Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głośna afera z narkotykami była strzałem z kapiszona!

Dariusz Brożek
Zatrzymanie i aresztowanie przedsiębiorcy odbiło się głośnym echem w całym regionie. Po trwającym ponad rok śledztwie okazał się niewinny.

W tej historii głównym tematem są narkotyki, ale równie ciekawy wątek dotyczy synów skwierzyń-skiego przedsiębiorcy Krzysztofa Krajewskiego i byłego komendanta głównego policji Marka Działoszyńskiego. Latem ub.r. w całym kraju huczało o kontaktach szefa policji z podejrzanym o handel narkotykami biznesmenem. Przysłowiowej oliwy do ognia dodał pożar garażu w Przy-tocznej. Ich synowie zostali pomówieni o podpalenie. Oba postępowania zostały umorzone. K. Krajewski stracił przez to fortunę, a M. Działoszyński pożegnał się ze stanowiskiem.
Sprawa zaczęła się w czerwcu ub.r. od policyjnej kontroli drogowej. - Po zatrzymaniu samochodu policjant podał mi tester wykrywający narkotyki. Potem wziął go ode mnie i coś przy nim majstrował. Nie widziałem co robi, bo siedziałem w policyjnym samochodzie, a on wziął urządzenie na dach pojazdu. Badanie śliny rzekomo wykazało, że jestem pod wpływem narkotyków - wspomina K. Krajewski.

Policjanci zabrali kierowcę do szpitala, gdzie pobrano mu krew. Potem pojechali na rewizję do jego mieszkania i firmy. W pomieszczeniu przedstawicieli handlowych przy biurze znaleźli słoik z jakąś substancją. Badania wykazały, że w środku były narkotyki. Prokuratura postawiła mu 16 zarzutów. Najcięższe dotyczyły posiadania narkotyków i ich udzielania, czyli częstowania innych osób. Śledczy opierali się na zeznaniach świadków. - To są byli przedstawiciele mojej firmy. Są mi winni ogromne pieniądze. Co do słoika z narkotykami, nie miałem z nim nic wspólnego. Każdy mógł wejść do tego pomieszczenia i go tam schować - zapewnia.

Mężczyzna został aresztowany. Na wolność wyszedł ponad dwa miesiące później. Pierwszym światełkiem w tunelu były dla niego wyniki badania krwi, pobranej bezpośrednio po zatrzymaniu. Wykluczyły obecność narkotyków. Potem zaczęły upadać kolejne zarzuty i trwające kilkanaście miesięcy śledztwo ugrzęzło w martwym punkcie. - Sprawa została umorzona pod koniec sierpnia - informuje prok. Renata Szynczewska z Prokuratury Rejonowej w Międzyrzeczu.
Kiedy K. Krajewski siedział w areszcie, prokuratura wszczęła kolejne postępowanie. Tym razem śledczy wzięli na celownik jego syna. A także jego kolegę z klasy, który jest synem ówczesnego komendanta głównego policji Marka Działoszyńskiego. Obaj zostali pomówieni o podpalenie garażu w Przytocznej.

Śledztwo przejęła prokuratura w Strzelcach Krajeńskich. Pomówieni koledzy nie usłyszeli jednak zarzutów. - Postępowanie zostało umorzone, gdyż nie wykryto sprawców - informuje prok. Małgorzata Czaplewska-Pacała, prokurator rejonowy ze Strzelec Krajeńskich.
Prokuratorskie śledztwa nagłośniła jedna z ogólnopolskich gazet. Poświęciła temu tematowi cykl artykułów. Ich autorzy opisywali rzekome związki szefa policji z aresztowanym przedsiębiorcą (M. Działoszyński mieszkał w Skwierzynie i w latach 90. minionego wieku był tam komendantem komisariatu - przyp. redakcja). - Znaliśmy się, ale nie jesteśmy kolegami, ani tym bardziej przyjaciółmi - komentuje M. Działoszyński.

W lipcu ub.r. M Działoszyński awansował na stopień generalnego inspektora, potem jednak zrezygnował ze stanowiska i przeszedł na emeryturę. I wystąpił z pozwem przeciw dziennikowi, który sugerował jego kontakty z przestępczym półświatkiem. Żąda 120 tys. zł na fundację opiekującą się wdowami i sierotami po poległych policjantach. Z podobnym wnioskiem zamierza wystąpić K. Krajewski. - Przez nieuzasadniony areszt i zamieszanie wokół mojej osoby straciłem fortunę - zaznacza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska