Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo tu liczy się honor

Artur Matyszczyk
Pojedynki międzyrzeczan nieraz przypominają rywalizację na serio. Walki nie są reżyserowane.
Pojedynki międzyrzeczan nieraz przypominają rywalizację na serio. Walki nie są reżyserowane. fot. Bartłomiej Kudowicz
- Jaka jest prawda? Naparzamy się ostro! - walki rycerzy Bractwa Ziemi Międzyrzeckiej mrożą krew w żyłach widzów.

Ich przywódcą jest... nauczyciel informatyki.

Pamiętacie kultowy serial "Robin z Sherwood", który na przełomie lat 80. i 90. pokazywała Telewizja Polska? Ja pamiętam doskonale. Podobnie jak tysiące innych - wówczas dzieciaków - z zapartym tchem i rozdziawiana buzią śledziłem losy Robin Hooda, którego zagrał Michael Praed. Do dziś wsłuchuję się w bajeczny soundtrack zespołu Clannad.

Wspominam godziny spędzone w lesie, na gonitwie z łukiem za moimi kolegami. Ja rycerzem nie zostałem. Ale ta historia w odcinkach tak wpłynęła na Tomasza Bączkowskiego, że do dziś ten 29-latek z Międzyrzecza biega z mieczem i toporem, odziany w stalową zbroję. Co więcej, to właśnie Tomek pięć lat temu, wraz z grupą towarzyszy, powołał do życia Bractwo Rycerzy Ziemi Międzyrzeckiej.

Jedni skaczą na bungee inni kochają średniowiecze

- Mam do dziś nagrane na kasetach wideo wszystkie odcinki wspomnianego serialu - z rumieńcami na twarzy i z lekko wstydliwym uśmiechem przyznaje Bączkowski.

Ale tak to już jest z mężczyznami. Jedni zakochują się w piłce nożnej. Inni biegają z karabinem albo choć raz w miesiącu muszą skoczyć na bungee. A Tomek i jego przyjaciele od dziecka byli zauroczeni w średniowieczem. Podwórkowe bandy nastolatków tworzyły się i walczyły u podnóża miejscowego zamku. Każdy choć przez chwilę chciał wejść w rolę Robina Hooda, Małego Johna czy Nasira. Dużej grupie pasjonatów dawnej historii miłość pozostała do dziś.

Współcześni rycerze spotykają się regularnie. Ćwiczą i poznają tajniki walki. Jak najwierniej tylko potrafią, odwzorowują rodzaje średniowiecznej broni, zbroi, szat. A potem to, czego się nauczyli, pokazują podczas rozmaitych turniejów, inscenizacji czy lokalnych imprez. Ich pojedynki często mrożą krew w żyłach widzów.

Inscenizowanie? Nie szło nam

- Jaka jest prawda? Naparzamy się ostro - nie owija w bawełnę głównodowodzący w bractwie Tomek, który na co dzień, już bez zbroi, jest nauczycielem informatyki w jednym z międzyrzeckich gimnazjów.

- Na początku próbowaliśmy inscenizować walki. Na zasadzie: ty mnie walniesz dwa razy, ja ciebie trzy. Ale marnie nam to szło. Bo jak ktoś zapomniał układu, to robiło się nieciekawie. A tak walczymy, jak umiemy. Poziom adrenaliny się podnosi. Bo nie może być inaczej, skoro czasem biegnie na ciebie grupa przeciwników, która w głowach ma tylko jedno...

Pojedynki nieraz przypominają rywalizację na serio. Krew na szczęście się nie leje. Nikt nie ginie. - Praktycznie w każdym miejscu moje ciało chroni blacha. Głowę kask pikowany, który amortyzuje uderzenia. Czuję czasami, jak rywal mnie trafi. Ale to nie jest wielki ból - kręci przekonywująco głową Bączkowski.

Dla współczesnych rycerzy to może nie jest wielki ból. Ale pewnie niewielu by się znalazło odważnych, którzy chcieliby się zmierzyć na ubitej ziemi. Członkowie międzyrzeckiego bractwa podejmą każdą rękawice i wyzwanie. - Bo dla nas, jak dawniej, na pierwszym miejscu jest honor - z dumnie podniesionym czołem mówi Rajmund Jaroszek.

Rajmund ma swoją kuźnię. Spędza w niej każdą wolną chwilę. Bez względu na pogodę godzinami potrafi walić młotem w żelastwo tak, by spod jego rąk wychodziły kolejne miecze, topory czy inne elementy rycerskiego ekwipunku. Bo międrzyrzeccy rycerze, jak przystało na prawdziwych średniowiecznych wojowników, sami dbają o wyposażenie.

- Pewnie, zdarza się, że czasem coś kupimy. Ale to drogi sprzęt. Lepiej więc samemu go wykonać - dodaje Jaroszek.

Siebie jeszcze nie zachwycił

Rajmund zajmuje się produkcją różnego rodzaju sprzętu. Jak skromnie mówi o sobie, choć obsłużył już wielu kolegów-rycerzy, jak dotąd nie zrobił nic, czym zachwyciłby sam siebie. - No może sztylety - napomyka niechętnie mężczyzna również zakochany w średniowieczu.

Oprócz tego, że walczą i dbają o kondycję fizyczną, uczą siebie i innych. Każdemu, kto tylko zechce poświęcić im choć chwilę, sprzedają informacje, jakich nie znajdziemy w podręcznikach do historii. Bo pokaz i namacalny dowód zawsze będzie bardziej interesujący od nawet najciekawszego słowa pisanego.
Rycerze z Międzyrzecza to mężczyźni z krwi i kości. Nic więc dziwnego, że chętnie gromadzą się wokół nich... kobiety.

- To prawda jest, jak najbardziej. We współczesnym świecie brakuje rycerskich typów. A bractwo? Bractwo podtrzymuje dobre tradycje męskich zachowań - z płomiennym licem podsumowuje Marta Kowalska, która sama chętnie przebiera się w średniowieczne szaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska