Projekt przyszłorocznego budżetu województwa zakłada, że dochody wyniosą 359 mln zł a wydatki aż 403 mln zł. Deficyt wyniesie więc 43 mln zł i ma być pokryty kredytem długoterminowym. Mimo tej niewesołej sytuacji, marszałek Marcin Jabłoński jest optymistą. Dlaczego? - Bo wydatki na inwestycje z listy indykatywnej Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego zaczynają wracać do budżetu województwa, poprzez udział w podatkach PIT i CIT - mówi. - Ten system zaczyna się więc nakręcać, bo wiele lubuskich firm wygrywa przetargi na roboty finansowane z unijnych dotacji, a z płaconych przez nie podatków, zasilany jest budżet województwa.
Władze regionu chcą nawet zwiększyć wydatki na inwestycje w przyszłym roku. W budżecie na 2010 r. nie są już uwzględniane unijne dotacje. Od 1 stycznia ich przekazywanie będzie się odbywać za pośrednictwem Banku Gospodarstwa Krajowego, a nie - jak dotąd - budżetu województwa. - Ale to nie znaczy, że nie będziemy tymi pieniędzmi dysponować. W przyszłym roku mamy do dyspozycji 850 mln zł z unijnej puli - podkreśla skarbnik województwa Małgorzata Kuźniar.
Dziś na sesji sejmiku opozycyjni radni z PiS zapowiadają sprzeciw wobec przyjęcia budżetu. - Dochody województwa są mocno przeszacowane, zwłaszcza te ze sprzedaży mienia majątku szpitalnego - argumentuje szef klubu radnych PiS Zbigniew Kościk. - Z kolei niedoszacowane są wydatki. Naszym zdaniem deficyt budżetowy może wynieść grubo ponad 50 mln zł.
W sześcioosobowym klubie PiS ma obowiązywać dziś dyscyplina głosowania. Jeśli jednak pozostali radni rządzącej koalicji PO-PSL-SLD zagłosują za, to budżet zostanie przyjęty.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?