Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężka ręka władzy

Tomasz Czyżniewski
dr Tadusz Dzwonkowski. Autor książek poświęconych historii regionu. Jest współautorem wydanej w tym roku publikacji „Konflikt o Dom Katolicki w Zielonej Górze w dniu 30 maja 1960 r. w świetle dokumentów”. Żonaty, ma jednego syna, lubi piesze wycieczki.
dr Tadusz Dzwonkowski. Autor książek poświęconych historii regionu. Jest współautorem wydanej w tym roku publikacji „Konflikt o Dom Katolicki w Zielonej Górze w dniu 30 maja 1960 r. w świetle dokumentów”. Żonaty, ma jednego syna, lubi piesze wycieczki. fot. Bartłomiej Kudowicz
Rozmowa z dr Tadeuszem Dzwonkowskim, dyrektorem Archiwum Państwowego w Starym Kisielinie o Wydarzeniach Zielonogórskich z 1960 r.

- Wiemy już wszystko o Wydarzeniach Zielonogórskich?- Prawie. Poznaliśmy większość dokumentów. Władze gromadziły je bardzo starannie. Wszystko było zaplanowane.

- A jednak nie wyszło. Kilka tysięcy zielonogórzan waliło kamieniami w milicjantów. Całe miasto zagazowane, setki zatrzymanych. - To było dla rządzących ogromne zaskoczenie. Byli tak przekonani, że wszystkim dadzą radę. Dlatego później musieli pokazać, że władza ludowa ma ciężką rękę.

- Bardzo ciężką i pamiętliwą. 6 czerwca 1973 r. por. Jadwiga Jankowska ze Służby Bezpieczeństwa opracowała notki na temat kilkudziesięciu uczestników Wydarzeń Zielonogórskich. 13 lat po walkach. Dalej byli niebezpieczni?- Odnalezienie tego dokumentu było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Walki w Zielonej Górze toczyły się w sposób spontaniczny. Nie było zorganizowanej opozycji, której trzeba było pilnować. Jednak władze musiały wykazać, że uczestnicy wydarzeń są do końca życia ludźmi przegranymi. Nie było przebaczenia. A innych mieszkańców przekonano, że to byli chuligani.

.

30 maja 1960 r. zielonogórzanie walczyli o Dom Katolicki

Kiedy władza ludowa postanowiła odebrać kościołowi budynek dzisiejszej filharmonii początkowo na drodze milicjantów stanęła grupa kobiet. Kilka godzin później w walkach na terenie śródmieścia brało udział kilka tysięcy osób a milicja musiała ściągać posiłki z Gorzowa i Poznania. Były to jedne z największych w Polsce rozruchów na tle religijnym.

- Dlatego w Zielonej Górze tak łatwo zapomnieliśmy o tych wydarzeniach?- To był jeden z elementów. Ważne było również to, że ludzie nie mieli tu swoich korzeni, nie demonstrowały zwarte grupy ludzi, jak było np. w Poznaniu, gdzie razem walczyli robotnicy z Cegielskiego. W dodatku wiele osób odniosło tutaj sukces. To było miasto sukcesu na PRL-owską skalę. Kilkakrotnie się rozrosło, ludzie wyprowadzali się na nowe osiedla, przyjeżdżali tutaj z okolicznych wiosek i miasteczek. Jedni nie chcieli pamiętać, inni nic nie wiedzieli o tych wydarzeniach. A ludzie sukcesu nie chcieli się zadawać z przegranymi.

- Trudno jednak uznać za sukces awanturę uliczną na taką skalę. Jak aparat bezpieczeństwa mógł do tego dopuścić! Jak rozprawiono się z ludźmi odpowiedzialnymi za dopuszczenie do rozruchów?- To paradoks. Jedyną ukaraną osobą był mało znaczący urzędnik, kierownik referatu mieszkaniowego. Reszta albo utrzymała swoje stanowiska, albo nawet awansowała. W ocenie ludzi ważniejsza okazała się wierność niż skuteczność. A wiernością towarzysze się wykazali rozkręcając prześladowania na wielką skalę.

- Dziękuję

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska