[galeria_glowna]
Street Sprint - bo tak nazywała się impreza, zorganizował automobilklub gorzowski wspólnie z Night Racing Group. Rywalizacja odbywała się na zamkniętym i odpowiednio zabezpieczonym, 400 - metrowym odcinku drogi. Niektóre z aut pod maską miały nawet trzysta koni.
Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Wyścigi opóźniły się i były kilkakrotnie przerywane, ze względu na kibiców. Niektórzy z nich nie stosowali się do poleceń organizatorów, stwarzając tym samym zagrożenie dla siebie i innych. Liczba fanów czterech kółek, którzy pojawili się na ul. Złotego Smoka, na której odbywały się wyścigi, przerosła chyba oczekiwania wszystkich.
- To nasze pierwsze kroki w organizacji tej imprezy, postaramy się to poprawić w przyszłości - obiecali nam organizatorzy.
Dali czadu
Stanęliśmy tuż przy starcie. Na linii dwa auta, przed nimi sygnalizator, dający znak do rozpoczęcia rywalizacji. Czerwone, żółte, zielone... ogłuszający ryk silnika i pisk opon. Tak wyglądał każdy z kilkudziesięciu startów tego dnia.
- Start jest najważniejszy. Trzeba wyczuć moment i ruszyć bez poślizgu kół. W czasie samej jazdy ważna jest odpowiednia zmiana biegów - tłumaczył nam Jakub Arabczyk z czerwonej, stutrzydziestokonnej Hondy CRX. Wie co mówi. Niektórzy kierowcy pod wpływem adrenaliny przegrywali już na samym początku. Ich auta gasły, albo stały w miejscu z obracającymi się kołami.
Kilkusetkonne potwory doprowadzane były do granic swoich możliwości. Niektóre silniki nie wytrzymały olbrzymich przeciążeń i pod samochodem widać było kałużę oleju. Zawodnicy rywalizowali parami, wygrywał ten, kto pierwszy minął linię mety. O bezpieczeństwo uczestników i kibiców imprezy dbała policja oraz służby medyczne.
Kibice chcą więcej
Tłumy fanów szczelnie obstawiły każdy metr toru. Robili zdjęcia, kręcili filmy i wymieniali między sobą poglądy na temat aut biorących udział w zawodach. Niektórzy, żeby mieć lepszy widok, zajęli miejsca na dachach swoich samochodów.
- To super impreza. Powinny się one odbywać częściej, bo jak widać zainteresowanie jest olbrzymie - chwalił zawody Wojtek Horoszko. Niektórzy przyszli z całymi rodzinami. - Jestem tu z żoną i dwójką dzieci. Przyszedł nawet dziadek. Impreza bardzo nam się podoba, szkoda tylko, że starty tak się opóźniły - mówił nam Ireneusz Baranowski. Jego synowie: Oskar i Filip, byli oczarowani autami osiągającymi granice swoich możliwości. - Super pędzą - rzucili przelotem chłopcy, obserwując zmagania kierowców.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?