- Dziękuję wam i wszystkim, którzy mi po waszych artykułach przyszli z pomocą - twierdził dzisiaj mężczyzna, którego odwiedziliśmy w jego gospodarstwie w ogrodzie działkowym. Zastaliśmy go przed wyremontowaną altanką z jego ukochanym psem Azorem. Kiedy otworzył drzwi do domku, z wewnątrz buchnęło ciepło. W odnowionym pokoiku zobaczyliśmy telewizor. - Na długie, zimowe wieczory to dobry towarzysz - uśmiechał się pan Edward. Jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego poznaliśmy zaraz po nieszczęściu, jakie go spotkało.
Wszystko stracił
Pod koniec stycznia dostaliśmy sygnał, że pogorzelec żyje na działce w ruderze, bez drzwi, prądu, wody i ogrzewania (Pisaliśmy o tym 28 stycznia w tekście "Zostały mu zgliszcza"). Jedynym towarzyszem niedoli był wtedy Azor. Mężczyzna mówił, że nie potrzebuje ani nowego mieszkania, ani pieniędzy. - Gdyby tylko ktoś pomógł mi sprzątnąć bałagan po pożarze i dał jakieś materiały budowlane, to jakoś odbudowałbym sobie mój domek - tłumaczył. Opowiadał, że przed pożarem żył w swojej altance jak król. Miał prąd i piec.
Były meble, telewizor. - Szczęśliwy tu byłem ze swoim Azorem, bo on jest całym moim życiem - opowiadał. Po pożarze zostało mu tylko osmolone pomieszczenie bez drzwi. Nocą, na pryczy, otuleni kocami, ogrzewali się z Azorem własnymi ciałami. Wtedy na pomoc ruszyła im sąsiadka z działki Teresa Boczarska. Przywoziła jedzenie dla pogorzelca i jego psa, kupiła pierzynę. To ona nas zawiadomiła o nieszczęściu. Pomóżcie, bo ja więcej zrobić nie mogę - zadzwoniła do nas.
Ludzie nie zawiedli
Historię E. Ugorskiego opowiedzieliśmy w słubickim magistracie, poprosiliśmy o pomoc i się nie zawiedliśmy. Pracownicy Urzędu Miejskiego w Słubicach pomogli uporządkować teren po pożarze, a opieka społeczna dała ponad 3 tys. zł na najpotrzebniejsze materiały budowlane.
Po naszych publikacjach ruszyli na pomoc Czytelnicy. W naszej redakcji rozdzwoniły się telefony. - Temu panu przydarzyło się naprawdę wielkie nieszczęście - mówiła nam Magdalena Pawłowicz, która zaoferowała się, że podaruje pościel, naczynia oraz ubrania. Z kolei Edyta Pawlik przekazała solidne drzwi wraz z framugą. Mieszkanka ul. Sportowej załatwiła E. Ugorskiemu drewniane okno. Przy montażu drzwi i okna pomagał mu kolega.
Co jakiś czas odwiedzaliśmy pana Edwarda i patrzyliśmy, jak własnymi rękami odbudowuje swoją altankę, jak planuje, co kiedy zrobi, bo w portfelu nie ma za wiele. Ten schorowany mężczyzna dostaje co miesiąc niespełna 500 zł, więc musi starannie planować wydatki.
- Najważniejsze, że znów mamy z Azorem dach nad głową - opowiadał nam wczoraj. - Choć wiele tu jeszcze do zrobienia, ale co tam, od czego są ręce, kiedy jeszcze jest trochę sił - mówił. - Święta też będą jak należy, bo przecież umiem ugotować, na pewno zrobię rybę po grecku - zapowiadał.
To (nie)problem
Pan Edward ma jednak spory problem. Boi się, że zabraknie mu opału. - Drewno mi się kończy, sam go nie przyniosę, bo nie mogę daleko chodzić. Nogi mam zaatakowane miażdżycą - martwił się. - Jakbym miał za co kupić pół tony węgla drzewnego, to by mi go na miejsce przywieźli, ale skąd wziąć na raz tyle pieniędzy? - pytał.
- Ale przecież nie ma za tym żadnego problemu, tylko pan Ugorski nie zgłaszał nam, że potrzebuje opału - mówiła nam wczoraj szefowa Ośrodka Pomocy Społecznej w Słubicach Alina Baldys. - Jeden z moich pracowników podejdzie do niego i opał dla E. Ugorskiego zamówimy - powiedziała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?