MKTG SR - pasek na kartach artykułów

GKP zaczął kozacko, a skończył smutno

Redakcja
U schyłku lata kibice piłkarzy GKP Gorzów Wlkp. zastanawiali się, które zespoły mogą zagrozić ich ulubieńcom w walce o ekstraklasę. Teraz nastroje są inne, bo niebiesko-biali mają tylko dwa punkty przewagi nad spadkową strefą tabeli.

Liczby są dla gorzowian bezwzględne: z pięcioma zwycięstwami, czterema remisami i aż ośmioma porażkami na koncie zajmują po jesiennej rundzie dopiero 12. miejsce w pierwszoligowej tabeli. Drużyna staczała się przez ostatnie dwa i pół miesiąca po równi pochyłej. Do 11 września była wiceliderem rozgrywek, potem już tylko liczyła przewagę nad spadkową strefą. Dlaczego tak się stało?

GKP miał jesienią trzy wyraźnie różniące się od siebie okresy gry. Najlepszy był początek. Choć los wyznaczył gorzowianom najpierw bardzo silną Sandecję Nowy Sącz, potem czterech beniaminków, a wreszcie spadkowicza z ekstraklasy Odrę Wodzisław Śląski, to nasza drużyna zgromadziła w tych spotkaniach aż 13 punktów. - Zbieraliśmy wtedy owoce zdrowej rywalizacji o miejsce w podstawowym składzie, dobrej atmosfery w zespole i odważnej, pełnej polotu postawy naszych zawodników na boisku - mówi z przekonaniem trener Krzysztof Pawlak.

Załamanie przyszło we frajersko przegranym 2:4 meczu w Katowicach. Ten pojedynek obnażył słabości niebiesko-białych: brak boiskowego przywódcy i niepewną grę obronną. Wkrótce doszły kolejne problemy: luki w składzie po kontuzjach Pawła Grocholskiego, Krzysztofa Ziemniaka i Radosława Jasińskiego, a także nawarstwiające się problemy finansowe. Po poniesionych w bezbarwnym stylu porażkach z ŁKS (w lidze) i Cracovią (w PP) przyszedł jeszcze wyjazdowy triumf w Ostrowcu Świętokrzyskim. To był ,,łabędzi śpiew'' gorzowian, bo od 25 września nie zaznali już smaku wygranej.

Osiem ostatnich spotkań trudno nazwać inaczej niż sportową katastrofą. Strajki nieopłacanych piłkarzy, kartkowe wykluczenia Adriana Łuszkiewicza i Artura Andruszczaka, fatalny uraz bramkarza Sławomira Janickiego, wreszcie zacięcie się w ataku Emila Drozdowicza sprawiły, iż GKP wzbogacił się do końca rundy o zaledwie trzy oczka - po remisach z Pogonią Szczecin, Dolcanem Ząbki i Podbeskidziem Bielsko-Biała. Drużyna sięgnęła mentalnego i sportowego dna w meczu z Wartą Poznań w Gorzowie, po którym została zwyzywana i wygwizdana przez własnych kibiców.

Czy kadrowo było stać gorzowian na lepszy wynik? W bramce nie zawiedli Janicki i Jacek Skrzyński, choć obydwaj grali dosyć pechowo. Dyspozycja obrony - szczególnie po kontuzji Grocholskiego - zawsze była dużą niewiadomą. Luki po kontuzjowanym koledze nie potrafił wypełnić awaryjnie ściągnięty Łukasz Ganowicz, za wiele pomyłek przydarzyło się też rutynowanemu Andruszczakowi. W drugiej linii zdecydowanie najlepiej spisywali się dwaj defensywni pomocnicy: Daniel Ciach i Łuszkiewicz. Nie zawiódł Czech Josef Petrzik, za to pozostali zawodnicy tej formacji mieli spore problemy z kierowaniem grą zespołu. A w ataku - poza Drozdowiczem - nikt nie zapracował sobie na miano snajpera.

Pytanie, czy wiosną będzie lepiej, wydaje się dziś mało zasadne. Bardziej należy się martwić, czy zespół w ogóle przystąpi do rewanżowej rundy. Na razie z GKP rozstali się definitywnie tylko Ganowicz (skończyło mu się wypożyczenie z Podbeskidzia) i Petrzik (rozwiązał kontrakt), ale wkrótce mogą to zrobić następni piłkarze. Bo ostatnią wypłatę dostali za... lipiec. Klub najpóźniej do 15 grudnia otrzyma od miasta 200 tys. zł dodatkowej dotacji i trochę podgoni zaległości. Na zlikwidowanie całego długu, wynoszącego aż 1,2 mln, nie ma jednak szans. Trudno więc wykluczyć, iż zawodnicy spoza Gorzowa wezmą, ile się tylko da i... więcej się przy Olimpijskiej nie pokażą. Mogą tak zrobić albo z własnej woli, albo też respektując postanowienia macierzystych klubów. Pamiętajmy bowiem, że siedmiu graczy GKP zostało latem wypożyczonych na rok z występujących w Młodej Ekstraklasie ekip Lecha Poznań oraz Legii i Polonii Warszawa.

- Wszystko wyjaśni się 14 grudnia, podczas walnego zebrania sprawozdawczo-wyborczego członków klubu - twierdzi dyrektor GKP Mariusz Niewiadomski. - Naszą jedyną szansą na dotrwanie do końca sezonu mogą się okazać zimowe transfery Skrzyńskiego, Łuszkiewicza i Drozdowicza. Wiem, że kibicom trudno będzie zaakceptować odejście trzech czołowych graczy, lecz innego sposobu na podratowanie budżetu nie mamy...

KOMENTARZ

W polskim sporcie mówiło się zawsze: kołem zamachowym rozwoju tej dziedziny życia są sukcesy w piłce nożnej. Takie myślenie obowiązywało zarówno w skali kraju, jak też poszczególnych miast.

Ta filozofia nigdy nie przyjęła się, niestety, w Gorzowie. Ani w minionym okresie, gdy futbol był finansowany przez potężne ZWCh ,,Stilon'', ani w ostatnich latach, kiedy piłkarze grali za pieniądze miasta i prywatnych sponsorów. Nie pomagają poważne argumenty: pierwsza drużyna na zapleczu ekstraklasy i aż 240 chłopaków, biegających za piłką w młodzieżowych zespołach. Zawodnicy mają do dyspozycji zaledwie jedno treningowe boisko, eksploatowaną do granic możliwości główną płytę (oczywiście bez sztucznego oświetlenia) oraz szatnie w prowizorycznym baraku. Są, krótko mówiąc, piątym kołem u wozu.

Najbardziej martwi jednak brak sygnałów, iż futbol nad Wartą może liczyć na pomyślną przyszłość. Prezes GKP Sylwester Komisarek jest już najwyraźniej zmęczony wieloletnim kierowaniem klubem i wykładaniem prywatnych funduszy, zaś miasto wcale nie kwapi się go zastąpić. Można nawet odnieść wrażenie, że wszystkim najbardziej zależy na tym, by drużyna... spadła z pierwszej ligi. Takie postanowienia, jak uczy historia, najłatwiej jest przeobrazić w rzeczywistość.

Robert Gorbat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska