Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Garnitur i dres

Andrzej Flügel
Moim zdaniem

To rzeczywiście dziwne i straszne zarazem, jak jedna ogromna chmura i ulewa może rozwalić wielkie widowisko sportowe. Decyzja o odwołaniu żużlowych derbów była pewnie słuszna, ale kolejny raz dała przyczynek do dyskusji o przepisach i konsekwencji lub braku ich zastosowania.

Oto prognozy wyraźnie mówiły: o 20.00 w Zielonej Górze będzie ulewa, a deszcz z przerwami popada do 22.00. Czy na jej podstawie nie można było odwołać tego spotkania już w południe, nie pozwalając by machina meczowa ruszyła? Teraz, w dobie internetu z zawiadomieniem kibiców nie byłoby większego problemu. Oczywiście, ewentualna taka decyzja byłaby ewenementem, szeroko dyskutowana i pewnie krytykowana. Jednak myślę, że skruszyłaby mur tradycyjnego sposobu postępowania zbudowany latami (pada, ale meczu się nie odwołuje, wszyscy przyjeżdżają, widzowie zasiadają na trybunach, arbiter robi rundkę po torze i mówi: nie jedziemy).

Z drugiej strony sędziowie są bardzo niekonsekwentni. Warto przypomnieć mecz z poprzedniego sezonu Tauron Azoty - Falubaz, gdzie arbiter nakazał jeździć w znacznie gorszych warunkach niż te, jakie panowały w niedzielny wieczór w Zielonej Górze. W tej sprawie w żużlowej centrali i wśród sędziów panuje styl dowolny. Nie można tego jakoś uporządkować? I jeszcze jedno. Skoro prognozy mówiły o tym, że od 20.00 będzie lało czy nie można było, jeśli nie odwołać, to awaryjnie zmienić godziny rozpoczęcia na, powiedzmy, 18.00? Teraz w dobie szybkiej komunikacji to możliwe. Owszem, pewnie ktoś, kto zaszył się gdzieś w głuszy mógłby nie usłyszeć komunikatu, ale takich ludzi byłaby zapewne garstka. Zresztą sprawa coraz późniejszych godzin rozpoczynania spotkań zaczyna wielu kibicom uwierać. Gdyby to był piątek lub sobota, to nie ma sprawy, ale niedziela? Przy pojedynku zaczynającym się o 20.30 kibic, powiedzmy z Żar, czy w przypadku Gorzowa, z Międzyrzecza, gdyby po spotkaniu chciał jeszcze posiedzieć w ogródku i przy piwku podyskutować o jego przebiegu, w domu pojawi się niemal nad ranem. A w poniedziałek trzeba iść do pracy! Ktoś powie, że przecież ukochana dyscyplina wymaga ofiar. I pewnie będzie miał rację...

Moja ukochana dyscyplina, czyli piłeczka zeszła z areny. Ale tylko na kilka tygodni, bo przecież nowy sezon ruszy pod koniec lipca. Tym razem Legia idzie na mistrza. W tamtym roku też szła, to prawda, ale nie wyszło.

To będzie szczególny sezon, bo przed nami Euro 2012. Na razie jest we mnie spory niepokój i to nie z powodu autostrad, bo z nimi już nie zdążymy. Martwię się o nasz zespół. Byłem w gronie tych, którzy z radością witali trenera Smudę na stanowisku selekcjonera. Nie ukrywam, że jestem lekko rozczarowany. I to nie najbardziej wynikami, ale brakiem konsekwencji trenera, zmienianiem zdania, nie mówienia B, jeśli rzekło się A itd. Nie rozumiem odstawienia od zespołu Artura Boruca (gość regularnie grał w Serie A) czy Michała Żewłakowa za jakieś głupstwa, a na przykład darowanie Sławomirowi Peszce. Po prostu okazało się, że szkoleniowiec ma charyzmę, ale na poziomie jedynie klubowym, a nie reprezentacyjnym. W dresie to można pójść na mecz ligowy lub sparing, na meczu kadry trzeba się pojawić w garniturze. Tak mi się wydaje.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska