Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarna ich zatapia kilka razy w roku

Dorota Nyk
W dniach powodzi na podwórkach domów przy ul. Osadników w Krzepowie niemal wszystko pływało.
W dniach powodzi na podwórkach domów przy ul. Osadników w Krzepowie niemal wszystko pływało. fot. Dorota Nyk
Nic nam tu nie pomoże dopóki nam tu wału nie zbudują od strony rzeki Czarna - mówią mieszkańcy ul. Osadników w Głogowie, na podmiejskim osiedlu Krzepów. Od lat zalewane są tu ich domy.

Tutaj powódź poczyniła największe szkody. Można się było tego spodziewać. Najbardziej poszkodowani są mieszkańcy ulicy Osadników, położonej najniżej i najbliżej rzeki. Powódź to dla nich nie nowina.

Podmywa ich co najmniej dwa razy do roku. Tym razem woda pojawiła się w domach jeszcze przed wielką falą. Byliśmy na ulicy Osadników w poniedziałek po południu, dzień przed wielką falą. Do wielu domów nie można było już dojść. Można było jedynie łódką dopłynąć.

A traf chce, że nie są to wcale nowe domy, ale stare, poniemieckie. Także należące do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, w których żyją najgorzej radzące sobie głogowskie rodziny.

Tutaj nie zalała ich Odra, ale cofająca się rzeka Czarna, dopływ Odry. Na co dzień spokojna, mała rzeczka. Przy wyższych stanach Odry ta rzeczka jednak wylewa i zalewa. Najpierw okoliczne łąki i pola.

- Żyjemy tu w stresie. Zaleje czy nie? Co nam zniszczy? Jak długo będziemy się suszyć? - opowiada Stefania Sarbinowska.

Rozmawialiśmy z nią jeszcze tydzień temu. W poniedziałek miała już zalany cały ogród i pole z ziemniakami i pszenicą. Podmyty wodą był jej dom, woda stała w piwnicach. A w 1997 roku musiała na dwa tygodnie stąd uciec, bo woda stała w mieszkaniu.

W poniedziałek ulica Osadników została wyłączona z ruchu, bo była na niej woda. Wjazdu pilnowali policjanci.

- Żadnych pomocników u nas nie ma, sami musimy wszystko ratować - pokazali nam mieszkańcy. - Nie mamy prądu, informacji, jesteśmy odcięci od świata. Tyle tylko, że przed powodzią szybko śmieci wywieźli i szamba oczyścili, żeby nie było zakażeń.

Większość ludzi siedziała w odciętych od świata domach. Siedziała i czekała na rozwój wydarzeń.

- Bydła mam siedem sztuk, 24 sztuki trzody chlewnej - wszystko musiałem wywieźć - opowiada Marian Surlas. - Tamtym razem mnie zalało, miałem metr wody na podwórku.

Tym razem też jego podwórko pływało.
- Proszę zobaczyć, woda w piwnicy stoi już prawie po parter. Wiele tygodni będziemy to suszyć - pokazali nam mieszkańcy domów komunalnych. I to prawda, bo dom jest stary, poniemiecki, dawno nie remontowany.

Kilkanaście domów było odciętych o d świata i stała w nich woda. Tu nawet nikt nie ratował, bo z góry było wiadomo kogo zaleje i jak bardzo.

- W tym roku zalewa mnie już drugi raz - mówi mieszkający na końcu tej ulicy Adam Krajewski. Ma ładny, wyremontowany, kolorowy domek. - My tu w dole jesteśmy. Jak były roztopy po zimie to miałem wodę w piwnicy i teraz też zalewa. Trzeba się ratować.

Opowiada, że w 1997 roku woda wlewała mu się oknami do domu. Tym razem na szczęście do okien nie doszła.

Naprzeciwko jego domu powstaje nowy budynek. Ktoś stawia go na bardzo wysokich fundamentach, a z tyłu buduje zbiornik retencyjny. Koparki pracowały do ostatniej chwili, zanim nie nadeszła powódź. A jak przyszła wielka woda, to domu co prawda nie zalało, ale i tak można było do niego łódką dopłynąć.

Mieszkańcy mówią, że wybawieniem dla ich osiedla byłaby budowa wałów przeciwpowodziowych na rzece Czarna. Bo takich wcale nie ma. Rzeka wylewa czasami kilka razy do roku, zalewając im łąki i pola, ale jak dotąd jakoś nikt się tym nie przejmuje. Potrzebna jest także przepompownia z prawdziwego zdarzenia, bo dotychczas nikt takiej nie postawił.

- Kilka lat temu zbudowali przepompownię, ale ona wcale nie spełnia swego zadania - mówi Stefania Sarbinowska. - To jeden wielki niewypał. Ona miała niby wypompowywać wodę z naszego rejionu, a jest odwrotnie. Wypompowuje wodę z Odry i wpompowuje do Czarnej, żeby nas jeszcze bardziej zalało!

- Przepompownia, wyższe wały, umocnienia. Wiemy, że to wszystko jest potrzebne - mówi rzecznik prezydenta Głogowa Krzysztof Sadowski. - Wszystko to jest jednak w gestii wojewody. To jest po prostu zadanie krajowe. My jako gmina robimy co możemy, nawet na własny koszt kosiliśmy wały, bo to nie było przed powodzią zrobione. Już więcej nie możemy zrobić.

W dniu kulminacyjnej fali powodziowej, we wtorek, do Głogowa przyjechał wojewoda dolnośląski Rafał Jurkowlaniec. Dziennikarze zadawali mu pytania o to, co będzie się działo, gdy już przejdzie wielka woda.

Czy będą oczekiwane i konieczne inwestycje na wałach? Nie chciał jednak nic na ten temat mówić. - Rząd pracuje właśnie nad zmianami prawnymi, aby budowle hydrotechniczne mogły powstawać tak łatwą drogą jak autostrady - powiedział wymijająco.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska