Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo w tym domu to jest dopiero tradycja!

Artur Matyszczyk
Rodzina Genowefy Komorowskiej w komplecie. - To będą piękne święta - mówi seniorka.
Rodzina Genowefy Komorowskiej w komplecie. - To będą piękne święta - mówi seniorka. fot. Ryszard Poprawski
Szczęście wyczuwa się chwilę po przekroczeniu progu. Wszystko dzięki temu, że do świąt przygotowują się aż cztery pokolenia.

Genowefa Komorowska z Drzeńska Wielkiego tuż przed świętami jest chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Powód? W jej domu do Wielkanocy przygotowują się aż cztery pokolenia. I choć tradycje, które kobieta przywiozła ze Wschodu powoli wymierają, to jej rodzina robi wszystko, żeby przetrwały. A zaczyna się od... wielkiego sprzątania. - Hola, hola! Najpierw są wielkie zakupy - wcina się z uśmiechem wnuczka pani Genowefy Joanna Grygor. - Oczywiście babcia robi listę.

Na święta razem

Tegoroczne święta u G. Komorowskiej będą wyjątkowe. Od roku bowiem cała rodzina mieszka razem. Szczęście w tym domu wyczuwa się chwilę po przekroczeniu progu. Ale nie może być inaczej, skoro przy malowaniu pisanek bez słów rozumie się najstarsze pokolenie z najmłodszym. - Dla mnie nie ma nic piękniejszego niż malowanie pisanek z Piotrusiem - mówi nestorka.

Piotruś to prawnuczek, który z wielką ochotą pomaga prababci w przygotowywaniu kraszanek. Starym, tradycyjnym sposobem gotowania jaj w łupinach cebuli. W tym czasie dwa inne pokolenia robią porządki. A kiedy w poniemieckiej chałupie wszystkie kąty już lśnią, rodzina zabiera się za przygotowywanie jadła.

- Wszystko przygotowujemy sami. Mięso, kiełbasę. Nieskromnie powiem, że pieczenie wychodzą mi znakomite. Odziedziczyłam to w genach, po mamie - przyznaje córka pani Genowefy Anna Grygor.

Pieczony schabik i parzona karkóweczka

Do specjałów pani Ani należy pieczony schabik, parzona karkóweczka czy rolada z boczku. - Karkówka musi być obowiązkowo z kością - dodaje pani Genowefa.

Obowiązkowo domowej roboty musi być także chrzan oraz potężne, pieczone baby. Na słodko... - U nas, na Wschodzie, pamiętam jak dziś, mocno zakrapiane święta były. Niewykluczone, że i w tym roku tak będzie - wspomina z radością pani Genowefa.

Seniorka trochę żałuje, że po wsi nie chodzą już wołownicy ani żaczki. Ci pierwsi, to byli młodzi mężczyźni, którzy w pierwszy dzień świąt pukali do każdego domu. Z pytaniem czy można nastrój rozweselić. - Śpiewki były rozmaite. A najciekawsza, gdy w rodzinie była panna na wydaniu - opowiada Komorowska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska