ZAWISZA SULECHÓW - PAŁAC II BYDGOSZCZ 2:3 (17:25, 19:25, 25:21, 25:18, 11:15)
ZAWISZA SULECHÓW - PAŁAC II BYDGOSZCZ 2:3 (17:25, 19:25, 25:21, 25:18, 11:15)
ZAWISZA: Gruchot, Witkowska, Więcek, Guzowska, Zegartowicz, Sobczak, Kędziora (libero) oraz Bielińska, Nowak, Raczyńska, Pudzianowska, Bugajak.
- Liczę, że moje podopieczne zagrają tak, jak ostatnio w Chodzieży, bo wtedy zaprezentowały się najlepiej w sezonie. Wierzę w dobry występ i zwycięstwo - mówił przed meczem trener Mieczysław Puchalski. Niestety, szybko okazało się, że dziewczyny tego dnia nie były w najwyższej formie.
Cały mecz nie stał na wysokim poziomie. Obie ekipy wydawały się wybite z rytmu, miały problemy z orientacją w polu, a gra była bardzo szarpana. W pierwszym secie nasze potrafiły dotrzymać kroku rywalkom jedynie do stanu 15:15. Potem wyraźnie się pogubiły, a bydgoszczanki odjechały. W drugim podobnie, sulechowianki dociągnęły do 18 "oczek", a przeciwniczki znów włączyły trzeci bieg i nie dały im szans.
Kolejne dwa wlały trochę więcej nadziei w serca kibiców. Zawisza nie pozwolił już sobie na podobne błędy w końcówkach. Dziewczyny miały pełną kontrolę, a na tle ogólnie słabo spisującej się drużyny, nie zawodziły Karolina Bugajak i Kamila Witkowska, które kończyły większość ataków. Sulechowianki wyrównały stan meczu. W tie breaku wydawało się, że zdołają utrzymać formę i nawet prowadziły 8:7, ale w tedy przytrafiło się im kilka głupich błędów i bydgoszczanki zdołały wyjść na prowadzenie 11:10. Wtedy w aut zaserwowała Bugajak i nasze się podłamały. Rywalki zdobyły kolejne trzy "oczka" i wygrały.
- Jestem bardzo zawiedziony postawą moich dziewczyn - mówił trener Puchalski. - Chyba ta przerwa świąteczno-noworoczna wybiła je z rytmu. Ale cóż, walczymy dalej.
Rozmowa z Agatą Więcek, liderką Zawiszy Sulechów
- Jak zaczęła się pani przygoda z siatkówką?- Ten sport mam chyba w genach. Mama, tata i brat byli zawodnikami. Ten ostatni gra w moim mieście w zespole Krispolu Września. Chyba po prostu nie miałam wyjścia, bo siatkówka jest w mojej rodzinie wszechobecna.
- Kiedy trafiła pani do Zawiszy?- W ubiegłym roku, gdy byłam zawodniczką Sokoła Mogilno, grałam spotkanie przeciwko Zawiszy. Wtedy musiałam wpaść w oko włodarzom z Sulechowa. Dostałam ofertę i skorzystałam.
- Jak łączy pani pracę i grę?- Łatwo nie jest, bo z Wrześni mam do Sulechowa ponad 160 km. Na treningi przyjeżdżam dwa razy w tygodniu. Wtedy zaraz po pracy wskakuję w samochód i pędzę, aby się nie spóźnić. To naprawdę trudne i czasem męczące. Dziękuję mojemu ojcu, który czasem zajmuje się mną na miejscu. On również pomaga mi w treningach.
- Ma pani czas dla siebie?- Powiem szczerze, że moi znajomi to chyba zapomnieli jak wyglądam. Życie prywatne i przyjemności są niestety, ograniczone. Ale coś za coś. Można powiedzieć, że pracuję na dwa etaty. Za dnia w rodzinnej firmie, a wieczorami i w weekendy gram w siatkówkę.
- Myśli pani o karierze zawodowej?- Raczej traktuję to jako zabawę. Łączę przyjemne z pożytecznym, bo gmina Sulechów jest tak miła, że daje zawodniczkom stypendium, a to, jakby nie patrzeć kolejne pieniądze. Poza tym kocham siatkówkę i uwielbiam rywalizować na parkiecie. Jeśli chodzi o karierę, to raczej już wielkich rzeczy nie osiągnę. Wkrótce zamierzam też zostawić sport i bardziej skupić się na życiu rodzinnym.
- Ma pani idolkę na której się wzoruje?- Zawsze uwielbiałam Małgorzatę Glinkę.
- Marzenia?- Skromne. Dotrwać do końca sezonu bez kontuzji i uzbierać jak najwięcej punktów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?