Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś za każdym pacjentem stoi prokurator

Aleksandra Szymańska 95 722 57 72 [email protected]
Andrzej Szmit, dyrektor Samodzielnej Publicznej Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie i wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej. Były dyrektor szpitala w Gorzowie. Żonaty, dwoje dzieci. Zapalony golfista.
Andrzej Szmit, dyrektor Samodzielnej Publicznej Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie i wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej. Były dyrektor szpitala w Gorzowie. Żonaty, dwoje dzieci. Zapalony golfista. Kazimierz Ligocki
- Na system ratownictwa próbuje się przerzucić wszystko, a system nie ma na kogo zepchnąć - mówi Andrzej Szmit, który prawie 30 lat kieruje wojewódzkim pogotowiem w Gorzowie i współtworzył ustawę o państwowym ratownictwie medycznym.

- Zgadza się pan z opinią - teraz, po śmierci dziewczynki w Łodzi i innych dramatycznych przypadkach - że system państwowego ratownictwa medycznego zbankrutował, kompletnie nie sprawdził?
- Nie zgadzam się. System jest w miarę przyzwoicie pomyślany. Na pewno wymaga poprawek, ale nie można powiedzieć, że zbankrutował. W tym kraju jest około 600 karetek specjalistycznych i 800 podstawowych. Razem mamy prawie 1,5 tys. zespołów specjalistycznych. Średnio obsługują one 6-7 pacjentów dziennie. Czyli codziennie w całej Polsce załatwiamy około 10 tys. przypadków. Zawsze mogą się zdarzyć problemy. Po tym, co się stało, łatwo powiedzieć, że system zbankrutował. Ale to nie tak. Problemem jest to, że w Polsce nie ma wypracowanego modelu zależności poszczególnych części całego systemu ochrony zdrowia. Mamy samodzielne królestwa: królestwo POZ (podstawowa opieka zdrowotna, tzw. lekarz pierwszego kontaktu - dop. red.), królestwo nocnej i świątecznej opieki ambulatoryjnej, królestwo szpitali...

- Królestwo ratownictwa...
- Też. Mamy jeden dobrze działający system państwowego ratownictwa medycznego, do którego wszyscy mogą się odwoływać. Jak POZ nie chce przyjechać do pacjenta, to proszę bardzo, jest ratownictwo. Przed chwilą mój zastępca opowiadał mi sytuację z jednego szpitala. Nie przetransportują swojego pacjenta, tylko chcą karetkę systemową. A jak coś się stanie - zaznaczam: pacjentowi, który przecież cały czas jest w szpitalu - to pogotowie będzie odpowiadało. Sami pisaliście o przypadkach, że pacjent zasłabł 20 metrów od szpitala i nikomu nie chciało się ruszyć, bo od tego jest pogotowie. U ludzi też jest takie wieloletnie przyzwyczajenie, że jak coś się dzieje, to wzywa się karetkę. A jeszcze teraz, jak nie mogą dostać pomocy w POZ-ie. Nie mogą albo im się nie chce. Nie wnikam. Albo jak idą do POZ-u popołudniowego i widzą kolejkę... zaraz dzwonią na pogotowie. Na system ratownictwa próbuje się przerzucić wszystko, a system nie ma na kogo zepchnąć. Gdyby na skrzyżowaniu 500 metrów stąd samochody zderzyły się z tramwajem, to myśli pani, że ktoś by ruszył tyłek z POZ-u, który jest 50 metrów dalej? Myśli pani, że przyjechałby ktoś z SOR-u?!

- Chyba można było to przewidzieć, tworząc system ratownictwa? Nie działaliście na pustyni.
- Twórcom systemu nie zabrakło wyobraźni w zakresie organizacji. Nie starczyło nam tylko wyobraźni co do jednego: w żaden sposób nie zawarliśmy w tych ustawach, jak system może się bronić przed wszystkimi. Nie przyszło nam do głowy, że wszyscy będą chcieli go wykorzystywać.

- Przyznał pan jednak, że państwowe ratownictwo wymaga poprawek. Gdzie najbardziej?
- Przerażają mnie np. opowieści o firmach, które poprzejmowały kontrakty na ratownictwo medyczne i tylko tym się zajmują. I słyszę, że w ich karetkach nie używa się tego czy innego sprzętu, nie uzupełnia tlenu, tak jak było w przypadku tej dziewczynki, że załoga musi się rozliczać z każdego wkłucia wenflonu za 2,18 zł. Do licha jasnego, nie powierzajmy takim firmom ratownictwa medycznego! Niech to będą niepubliczne zakłady, ale takie, które wykonują też inną, zbieżną działalność, typu nocna i świąteczna opieka. Działają kompleksowo, a nie dopadły się do jednej działki.

- Chce pan powiedzieć, że wszędzie powinno być jak w Gorzowie, gdzie jako pogotowie prowadzicie też ambulatorium nocnej i świątecznej opieki, a jeszcze do niedawna mieliście blisko SOR, bo mieścił się w szpitalu.
- Ale w Zielonej Górze jest identycznie! Międzyrzecz też ma w obrębie szpitala ratownictwo medyczne. Drezdenko tak samo, tyle że tam nie ma SOR-u. W naszym województwie, oprócz jednego czy dwóch miejsc, tak to właśnie działa. I nie ma odsyłania, że my nie jesteśmy w systemie ratownictwa, więc nie przywoźcie nam ludzi.

