Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera ratuszowa w Międzyrzeczu. Ostry zwrot na wokandzie

Redakcja
Burmistrza Międzyrzecza Tadeusza Dubickiego broni znany gorzowski adwokat Jerzy Synowiec.
Burmistrza Międzyrzecza Tadeusza Dubickiego broni znany gorzowski adwokat Jerzy Synowiec. Dariusz Brożek
Po trzech tygodniach procesu upadnie prawdopodobnie jeden z 16 zarzutów, postawionych burmistrzowi przez prokuraturę. Biegły wycofał swoją opinię dotyczącą zagrożenia, jakie stwarzały postawione nielegalnie lampy.

Tematem numer jeden w Międzyrzeczu jest afera ratuszowa oraz proces burmistrza Tadeusza Dubickiego i jego 12 współpracowników. Postawione im prokuratorskie zarzuty i zeznania świadków są komentowane w biurach, kolejkach i zakładach pracy. - Proces powinien się jak najszybciej skończyć. Musimy wiedzieć, kto ma rację. Prokuratura, czy obrońcy oskarżonych? Jeśli zarzuty upadną i Dubicki zostanie uniewinniony, w cuglach wygra najbliższe wybory - mówił nam w czwartek jeden z Czytelników.

Burmistrz ma 16 zarzutów związanych z pracą w urzędzie. Jeden z najpoważniejszych dotyczy oświetlenia, wybudowanego nielegalnie przez gminę jesienią 2006 r. przy ścieżce na cmentarz. Śledczy opierając się na ustaleniach biegłego oskarżyli go o stworzenie zagrożenia dla wielu osób. Chodzi o to, że lampy podłączono do prądu bez badań, dlatego - zdaniem prokuratury - mogły śmiertelnie porazić przechodniów. Tymczasem biegły wycofał się ze swoich wcześniejszych ustaleń. - Lampy nie mogły porazić ludzi, bo miały zabezpieczenia, o których biegły wcześniej nie wiedział. Sąd zlecił wykonanie dodatkowej ekspertyzy. Jeśli będzie ona korzystna dla burmistrza, zarzut upadnie i sąd będzie musiał go uniewinnić w tym zakresie - komentuje znany gorzowski prawnik Jerzy Synowiec, który reprezentuje Dubickiego przed sądem.

Proces ma wiele różnych wątków. I z każdą rozprawą nabiera rumieńców. Także finansowo-obyczajowych. Np. w czwartek sąd wysłuchał zeznań Marii P., głównej księgowej w gminnym przedsiębiorstwa produkcji betonów PUBR. Do jesieni 2002 r. kierował nim T. Dubicki. Podczas śledztwa księgowa mówiła m.in. o fakturze z 2008 r. za alkohol na firmową imprezę oraz o 15 tys. zł nagrody, którą w 2003 r. już po objęciu urzędu burmistrz przyznał sobie jako byłemu prezesowi. W czasie rozprawy Maria P. potwierdziła zeznania i stwierdziła, że w spółce nie ma wewnętrznej kontroli. Kolejną odsłoną tego wątku mają być zeznania byłego prezesa Stanisława S, który oskarżył burmistrza o kilkukrotne przyjęcie łapówek w zamian za powołanie go na intratne stanowisko.

Część zarzutów ma charakter gospodarczy

Dotyczy m.in. nieprawidłowości przy przetargach i zaniżania wartości sprzedawanych przez gminę nieruchomości. Mechanizm tego procederu obnażył jeden z biegłych, który - zdaniem śledczych - fałszował tzw. operaty sprzedawanych działek. Jak? Po prostu wyrywał kartki z dokumentów sporządzonych przez innego rzeczoznawcę i zastępował je swoimi wyliczeniami. Znacznie niższymi od oryginałów. W taki sposób obniżył m.in. cenę działek, które gmina sprzedała za około 300 tys. zł Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Po dwóch dniach KSSSE odsprzedała je za ponad 2,6 mln zł hinduskiej firmie. Początkowo wartość tych gruntów wynosiła 8,47 zł za metr kwadratowy, ale po "liftingu" dokumentów spadła do 2,47 zł.

Mec. Synowiec zwraca uwagę na fakt, że na działkach powstał zakład, który zatrudnia kilkaset osób i miał wydatny wpływ na zmniejszenie bezrobocia w Międzyrzeczu. - Gmina sprzedała ziemię, a strefa także przywileje podatkowe. To był zupełnie inny towar, dlatego nie było też szkody - zapewnia.
Podczas ostatnich rozpraw przewijał się wątek dotyczący m.in. nieformalnych powiązań władz ze światem biznesu. Mówił o tym w 2008 r. podczas śledztwa były radny Tomasz K. We wtorek przed sądem złagodził jednak swoje wcześniejsze zeznania: - Nie wiem czy w mieście panował układ. Oni stworzyli panujący zespół - stwierdził.

W latach 2002-2006 Tomasz K. zasiadał w ławach gminnej opozycji. Pod koniec kadencji po mieście krążyła lista z nazwiskami rajców, którzy w różnoraki sposób byli powiązani z magistratem. Po zdobyciu mandatu oni sami, albo ich żony lub dzieci znalazły pracę w urzędzie i podlegających mu instytucjach, lub awansowały w gminnej administracji. Pisaliśmy o tym w grudniu 2005 r. w artykule "Ratusz bardzo rodzinny". - W zamian za etaty burmistrz może liczyć na ich poparcie - grzmiała wówczas opozycja.
O familijnych związkach między ratuszem i gminnym parlamentem w latach 2002-2006 r. mówił przed sądem także były radny Robert Krzych. Wyliczał radnych, których żony i dzieci dostały pracę w magistracie podczas pierwszej kadencji Dubickiego. - Mogło to wpływ na brak obiektywizmu przy podejmowaniu przez nich decyzji - komentuje z perspektywy blisko ośmiu lat.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska