- Winna - tak brzmiał dziś wyrok głogowskiego sądu. Oskarżoną była Ewelina S., lat 36. Prokurator oskarżył ją o to, że w lutym zeszłego roku we wsi Kamionna świadomym i celowym działaniem spowodowała chorobę męża, realnie zagrażającą jego życiu.
Konkretnie w trakcie domowej awantury, po pijanemu, ugodziła go trzy razy nożem. Raz w brzuch, potem w nadgarstek, a na końcu walnęła go w plecy. Następnie umyła podłogę z krwi i wsiadła do samochodu. Odjechała, zostawiając męża na podłodze, a w mieszkaniu dwójkę dzieci.
Zabrali prawko za promile
Wróciła po jakimś czasie, gdy na podwórku czekali na nią policjanci wezwani przez starszego syna, 15-latka. Męża zabrała już karetka do szpitala. Wjechała autem na podwórko, a po zbadaniu okazało się, że ma 3,29 promile alkoholu w organizmie. Za to sąd zabrał jej prawo jazdy na dwa lata.
Adwokat oskarżonej kobiety sugerował, że jest to typowa "kuchenne sprawa", w której poniżana żona nie wytrzymuje i rozwiązuje swój problem w nerwach, za pomocą noża.
Jego zdaniem kobieta działała w warunkach obrony koniecznej, pod wpływem psychicznych i fizycznych ataków męża. Domagał się uniewinnienia. Ale sędzia Rafał Miara uważał inaczej.
- Celowo i świadomie uderzała męża nożem. Jej wina jest ewidentna - powiedział. Wykonanie kary zawiesił na cztery lata tytułem próby, właśnie biorąc pod uwagę różne "domowe" okoliczności tej sprawy.
A mianowicie to, że mąż znęcał się nad kobietą fizycznie i psychicznie, że czuła się ona przez niego osaczona. Wyrok nie jest prawomocny, ale Ewelina S. raczej nie chce się od niego odwoływać. Wyszła z sali rozpraw zadowolona, uśmiechnięta wręcz.
Dalej siedzi jak mysz
- Dobrze, że do więzienia nie wracam - powiedziała. Bo w trakcie trwania śledztwa przesiedziała w areszcie tymczasowym dziesięć miesięcy! Zwolnił ją dopiero sąd w trakcie poprzedniej rozprawy. - Żałuję tego, co się stało - powiedziała na końcu.
Nam opowiedziała, że mąż od lat ją zdradzał, poniżał, że była od niego całkowicie zależna, upokarzana. Do tragedii doszło, gdy wrócił po siedmiu miesiącach nieobecności w domu.
Wieczorem żona się upiła i zrobiła co zrobiła. Ale teraz, jak nam powiedziała po sprawie, znów razem mieszkają. - Znów się męczę, siedzę jak mysz pod miotłą - mówi Ewelina S.
- Ale uważam, że nie mam wyjścia. Straciłam pracę, nie mam mieszkania, środków do życia. Tak muszę żyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?