Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brutalne napady. Napastnicy rabowali "na kolca"

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum/ Piotr Jędzura
15 kwietnia 2003 o 2.50 w komendzie miejskiej w Gorzowie przesłuchany został Michaił A., mieszkaniec Kaliningradu. Godzinę wcześniej brutalnie napadnięty i okradziony. Tak zaczyna się sprawa rozbojów "na kolec", której akta liczą ponad 6 tysięcy stron!

Michaił zeznał, że napastnicy zabrali mu: 16,5 tys. euro, za które chciał kupić w Niemczech samochód, złoty sygnet z brylantem za 14 tys. dol. i zegarek rolex daytona wysadzany 110 kamieniami za 25 tys. dol. Mężczyzna jechał w stronę naszej zachodniej granicy drogą krajową nr 22 z siedmioma innymi Rosjanami. Za Wełminem (gm. Strzelce Kraj.) kierowca busa poczuł, że nie ma powietrza w oponie w przednim kole. Rosjanie domyślili się, że guma nie jest przypadkowa. Zatrzymali się dopiero kilka kilometrów później, w zatoczce autobusowej w Zdroisku. Ale sąsiedztwo domów nie pomogło. Kilkadziesiąt sekund później obok zaparkowała osobówka, z której wypadło czterech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Pod eskortą bus zjechał do lasu i tam mieszkańcy Kaliningradu stracili pieniądze, biżuterię i telefony komórkowe.

Czy to była jedna banda?

Napadów na obywateli ze wschodu w naszym regionie było przynajmniej kilkanaście. W akcie oskarżenia prokurator doliczył się 19. Cechy wspólne rabunków? Przede wszystkim "kolec", czyli spiłowane elementy metalowej rurki. Po najechaniu na nie dziurawiły się opony w samochodach. A do ataków dochodziło podczas próby wymiany koła. Po drugie większość napadów miała miejsce na drodze nr 22, która prowadzi z Gdańska aż do granicy w Kostrzynie. Tą trasą podróżują najczęściej Rosjanie, Białorusini i Litwini, którzy chcą kupić auto w Niemczech. Napastników było kilku, zazwyczaj zamaskowanych i uzbrojonych w pałki lub przedmioty przypominające broń. Ale ofiary często nie potrafiły dokładnie powiedzieć, ilu: czterech, może pięciu... Posługiwali się językiem rosyjskim. Niektórzy napadnięci zeznawali, że mówili z akcentem ukraińskim. Ale przebieg nocnych akcji często się różnił, np. stopniem agresji, marką samochodu, którym przemieszczali się rabusie. Czasami atakujący tłumaczyli, że chcą pobrać myto za przejazd, innym razem okradali bez słowa wyjaśnienia. Dlatego nie udało się ustalić, czy za wszystkie napady odpowiadała jedna banda. To oczywiście miało istotny wpływ na przebieg procesu i wyroki.

Osiem kul w stronę audi

14 maja 2003, kwadrans po północy, policjanci patrolujący drogę nr 22 minęli się z audi 80. Takim samym, jakim mogli przemieszczać się podejrzani. Radiowóz ruszył za nim. W Człopie, już na terenie woj. zachodniopomorskiego, audi zaczęło uciekać. W pewnym momencie zawróciło i jechało wprost na policyjny wóz. Funkcjonariuszowi udało się odbić w bok. Audi uciekło. Ale stróże prawa nie dali za wygraną. Przeanalizowali mapę i doszli do wniosku, że samochód mógł pojechać w stronę Drezdenka. Nie pomylili się. Około 1.40 zauważyli poszukiwane auto. Radiowóz zatrzymali w poprzek drogi, ale audi zamiast zwalniać, zaczęło przyśpieszać. Jeden z policjantów musiał odskoczyć, by nie zostać potrąconym. W kierunku uciekinierów poleciało osiem kul, pościg rozpoczął się na nowo, lecz w Starych Bielicach samochód zniknął z pola widzenia. O 10.00 audi z dziurami w karoserii zostało odnalezione przy drodze nr 22 przed skrzyżowaniem w stronę Kołczyna (pow. sulęciński). Było doszczętnie spalone.

Handlarze bez alibi

Podejrzani zostali zatrzymani 2 czerwca 2003 w gospodarstwie agroturystycznym koło Gubina, gdzie wynajmowali pokoje. To byli Mołdawianie - Igor G. oraz bracia Oleg i Siergiej B. W hotelu w Gubinie wpadł czwarty - Ukrainiec Oleksandr K. Policjanci namierzyli ich m.in. dzięki analizie połączeń telefonicznych. Numery, którymi się posługiwali, odpowiadały tym, które zarejestrowała stacja przekaźnikowa w czasie i rejonie, gdzie w ciągu jednej nocy doszło do dwóch napadów. Do tego zatrzymanych miały obciążyć fanty znalezione w pokojach, m.in. biżuteria, telefony komórkowe, broń, kamizelka kuloodporna, dokument od audi spalonego w pobliżu Kołczyna. Z kolei w garażu, w którym Oleg B. parkował auto, ukryte były kluczyki od zabezpieczonego w Słubicach opla calibry. Ten porzucony w styczniu samochód też był wykorzystywany do napadów. Mołdawianie i Ukrainiec nie mieli alibi, ale od początku nie przyznawali się do winy. Twierdzili, że w Polsce zajmują się handlem autami. Akt oskarżenia obejmował aż 19 napadów, w których podejrzani mieli brać udział wspólnie lub z innymi, niezidentyfikowanymi sprawcami.

Badano nawet DNA

Proces był długi i żmudny. Do udowodnienia winy wykorzystano badania odcisków palców i zapachów. Analizowano połączenia ze stacji przekaźnikowych, dzięki którym można było wytyczyć trasę, po jakiej w określonym czasie poruszali się podejrzani, i ustalić, czy jest zbieżna z popełnionymi napadami. W końcu prokurator sięgnął po wyniki badań DNA, m.in. z niedopałków papierosów znalezionych na miejscu przestępstwa. Pierwszy wyrok zapadł 10 października 2004. Przybysze ze wschodu usłyszeli wyroki od 7 do 10 lat. Oczywiście oskarżający i obrońcy odwołali się. I sprawa - decyzją sądu apelacyjnego - wróciła do Gorzowa do ponownego rozpatrzenia. Nowy sędzia zdecydował się m.in. na przesłuchanie pokrzywdzonych cudzoziemców (wcześniej odczytano tylko ich zeznania). Powołano kolejnych biegłych. Wyrok z 24 kwietnia 2006 podtrzymał wieloletnie skazania. Ale ich wysokość ostatecznie ustalił sąd apelacyjny. Igor G. dostał 6 lat, Oleksandr K. - 7, Siergiej B. - 8, a Oleg B. - 9.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska