierdzenie, że chodzi właśnie o nią. - To były najgorsze godziny w naszym życiu - mówią. fot. Aleksander Majdański
Szpitalny telegram o śmierci pani Marii przyszedł... na jej adres i nazwisko, ale z błędem. - Potem przez kilkanaście godzin nikt nie potrafił powiedzieć, czy chodzi faktycznie o naszą mamę! To skandal! - mówiły nam jej dorosłe dzieci.

Syn i córka byli roztrzęsieni.

- To jakiś koszmar. Nie potrafię tego zrozumieć - denerwowała się wczoraj rano w naszej redakcji pani Iwona. Widać było po oczach, że sporo przez ostatnie godziny płakała. Jej brat Piotr zaciskał pięści. - Przyszliśmy, bo nie wiemy, czy nasza mama żyje - tłumaczyli.

Lekarka: ja nie jestem sekretarką
W poniedziałek około 16.00 do ich domu na os. Staszica (mieszka tam cała rodzina) przyszedł telegram na nazwisko ich mamy, którą zaledwie tydzień wcześniej zawieźli do szpitala. - Gdy go otworzyłem, aż mnie zatkało. Szpital informował, że w niedzielę nastąpił zgon. Ale zgadzało się tylko imię: Maria, nazwisko zmarłej było inne! Dzwoniłem do szpitala, ale zostałem spławiony. Pojechaliśmy więc od razu z siostrą na oddział - opowiada Piotr. Dyżurująca lekarka nie chciała z nimi rozmawiać. - Po tym, jak potraktowała mnie przez telefon, postanowiłem ją nagrać - mówi.

Wspólnie odsłuchujemy nagranie. Na pytanie zrozpaczonego syna o matkę, pani doktor odpowiada: ,,Do południa niech pan przyjdzie, ja nie jestem sekretarką''. Gdy rozbity gorzowianin tłumaczy, że nie wytrzyma całej nocy w niepewności, słyszy: ,,Pan twierdzi, że był zgon, a ja nie wiem, że coś takiego było''. Kiedy pan Piotr grozi, że wezwie policję, lekarka kwituje: ,,To niech pan szuka swojej mamy z policją w szpitalu''. Dodaje jeszcze ,,To nie moja mama''. Pod koniec nagrania słychać telefoniczną rozmowę Piotra z policją. Dyżurny nie pojmuje, jakim cudem syn nie może uzyskać w szpitalu informacji, czy jego matka żyje. Pan Piotr (kawał chłopa, ze sto kilo wagi), nie wytrzymuje i płacze.

Gdy wczoraj o 9.00 puszczał nam to nagranie, cały czas nie wiedział, czy jego mama żyje! - Zaraz z redakcji jedziemy z siostrą znów do szpitala - dodał. Godzinę później zadzwonił do nas: - Moja mama nie żyje - powiedział.

Okazało się, że zmarła w poniedziałek rano, a nie - jak podano w telegramie - w niedzielę.
- Cały czas wierzyliśmy, że to nie ona... - mówiły nam jej dzieci załamane.

Dyrektor: wyciągnę konsekwencje

Wicedyrektor lecznicy Piotr Dębicki najpierw nie wierzył, że o śmierci pacjentki poinformowano naszych Czytelników telegramem. Potem nie dowierzał, że lekarka mogła w taki sposób rozmawiać z rodziną, dlatego przedstawiliśmy mu nagranie. Dopiero wtedy przyznał, że zachowanie lekarki "nie powinno mieć miejsca". - Na pewno z nią o tym porozmawiam i wyciągnę konsekwencje - stwierdził. Dodał też, że niedzielna data zgonu to "nieszczęśliwa pomyłka". - Telegram wysłaliśmy, bo nie można było się skontaktować z rodziną pod wskazanym numerem telefonu - powiedział. Pani Iwona na to: - Bzdura, czuwała przy nim osoba, która jest w domu całą dobę. \

Udało się nam ustalić nazwisko opryskliwej pani doktor. Wczoraj nie było jej jednak na oddziale. - Odpoczywa po dyżurze. Kontakt z nią jest niemożliwy - powiedział Dębicki.

Pani Iwona i pan Piotr próbują się pozbierać po śmierci mamy. - Była wspaniała - mówili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska