Niewiele ponad miesiąc po zakończeniu Przystanku Woodstock w Kostrzynie rozgorzała dyskusja na temat tego, jak impreza wpływa na miasto i jakie korzyści ma z niej Kostrzyn. - Nie chodzi o to, że Przystanek Woodstock jest zły. Decyzja z 2004 r., żeby impreza odbywała się w Kostrzynie, była dobra. Ale po dziesięciu latach festiwal stał się mocno polityczny, zapraszani są ludzie związani z polityką. A przecież to ma być podziękowanie za styczniowy finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - uważa radny Mieczysław Jaszcz. Przeszkadza mu też, że w tym roku Przystanek Jezus miał swoje miejsce na uboczu woodstockowej łąki. - Zdarzało się, że ludzie rzucali puszkami z piwem w krzyż. Nikt nie reagował. To niedopuszczalne - mówi radny.
Narzekają też niektórzy kostrzyńscy przedsiębiorcy. - Docierają do mnie sygnały, że rodzimym firmom trudno zarabiać na tej imprezie. A przecież powinny móc sprzedawać piwo, żywność, inne produkty. Tymczasem organizatorzy imprezy robią wszystko, żeby stoiska kostrzyńskich handlarzy były jak najdalej od woodstockowego pola. Wiadomo, że im dalej od pola, tym mniejsze zarobki. Dlatego powinniśmy na ten temat rozmawiać z Jurkiem Owsiakiem przy okazji przyszłorocznej edycji festiwalu - wylicza radny Maciej Borowski. Zdaniem radnego Leszka Naumowicza miasto powinno zrobić rzetelne podsumowanie zysków i strat związanych z Woodstockiem. - Sprawdźmy, ile kosztuje nas impreza, a ile na niej zarabiamy - mówi. Władze miasta, ale i regionu, podkreślają, że Woodstock to przede wszystkim ogromna promocja. Problem w tym, że to, jak impreza wpływa na promowanie Kostrzyna i Lubuskiego, trudno zbadać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?