Sklep internetowy działał w Głogowie od października 2010 do listopada 2011 roku. Oferował sprzęt agd i rtv po bardzo atrakcyjnych cenach. Miał więc klientów z całej Polski. Przez rok działalności właścicielce sklepu, 27-letniej polowiczance, udało się zawrzeć umowy na różne rzeczy oferowane przez jej sklep z 1.784 osobami. Przyjęła od nich pieniądze. Ale jak się okazało, 980 klientów nie miało szczęści i nigdy nie doczekało się zamawianych pralek, kuchenek, telewizorów czy mikrofalówek, ani zwrotu gotówki. Jak wykazało śledztwo głogowskiej prokuratury, kobieta nie wywiązała się z umów dostawy lub zwrotu pieniędzy, oszukując klientów na łączną kwotę 1.540.000 zł.
Ludzie wpłacali pieniądze i miesiącami, bez skutku, oczekiwali na towar. Fora internetowe pełne był skargi i psioczenia na ten sklep. Niezrealizowane zamówienia dotyczyły towarów od kilkuset złotych do kilku tysięcy zł. - 12 lipca 2011 roku kupiłem kuchenkę gazową za 550,79 zł i zaczęły się schody - pisał pan Mirek. - Moja mama jest bez kuchenki, a ja bez pieniędzy.
W końcu klienci nie wytrzymali, wielu z nich złożyło doniesienia do prokuratury i na policję, z nadzieją, że ktoś, kto ich oszukał, zostanie ukarany, a oni będą mogli dochodzić swoich pieniędzy na drodze sądowej. Wtedy, po policyjnym dochodzeniu, w marcu 2011 roku właścicielka sklepu Agnieszka O. otrzymała dozór policyjny i musiała wpłacić kaucję w wysokości 10 tys. zł. Jednak kobieta zaskarżyła nałożony na nią dozór policyjny i sąd przychylił się do jej skargi. Firma prowadziła swoją działalność dalej, jak gdyby nigdy nic.
A co na to głogowska prokuratura rejonowa? W grudniu 2010 roku umorzyła postępowanie "wobec stwierdzenia braku znamion przestępstwa". Ta prokuratorska decyzja i to uzasadnienie podziało na wielu oszukanych klientów jak płachta na byka. Tym razem zaczęli kierować zażalenia do prokuratury okręgowej. I jak widać znalazły one zrozumienie.
I co wykazało kolejne śledztwo? Aleksandra O. w czasie prowadzenia działalności przekazała na rachunek maklerski spółki ponad 520.000 zł i nietrafnie je zainwestowała na giełdzie, ponosząc stratę w wysokości prawie 300.000 zł. Dokonywała wypłat gotówkowych z rachunków firmowych. Tylko do końca 2010 roku z rachunku spółki pobrała gotówkę w łącznej kwocie 425.000 zł. A przez cały okres działalności sklepu przywłaszczyła sobie łącznie 840.000 zł. Taka ilość wypłat z kont firmowych nie była uzasadniona, gdyż spółka rozliczała się z dostawcami, w tym z głównym dystrybutorem towarów sklepu bezgotówkowo. W efekcie od końca stycznia 2011 roku zaczęła narastać ilość niezrealizowanych i nierozliczonych zamówień.
Aleksandra O. nie przyznała się do winy. Wyjaśniła, iż na przełomie 2010 i 2011 roku miała problemy z realizacją zamówień spowodowane złymi warunkami pogodowymi, przerwami w realizacji zamówień przez dostawców towarów jak i z powodu inwentaryzacji w magazynach. Podała ponadto, iż dyrektor ds. sprzedaży odpowiedzialny za kontakt z klientami i realizację zamówień w grudniu 2010 roku uległ wypadkowi, po którym był hospitalizowany i przebywał na zwolnieniu lekarskim. Nikt nie przejął jego obowiązków. To dlatego miały pojawić się opóźnienia w realizacji zamówień.
Polkowiczance za oszustwo klientów na 1,5 mln zł grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?