Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dostała wyrok za dźgnięcie nożem męża

Dorota Nyk
Adwokat Eweliny S., Andrzej Bartkowiak, twierdził, że była to obrona konieczna. Sąd uważał inaczej.
Adwokat Eweliny S., Andrzej Bartkowiak, twierdził, że była to obrona konieczna. Sąd uważał inaczej. fot. Dorota Nyk
Na rok i sześć miesięcy pozbawienia wolności, warunkowo zawieszonych, skazał dzisiaj sąd 36-latkę, która ugodziła męża nożem. Kobieta z uśmiechem wychodziła z sądowej sali. - Dobrze, że do więzienia nie wrócę - mówiła.

- Winna - tak brzmiał dziś wyrok głogowskiego sądu. Oskarżoną była Ewelina S., lat 36. Prokurator oskarżył ją o to, że w lutym zeszłego roku we wsi Kamionna świadomym i celowym działaniem spowodowała chorobę męża, realnie zagrażającą jego życiu.

Konkretnie w trakcie domowej awantury, po pijanemu, ugodziła go trzy razy nożem. Raz w brzuch, potem w nadgarstek, a na końcu walnęła go w plecy. Następnie umyła podłogę z krwi i wsiadła do samochodu. Odjechała, zostawiając męża na podłodze, a w mieszkaniu dwójkę dzieci.

Zabrali prawko za promile

Wróciła po jakimś czasie, gdy na podwórku czekali na nią policjanci wezwani przez starszego syna, 15-latka. Męża zabrała już karetka do szpitala. Wjechała autem na podwórko, a po zbadaniu okazało się, że ma 3,29 promile alkoholu w organizmie. Za to sąd zabrał jej prawo jazdy na dwa lata.

Adwokat oskarżonej kobiety sugerował, że jest to typowa "kuchenne sprawa", w której poniżana żona nie wytrzymuje i rozwiązuje swój problem w nerwach, za pomocą noża.

Jego zdaniem kobieta działała w warunkach obrony koniecznej, pod wpływem psychicznych i fizycznych ataków męża. Domagał się uniewinnienia. Ale sędzia Rafał Miara uważał inaczej.

- Celowo i świadomie uderzała męża nożem. Jej wina jest ewidentna - powiedział. Wykonanie kary zawiesił na cztery lata tytułem próby, właśnie biorąc pod uwagę różne "domowe" okoliczności tej sprawy.

A mianowicie to, że mąż znęcał się nad kobietą fizycznie i psychicznie, że czuła się ona przez niego osaczona. Wyrok nie jest prawomocny, ale Ewelina S. raczej nie chce się od niego odwoływać. Wyszła z sali rozpraw zadowolona, uśmiechnięta wręcz.

Dalej siedzi jak mysz

- Dobrze, że do więzienia nie wracam - powiedziała. Bo w trakcie trwania śledztwa przesiedziała w areszcie tymczasowym dziesięć miesięcy! Zwolnił ją dopiero sąd w trakcie poprzedniej rozprawy. - Żałuję tego, co się stało - powiedziała na końcu.

Nam opowiedziała, że mąż od lat ją zdradzał, poniżał, że była od niego całkowicie zależna, upokarzana. Do tragedii doszło, gdy wrócił po siedmiu miesiącach nieobecności w domu.

Wieczorem żona się upiła i zrobiła co zrobiła. Ale teraz, jak nam powiedziała po sprawie, znów razem mieszkają. - Znów się męczę, siedzę jak mysz pod miotłą - mówi Ewelina S.

- Ale uważam, że nie mam wyjścia. Straciłam pracę, nie mam mieszkania, środków do życia. Tak muszę żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska