Kibice "Aniołów" mówią, że stary i nowy stadion to jak porównanie torta do naleśników. Nie ma w tym cienia przesady, bo pierwszy kontakt z Motoareną zapiera dech. Dwa poziomy trybun, szerokie wejścia do każdego sektora i rozbudowane zaplecze wyglądają naprawdę światowo. Jedyny mankament, na który zwrócili uwagę zawodnicy, to stosunkowo mały parking zrobiony pod trybunami na prostej przeciwległej do startu. Ale to pryszcz w porównaniu z całą resztą.
Niedzielne spotkanie uświetnił swą osobą legendarny Per Jonsson. Były zawodnik, który po upadku na torze porusza się na wózku, zrobił rundę honorową w limuzynie i wręczył toruńskim działaczom plastrom z autografem. W ramach rewanżu został udekorowany złotym medalem DMP, który Unibax wywalczył w ub. sezonie.
- To jest niesamowite. Toruń i publiczność zasłużyli na ten wspaniały stadion - powiedział "Długi Per", który uczestniczył w projektowaniu toru na nowym obiekcie. - Jestem dumny i szczęśliwy, że mogę tu dziś być.
A po części oficjalnej rozpoczęło się to, co tygrysy lubią najbardziej. Wielkie ściganie na wyjątkowym, tu nawet motocykle brzmiały inaczej, stadionie. Szykowaliśmy się na niezwykle wyrównane spotkanie i nie zawiedliśmy się. Nasz celny strzał w biegu młodzieżowym i natychmiastowa odpowiedź gospodarzy.
Potwierdziły się oceny, że w Toruniu trzeba wygrać start i trzymać krawężnik. W II biegu przekonali się o tym Piotr Protasiewicz i Niels Kristian Iversen. Nasi wyszli na 5:1, ale wystarczył moment nieuwagi, szerszy wyjazd pod bandę i "PePe" zobaczył przed sobą Adriana Miedzińskiego, a Duńczyk dostał od Ryana Sullivana. Jak ważne jest wyjście spod taśmy udowodnili z kolei Chris Holder i Patryk Dudek. Australijczyk pomknął po remis w III wyścigu, a nasz junior wystrzelił w IV gonitwie. Dudek napędził się pod bandą i był poza zasięgiem rywali już na wyjściu. Za jego plecami walczyli Grzegorz Walasek i Mateusz Lampkowski. Rywal niebezpiecznie zaatakował "Grega" ten zwolnił, ale nie odpuścił i na ostatnim kole dołączył do swego młodszego kolegi. Falubaz wyszedł na minimalne prowadzenie i zrobiło się bardzo ciekawie.
Trener Falubazu Piotr Żyto nie czekał i w miejsce bezbarwnego Iversena wystawił Grzegorza Zengotę. To był dobry strzał, bo "Zengi" świetnie wyszedł spod taśmy, a "PePe" poradził sobie na trasie z Martinem Smolinskim i uciekliśmy "Aniołom" na sześć punktów.
Ale nasza maszynka, jakby zaczęła się zacierać. W VI gonitwie jeszcze mieliśmy remis, ale w kolejnej gospodarze wyprowadzili pierwszy groźny cios. Dudek próbował się napędzać po zewnętrznej i zaczepił Walaska. Obaj zwolnili i na wyjściu z pierwszego łuku byli daleko za plecami przeciwników. Awaryjnie wstawiony Zengota stoczył jeszcze wspaniałą walkę z Jagusiem w VIII biegu, a później, niestety, zaczęliśmy zbierać łomot.
Niemal bezbłędni wczoraj Sullivan i "Miedziak" poradzili sobie z naszymi na pierwszym łuku IX wyścigu. Lindgren nie omieszkał przy tym podjechać kolegi z zespołu i to mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie. Jeśli dodamy do tego majstersztyk gospodarzy w X gonitwie, zaczęło nam się robić smutno. Holder wzorowo rozprowadził Mateja Kusa, a później świetnie jechali parą blokując ataki Walaska. Liczyliśmy, że nasi postarają się jeszcze podnieść z kolan, ale skończyło się na życzeniach.
Ostatni akord spotkania należał do miejscowych. Falubaz nie wygrał indywidualnie żadnego z pięciu biegów, ba, tylko raz udało się obronić remis. Nasi liderzy tracili pozycje na dystansie. "Greg" ocenił, że choć zaczęli dobrze przełożeni, w miarę upływu czasu zaczęli się gubić. To była woda na młyn "Aniołów", które dokończyły dzieła zniszczenia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?