- OK, czyli potrzebne są zmiany na etapie zawierania kontraktów z NFZ...
- Za skandal uważam, że głównym elementem kontraktowania państwowego ratownictwa jest cena. "Prywaciarz" może zaoferować każdą. Będzie tańszy, bo np. nie obowiązują go przetargi i bez problemu dostanie karetki w leasing, więc zaoszczędzi. A państwowe ratownictwo nie może oszczędzać. System jest i musi być drogi. My musimy być najlepiej wyposażeni w leki, sprzęt, nie możemy oszczędzać, choćby na tym tlenie. Przecież nie powiemy pacjentom, że nam się właśnie skończył, że przyjedzie w czwartek, jak będą pieniądze. Przy kontraktowaniu powinno być tak: spełniasz warunki albo nie. Masz sprzęt? Nie? Do widzenia. Masz ratowników? Lekarzy systemowych?

- Co jeszcze trzeba zmienić?
- Uważam, że system ratownictwa powinien być połączony z systemem POZ-u i systemem nocnej, świątecznej pomocy. Wtedy będzie można wybierać, czy pacjent potrzebuje wizyty lekarskiej, karetki podstawowej czy specjalistycznej. Dalej: lekarze rodzinni powinni być zobligowani do tego, żeby każda praktyka miała co najmniej jeden dyżur w obrębie pogotowia. W Gorzowie jest około 30 prywatnych praktyk. Gdyby każda musiała oddelegować lekarza na jeden dyżur, to nie byłoby spychologii.
- A zmiany proponowane teraz przez ministra zdrowia, żeby tworzyć osobny system tylko dla dzieci?
- Kiedyś były karetki pediatryczne, ale nie uważam, że jest sens tworzyć odrębną służbę dedykowaną dzieciom. Czy jak łysy golfista złamie sobie rękę na polu golfowym, to zaraz trzeba tworzyć system pomocy medycznej dla łysych golfistów?! Zresztą, skąd teraz brać pediatrów do zespołów specjalistycznych?

- Bo w ogóle brakuje lekarzy specjalistów medycyny ratunkowej, prawda?
- Do tej pory wykształciliśmy około 800 specjalistów medycyny ratunkowej. Według moich danych, w systemie, czyli zespołach ratownictwa medycznego i na SOR-ach, zostało około 300 lekarzy. Jeśli mamy 600 karetek specjalistycznych i jeśli na jedną taką potrzeba trzech lekarzy, co wynika z liczby godzin, które mogą przepracować, to łatwo policzyć, że potrzebujemy 1,8 tys. lekarzy do samych tylko zespołów specjalistycznych! A gdzie jeszcze 200 SOR-ów?! Kiedyś był boom, teraz ludzie nie chcą robić specjalizacji z medycyny ratunkowej. Dlaczego? Zna pani dowcip, który krąży wśród lekarzy szpitala w Gorzowie? Ile można dostać za dyżur w SOR-ze? Od dwóch do trzech lat. Jak z premią, to w "zawiasach"... Dziś za każdym pacjentem stoi prokurator. To przyszło do nas z Ameryki. Ludzie wymyślili, że jak już się nie da na niczym zarobić, to może na lekarzach. Kombinują: może źle mi się wkłuli, może nie przyjechali na czas. Nie wiem, jak to zmienić. Wiem tylko, że jeśli jeszcze zwiększymy obciążenie lekarzy, narazimy ich na postępowania karne, to jeszcze bardziej będą uciekali i będziemy mieli system, który kiedyś wykrakałem...

- Że w karetkach będą jeździli tylko ratownicy medyczni?
- Tak jak w Niemczech. Ratownictwo medyczne to ratownicy. Lekarze dojeżdżają, tylko jak jest potężny problem. U nas tak to się chyba skończy.

- To znów mamy problem, bo nie powie pan, że jest spokojny o umiejętności ratowników?
- Nie, nie jestem, bo wyłapujemy coraz więcej "kwiatków". Każdy ratownik musi raz na jakiś czas zdobyć 200 punktów edukacyjnych. Przy czym wymagalny jest jeden duży blok za 120 punków. Pozostałe trzeba uzupełnić, więc pojawiły się oferty kursów internetowych. Jak ostatnio sprawdziliśmy, ktoś, kto wykupił taki kurs za 30 zł, zanim rozwiązał zadania, dostał już certyfikat. Bo zapłacił. Nie można dopuszczać do takich rzeczy! Będziemy apelowali do pracodawców, żeby sprawdzali jakość edukacji. Nie tylko wynik punktowy, ale też gdzie te punkty zostały nabyte. Będziemy też się ubiegali, żeby szkolenia internetowe wyrzucić z systemu. Poprawki w ustawie o państwowym ratownictwie medycznym mają bardzo mocno dotyczyć zawodu ratownika, który trzeba też bardziej docenić. Dać ratownikom prawa wykonywania zawodu i ktoś powinien rejestrować te prawa, tak jak izba lekarska i pielęgniarska. To wszystko można pozmieniać jednym pociągnięciem pióra.

- Tylko ile jeszcze dzieci musi umrzeć, żeby ktoś wziął pióro do ręki?
- Sądzę, że już wystarczająco dużo umarło w wątpliwych okolicznościach i przelała się czara goryczy. Z tego, co wiem, szykowana jest bardzo duża zamiana w systemie państwowego ratownictwa medycznego. Po tych wpadkach pewnie będzie jeszcze szersza i bardziej będzie odpowiadała wymaganiom, jakie stawia życie, a nie ośrodki akademickie. Nie mówię tego, żeby ubliżyć moim mistrzom, profesorom. Oni narzucają standard medyczny, ale nie powinni się wtrącać w standard organizacyjny. Pracują w sterylnych warunkach, a my się tu użeramy z pijakami, jesteśmy szczuci psami, kopani przez pijane konkubiny. Oczywiście nie wszyscy pacjenci są tacy. Nie do każdego jeździmy z odbezpieczonym pistoletem.

- Dziękuję.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska