Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gienek Loska: Gwiazda prosto z ulicy

Anna Kopeć [email protected] 85 748 95 11
Gienek Loska urodził się na Białorusi 36 lat temu, jednak w wieku 14 lat przyjechał do Polski i osiadł we Wrocławiu. Jest współzałożycielem, kompozytorem i wokalistą zespołu bluesowego Seven B oraz liderem Gienek Loska Band. Na swoim koncie ma dwa występy w "Szansie na sukces”. Największą popularność przyniosły mu jednak programy "Mam Talent” i "X-Factor”.
Gienek Loska urodził się na Białorusi 36 lat temu, jednak w wieku 14 lat przyjechał do Polski i osiadł we Wrocławiu. Jest współzałożycielem, kompozytorem i wokalistą zespołu bluesowego Seven B oraz liderem Gienek Loska Band. Na swoim koncie ma dwa występy w "Szansie na sukces”. Największą popularność przyniosły mu jednak programy "Mam Talent” i "X-Factor”. Wojciech Wojtkielewicz
Gienek Loska swoją karierę muzyczną zaczynał na ulicy. Grał w metrze w Mińsku na Białorusi, w Białymstoku na bazarze, na placach we Wrocławiu. Dziś ten Polak białoruskiego pochodzenia swoim śpiewem i niekonwencjonalnym podejściem do muzyki serca widzów w telewizji.

Dziś to jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w telewizji. Skutecznie wykorzystuje swoje pięć minut i robi prawdziwą karierę. Tymczasem jeszcze do niedawna występował na skwerach i placach zabawiając przechodniów.
Zaczął grać, kiedy miał 14 lat. Uwielbiał ballady grupy The Scorpions. Z kapelą podwórkową ćwiczył w podstawówce, gdzie salę do prób udostępniał im nauczyciel zafascynowany muzyką Beatlesów. W szkole średniej w Grodnie uczył się w klasie o profilu kulturalno-oświatowym, ale szybko zakończył swoją edukację. Zaledwie po roku wybrał muzykę. Pierwsze pieniądze zarobił w mińskim metrze. Przeznaczył je oczywiście na gitarę.
- Doskonale to pamiętam, bo ktoś rzucił mi wtedy papierowego rubla, a nie byle jaką kopiejkę. Wtedy do mnie dotarło, że to właśnie to, co chcę robić w życiu - wspomina Gienek. - To coś bardzo prawdziwego, na ulicy jest naturalna selekcja.

Gienek do Polski przyjechał w 1992 roku. Miał wtedy 17 lat. Z Andrzejem Makarewiczem, z którym wspólnie założyli zespół Seven B., koncertowali w Augustowie i w Białymstoku. Prowadził życie prawdziwego rockendrolowca. Koncerty, alkohol, ciągłe wyjazdy były jego sposobem na życie. Nie zastanawiał się ani chwili, kiedy pojawiła się propozycja, żeby pomieszkać kilka dni w Krakowie, u kolegi w akademiku. Sam przyznaje, że to miasto wiele zmieniło w jego życiu i zrobiło na nim wielkie wrażenie.
- Głównie dlatego, że szybko i skutecznie robi dziury w mózgu - wyznaje dziś żartobliwie muzyk. - Miesięczny pobyt przeciągnął się na tygodnie, miesiące, w końcu lata. To okres mojego samostanowienia, w którym nie brakowało używek, głównie alkoholu. Piłem namiętnie, nierzadko tylko w tym widząc jakiś sens.

Przy życiu trzymała go muzyka. Grał na ulicy i zyskiwał coraz większą popularność jako wokalista zespołu Seven B. Stał się idolem krakowskich ulic. Publiczność nie skąpiła grosza. Gienek śpiewał głośno, w stylu amerykańskiego białego bluesa. Wykonywał znane standardy, a towarzyszący mu gitarzyści dotrzymywali kroku. To co zarobili, przepijali. Na noc zatrzymywał się u kolegi w akademiku, ale zdarzały się noclegi w piwnicy, parku czy w rowie, o czym dziś wspomina z niesmakiem.
Po jednym z koncertów, po alkoholu spadł ze schodów i rozbił głowę. To był poważny wypadek - krwiak w mózgu, częściowy paraliż ciała, poważna operacja. Po tym wydarzeniu została mu pamiątka - blizna na czole. Na pewien czas musiał zapomnieć o scenie i o piciu.
Życie na dobre zaczęło się zmieniać, kiedy na koncercie w Ostrowie Wielkopolskim poznał Agnieszkę. Oświadczył się po miesiącu, dla niej przeprowadził się do Wrocławia. Dziś mają czteroletnią córkę Aleksandrę. To właśnie rodzina zmieniła jego sposób życia. Odstawił alkohol, wczuł się w rolę ojca. I dalej grał. Tyle, że z ulicznych koncertów trudno było wyżyć. Postanowił spróbować swoich sił w telewizji. W "Szansie na sukces" wystąpił w programie z zespołem Wilki, brał udział także w programie "Mam talent". Jednak to "X Factor" przyniósł mu największą popularność. Kiedy wszedł do studia, publiczność zaczęła mu bić brawo zanim zaczął śpiewać. Znali go z ulicznych koncertów, z castingów. Charakterystycznym, mocnym, lekko zachrypniętym głosem i oryginalnym wyglądem zjednał sobie nie tylko widownię, ale także jurorów.

Kuba Wojewódzki mówi, że śpiewa z trzewi, głęboko i prawdziwie. W jednym z odcinków wyznał nawet, że ma do niego słabość. Czesław Mozil stwierdził, że kiedy ogląda występy Gienka, widzi i czuje, że muzyka coś znaczy. Zdaniem Mai Sablewskiej, jest prawdziwy i wzbudza wyjątkowe emocje.
Na początku programu wokaliści mogli prezentować swój własny styl. Z czasem te reguły się zmieniły i Loska też musiał zmienić repertuar i wizerunek. W drogim, firmowym garniturze i czarnej koszuli z żabotem śpiewał m.in. piosenki Rickiego Martina i Franka Sinatry.
- Czesław mówił wtedy, że wyglądam jak gwiazda kina porno na pogrzebie swojej partnerki z planu filmowego - zdradza rozbawiony wokalista.
Jest jednym z faworytów programu. Chciałby wygrać, to naturalne. Ale podkreśla, że niezależnie od tego, czy zdobędzie główną nagrodę, dalej będzie grał z zespołem Seven B. I występował na ulicy.
- Bo tu po prostu jest prawdziwa adrenalina. Wokół zbierają się ludzie, obserwują, niektórzy podziwiają, a niektórzy olewają. To ciekawe doświadczenie, które uzależnia - mówi.
W niedzielę Gienek Loska kolejny raz wystąpi w programie X Factor, a za tydzień możemy posłuchać go na żywo na zielonogórskim koncercie.
- Kiedy pojawił się pomysł, żeby zgłosić się do "Mam talent", a później do "X Factor"?
- Była to wewnętrzna potrzeba dowartościowania się. A nic nie jest lepszym lekarstwem niż pokazanie się w telewizji. Mam przez to szacun sąsiadów, mieszkańców. Co jest paradoksalnie ohydą samą w sobie.

- Czego brakuje na polskim rynku muzycznym?
- Dobrej muzyki. Tu nie chodzi o rynek muzyczny. Połkniemy wszystko, co nam rzucą, jeśli tylko pojawi się w telewizji. Programy typu "Mam talent" czy "X Factor" są potrzebne, bo ludność musi mieć igrzyska.

- Dobra muzyka, to znaczy jaka muzyka?
- Ta, która się podoba. Ja nie zamykam się w jakimś jednym gatunku. Staram się przynajmniej. Może tylko trochę bardziej wkurza mnie reggae, zwłaszcza polskie, bo to przenoszenie na siłę czegoś na coś. Warunkiem jest publicznie zajarać jointa. Ja mogę jarać, albo nawet wciągać kokę, ale po cholerę? Po cholerę mam to robić albo o tym mówić? Po co dorabiać do tego ideologię?

- Czy czujesz się gwiazdą? Jak reagujesz na ten szum medialny, który stworzył się wokół Ciebie?
- Coraz gorzej i trudniej ludziom wytłumaczyć, że jestem cały czas tą samą osobą. Że nie muszę rozdawać autografów i robić zdjęć jak miś w Zakopanem. Ale większość ludzi wychodzi z założenia, że skoro pokazywali mnie w telewizji, to muszę. Ale jeszcze wychodzę czasem na ulicę zagrać, żeby podreperować budżet. I cieszy mnie to nadal. Telewizja - telewizją. Czasem załatwi jakieś otwarcie czy inną dobrze płatną imprezę. Ale ja mam rodzinę, żonę, dziecko, kapelę. Muszę o nich dbać.

- A ludzie teraz inaczej reagują jak widzą Cię na ulicy? Częściej się zatrzymują?
- Tak. Oczywiście. To jest oczywiste. Ale chciałbym, żeby ludzie cenili mnie nie za to, że pokazują mnie w telewizji, ale za to, co i jak śpiewam. I o czym.

- Czy Ty w programie "X Factor" jesteś prawdziwy? Ile jest tam Ciebie, a ile kreacji?
- I tu jest konflikt. Kreują mnie na strasznie niezależnego faceta, który uciekł z Białorusi, jak taki buntownik bez powodu. A w rzeczywistości jestem całkowicie ustatkowanym i spokojnym faciem, który wraca do domu, o ile wraca oczywiście - raz w tygodniu, wskakuje w kapcie, zakłada szlafrok, wychodzi raz na godzinę na balkon zapalić papierosa, siedzi przed telewizorem lub czyta książki.

- Boisz się popularności?
- Tak. Ale zarazem mnie podnieca. To jest jak z pierwszą dziewczyną. Jest taki fajny smaczek. To wszystko zachęca, te propozycje, splendor. Ale znam jedną życiową prawdę - nie ma nic za darmo.

- A ile jesteś gotów oddać za popularność?
- Tyle co byłem gotów już oddałem. Dalej się zobaczy. Nie będę brylował w towarzystwie. Nie będę na siłę pokazywał się na charytatywnych imprezach, żeby pokazać, że pomagam. Zacząłem grać profilaktykę uzależnień, kiedy byłem na dnie. Pomagałem dzieciakom. Robiłem to sumiennie. I paru dzieciakom udało się naprawić życie.

- Ile taki szum medialny potrwa? Pięć minut?
- Pięć minut. Reszta zależy od nas. Tylko dobra muza może nas uratować.

- Marzenia?
- Proszę bez okrągłych pytań. Na dzisiaj moim marzeniem jest wrócić do domu. Przywitać i ucałować córkę, ukochać żonę.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska