Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciągłe emocje wokół ośrodka

(tok)
lusi/sxc.hu
Od 1 września funkcję dyrektora w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii w Przytoku obejmie Grażyna Płońska. Wygrała konkurs, który przeprowadzono w czerwcu br. Nie wszyscy chcą się z tym pogodzić.

G. Płońska pełniła tę funkcję już wcześniej. Kiedy skończyła się jej poprzednia kadencja, w 2011 r. zamierzała wystartować w konkursie i ubiegać się o ponowny wybór. - Na krótko przed tamtym konkursem dwaj nauczyciele złożyli donos do prokuratury o podejrzeniu nieprawidłowości w ośrodku. Sądzę, że zrobili to celowo, abym nie mogła wystartować w konkursie - wyjaśnia G. Płońska. - Cel osiągnęli, wtedy, w 2011 roku, do konkursu nie mogłam przystąpić, a dodatkowo zostałam zawieszona przez prokuratora w pełnieniu obowiązków dyrektora oraz nauczyciela.

Jednym z nauczycieli był Dariusz Nogajczyk, który uważa, że dyrektorka nie działała wówczas uczciwie. - Dopuszczała się fałszowania dokumentacji, nie prowadziła zajęć metodą biofeedback, mimo, że miała je w przydziale. Nie dopełniała również obowiązku zgłaszania zgodnie z prawem przypadków przemocy wśród wychowanków - wylicza.

W roku 2009 D. Nogajczyk został zwolniony z pracy. - Wiedziałem, że niesłusznie. Jestem nauczycielem dyplomowanym i jeżeli jestem zatrudniony bezterminowo mogę być zwolniony tylko dyscyplinarnie. Sprawa trafiła do sądu, wygrałem - wspomina. Nogajczyk został przywrócony do pracy. Otrzymał też odszkodowanie, ok. 30 tys zł, które wypłaciło starostwo. - Sprawa była 30 marca, a mnie przywrócono do pracy dopiero 15 kwietnia - nauczyciel twierdzi, że dyrektorka nie ułatwiała mu życia. - Wyznaczyła mi pracę na drugą zmianę - tłumaczy.
Alicja Cieśla, która do 2011 roku pracowała w Przytoku jako pedagog dodaje: - Uczniowie mieli po siedem godzin matematyki, bo matematyczka, która była wtedy zatrudniona pracowała rano, a Darek przychodził po południu. Wychowankowie, którzy byli zmuszeni do pracy w godzinach popołudniowych swoją frustrację z tego powodu wylewali na prowadzącego lekcję nauczyciela - wyjaśnia.

Nieco inny punkt widzenia na tę sprawę ma G. Płońska. - W kwietniu 2010 roku pan Nogajczyk wrócił do pracy. Zażądał, aby od pracy odsunięto matematyczkę uczącą matematyki od września i jemu oddano ten przedmiot. Nie wyraziłam zgody mając na uwadze ciągłość procesu dydaktycznego - wyjaśnia. - Skierowałam go do prowadzenia zajęć dodatkowych, kół zainteresowań oraz zajęć wyrównawczych. Był bardzo niezadowolony. Rozwiązanie było korzystne dla dzieci, ale nie dla niego. Moim zdaniem pan Nogajczyk zapomina, że to my jesteśmy dla wychowanków, a nie oni dla nas.

W Przytoku nie pracuje już A. Cieśla: - Pod koniec roku szkolnego do mojego biura przyszła komisja z pismem, że ma zabezpieczyć moją dokumentację. Myślę, że to było po to, żeby zabezpieczyć pewne dokumenty, które miałam, a które świadczyły o zdarzających się w placówce przypadkach przemocy wśród wychowanków. W ciągu dwóch godzin, zlikwidowano mój gabinet. Nie odzyskałam części prywatnych rzeczy
Stanowisko pedagoga przestało istnieć. Dlaczego?
- Po rozmowach ze starostwem i z braku możliwości stworzenia dodatkowego etatu psychologa uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie likwidacja etatu pedagoga i zatrudnienie w to miejsce psychologa - tłumaczy Płońska. - Wychowawcy pracujący w internacie od dłuższego czasu wykonywali wiele zadań, które dublował pedagog, więc będzie to bez szkody dla wychowanków. Tak też się stało, a życie pokazało, że było to rozwiązanie właściwe.

Wracamy do 2011 r. Do momentu, w którym G. Płońska została zawieszona przez prokuratora w pełnieniu obowiązków dyrektora oraz nauczyciela. Po dwóch miesiącach, we wrześniu, powróciła do pełnienia roli wychowawcy, a w marcu 2012 r. sąd pierwszej instancji umorzył postępowanie, na co prokurator wniósł zażalenie. Sąd drugiej instancji utrzymał decyzję i sprawę umorzył.
Za kadencji dyr. Płońskiej w ośrodku przeprowadzono 41 kontroli. W Przytoku byli m.in. przedstawiciele sanepidu, policji, kuratorium, ministerstwa edukacji narodowej. Był też Rzecznik Praw Dziecka i przedstawiciele starostwa powiatowego, które zarządza ośrodkiem. - Żadna z tych kontroli nie wykazała rażących uchybień w pracy ośrodka, a wręcz przeciwnie. Ośrodek był chwalony za całokształt działalności - tłumaczy G. Płońska. Podobnego zdania jest Irena Podsiadły, kierowniczka działu infrastruktury społecznej w starostwie. - Nie było nigdy zarzutów merytorycznych - twierdzi.
Nieco inaczej sprawę widzą A. Cieśla i D. Nogajczyk. - Mamy dokumenty z sanepidu i PIP - u, że nie wszystkie kontrole były pozytywne. Od wszystkich podmiotów kontrolujących dyrektorka otrzymywała przecież zalecenia. Kuratorium też twierdzi, że nie miało żadnych sygnałów, a my mamy pisma, że były - mówią zgodnie. - Również w Starostwie co najmniej dwukrotnie interweniowała prezes oddziału ZNP w Zielonej Górze zgłaszając Staroście i pani Naczelnik Wydziału Oświaty problemy dotyczące funkcjonowania placówki.

- Nie wiem, co można komentować w tej sprawie, skoro wszystko jest oczywiste - stwierdza starosta zielonogórski Ireneusz Plechan. - Zapadł wyrok sądu, w którym zostały odrzucone zarzuty prokuratora, wyrok jest prawomocny. Na tym sprawa się kończy.
- Pierwszy bym wiedział jako rodzic, że coś niedobrego się dzieje - mówi Romuald Kobierski, którego syn na co dzień przebywa w ośrodku. - Nie spotkałem lepszych pedagogów. Mój syn, aż chce tu przyjeżdżać.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska