Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłem tam pięć-sześć minut po wypadku. Trzy osoby leżały. Jedna w rowie, dwie na szosie

Wysłuchał (eska)
fot. Mariusz Kapała
Tak opowiada nam mieszkaniec Podmokli Wielkich pod Babimostem, gdzie w sobotę doszło do tragedii. Skuter zderzył się z motocyklem. Jedna osoba nie żyje, dwie trafiły do szpitala.

O tragicznym wypadku w okolicach Podmokli Wielkich pisaliśmy w sobotę. Zginął kierowca skutera, a dwie osoby, które jechały motocyklem, trafiły do szpitala. Jedna jest nieprzytomna, walczy o życie. W niedzielę rozmawialiśmy z mieszkańcem Podmokli Wielkich, który był na miejscu kilka minut po tym zdarzeniu. Anonimowo opowiedział nam, jak to wyglądało.

"Pięć-sześć minut po wypadku byłem. Jakiś trzeci, może czwarty samochód, jaki tam się zatrzymał. Jechałem z Kosieczyna do Podmokli. Trzy osoby leżały. Jedna w rowie, dwie na szosie".

"Jak przyjechałem, to jeden z kierowców już wołał pogotowie. I potem bardzo długo to trwało, żeby pogotowie przyjechało. Przy mnie dzwonił drugi, dzwonił trzeci kierowca. Nerwówka już się robiła, bo długo to trwało. Nie wiem ile, nie miałem zegarka, ale długo. Trzeciego kierowcę dyspozytor czy ktoś przy telefonie pytał, na jakim to jest terenie: czy Świebodzin, czy Sulechów. To była główna sprawa rozmowy. Kierowca odpowiedział: "Panie, skąd ja mogę wiedzieć, gdzie ja jestem? Ja też jestem obcy". Potem przyjechała jedna karetka, potem, po odstępie jakichś 20 minut, druga, a potem pogotowie lotnicze. Wszyscy przejezdni, którzy się zatrzymali, sami udzielali pomocy. Tak, jak po prostu umieli".

"Czy od razu rozpoznałem pana Janusza? Nie. Leżał człowiek... To znaczy ja rozpoznałem tylko, że musiał to być jakiś murarz, bo miał ręce od wapna i trzewiki czy tam ubiór od wapna. Potem się okazało, że on bielił w domu... A pana Janusza nie rozpoznałem, bo leżał głową do asfaltu, a nie byli my tyle odważni, żeby go ruszać. Oczywiście były tam jakieś dwie panie, co znały się w temacie i próbowały udzielić pomocy. Ale nie było tam widoków".

"W końcu do tego doszło, że któraś z tych pań wyciągnęła z apteczki samochodowej folię termiczną i przykryto tego chłopaka, już uznanego jako... I to było niedobre. Bo jak przyjechało drugie pogotowie i trzecie pogotowie, to najpierw nie zajmowali się panem Januszem, bo stwierdzono, że już jest przykryty, że już jest nieżywy. Tak to ja odczułem. No i później zaczęto dopiero - po obsłudze dwóch osób - zabierać za pana Janusza".

"Ja nie widziałem tego wypadku, ale małżeństwo, które jechało za tymi motocyklistami, stwierdziło, że to na pewno nie była brawura. Oni jechali sobie gdzieś 60-65 na godzinę - tak stwierdziła ta pani. I mówi, że pan Janusz uciekł na prawo i od razu jakby wyskoczył mocno w lewo, na środek jezdni. Myśmy później podejrzewali - ale tylko podejrzewali - że była tam gdzieś rok czy dwa lata temu nowa droga zrobiona i pozostał taki uskok na poboczu. I być może, że jak on zjechał na pobocze z tego asfaltu, z takiej wysokości, próbował wjechać z powrotem i to go wyrzuciło na środek jezdni. I w tym czasie uderzył go ten drugi, za nim jadący. Ale brawury tam żadnej nie było - to ja powtarzam po innych ludziach".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska