Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziki nie dają spokoju mieszkańcom Łęknicy

Janczo Todorow
Dziki podchodzą pod kamienicy i ryją trawniki i ogródki.
Dziki podchodzą pod kamienicy i ryją trawniki i ogródki. Janczo Todorow
Od kilku miesięcy, co noc wychodzą i ryją po przydomowych ogródkach. Władze miasta są bezradne.

- Mamy dość tych dzików - denerwuje się Zdzisław Zaorski, mieszkaniec kamienicy przy ul. XX - lecia. - Co najmniej od pięciu lat trwa ten horror. Jak tylko przyjdzie jesień i zwierzęta zaczynają grasować. Podchodzą pod dom, ryją w ogródkach, niszczą. Pewnie szukają robale. Dziki krążą koło szkoły, po trawnikach, nie boją się ludzi. Jak na razie nie atakują mieszkańców. Rozmawiałem z burmistrzem usłyszałem, że miasto zrobiło, co mogło, czyli zaprosiło myśliwych na polowanie. I to wszystko. A myśliwi nie poradzili sobie z tą plagą. Wie pan, kiedyś jak byli Ruscy, to dzików nie było, wystrzeliwali je doszczętne. A teraz nie potrafią wyzwolić miasta z tego terroru. Bo dziki nas zamęczą, wszędzie jest poryte - dodaje.

W tej samej kamienicy mieszka Elżbieta Stopa. Z przejęciem opowiada, jak kilka dni temu zauważyła koło domu pod wieczór sześć potwornie dużych dzików. - Latem już grasują, w sierpniu widziałam za naszymi ogródkami dwie lochy i przynajmniej dziesięć małych spacerowały sobie po łące. Od lat to się dzieje, zwierzęta chodzą nawet po ulicach, nie boją się - zaznacza Stopa.
- Ryją i ryją, niszczą wszystko koło naszych domów - dodaje Urszula Mintos. - Nie wiem jak długo wytrzymamy, bo nikt nie chce nam pomóc, ani władze miasta, ani myśliwi.
- Nie ogrodzimy przecież miasto murem, żeby dziki nie wchodziły - mówi burmistrz Jan Beniasz. - Myśliwi kilka dni temu zorganizowali polowanie, ale nie da się wytrzebić wszystkie dziki. Na ulicach miasta nie wolno strzelać, więc akcja jest utrudniona. Nie możemy nic więcej zrobić.

Burmistrz odsyła po szczegóły do łowczego Marka Brzezińskiego z koła Cietrzew. Łowczy jednak nie ma ochoty rozmawiać z dziennikarzem i odsyła do zarządu koła, który znajduje się w Warszawie. Łowczy przyznaje, że decyzje o polowaniach na terenie Łęknicy podejmowane są w Warszawie. Wczoraj nie udało nam się skontaktować się zarządem koła. - Panie, to tragedia, my tu się męczymy, a myśliwi czekają na pozwolenie aż z Warszawy, żeby nas wyzwolić od dzików. Ruskich nie ma, to dziki się panoszą - oburza się Z. Zaorski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska