Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzowscy akademicy są sami sobie winni, że spadli z ekstraklasy

Przemysław Piotrowski 0 68 324 88 69 [email protected]
Właśnie dzięki takim akcjom legniczanie odjechali jak francuski pociąg TGV. Po kolejnej kontrze Władymir Huziejew (z lewej) może tylko się przyglądać jak Adam Skrabania podwyższa wynik dla Miedzi.
Właśnie dzięki takim akcjom legniczanie odjechali jak francuski pociąg TGV. Po kolejnej kontrze Władymir Huziejew (z lewej) może tylko się przyglądać jak Adam Skrabania podwyższa wynik dla Miedzi. fot. Ryszard Poprawski
W Legnicy w fatalnym stylu pożegnaliśmy się z ekstraklasą. AZS AWF nie pokazał nic, co mogłoby utwierdzić w przekonaniu, że ta liga im się należy. Dlaczego?

Słabo było od samego początku, choć miała być walka na noże. Istniała szansa w ciągu pierwszych pięciu minut, gdy żadna z ekip nie potrafiła rzucić gola. Kilka dogodnych okazji miał Władymir Huziejew, ale wszystkie jego próby wybronił Paweł Kiepulski, a na koniec zatrzymał go na linii rzutów karnych. - To był kluczowy moment. Chłopaki nie uniosły jednak ciężaru i to rywale wyszli na prowadzenie - mówił trener akademików Michał Kaniowski. - Gdybyśmy wykorzystali te akcje, to my moglibyśmy prowadzić ten mecz, a denerwowaliby się legniczanie.

Podawali piłki w ręce rywali

- Wcale nie uważam, że legniczanie byli nie do ugryzienia. Oni nie grali nic. A my? Nie ma słów. Oddaliśmy ten mecz - mówił załamany kołowy AZS-u AWF-u Arkadiusz Bosy.

Czym więc Miedź zaskoczyła akademików? - Niczym. Wiedzieliśmy o nich wszystko i spodziewaliśmy się, że zagrają świetnie w obronie - twierdził nasz skrzydłowy Jarosław Galus. - Ta wysoka porażka to, nie ujmując legniczanom, tylko i wyłącznie nasza wina. Sami zgotowaliśmy sobie ten los.

Gdy oglądało się mecz, można było mieć nieodparte wrażenie, że akademicy rzeczywiście sami podają piłki w ręce rywali. Wściekły trener Kaniowski powiedział, że nasi mieli chyba ze 30 strat. Może przesadził, ale gorzowianie sami lali wodę na młyn Adama Skrabani, który niemiłosiernie kąsał ich z kontr, dzięki czemu Miedź odjeżdżała, jak francuski pociąg TGV. I być może nie był to najlepszy mecz w jej wykonaniu, bo: - Graliśmy dobrze w obronie, ale myślę, że zwyciężyła ambicja - twierdzi skrzydłowy gospodarzy Skrabania. - Poza tym wyprowadziliśmy mnóstwo kontr, bo błędach rywali, a mi siedziało prawie wszystko.

Wygrało doświadczenie

Mecz miał olbrzymi ciężar gatunkowy i presja na zawodnikach z pewnością była nie mniejsza. Gorzowianie nie zrzucili jej z siebie od pierwszego do ostatniego gwizdka - rywale już po pięciu minutach. - Zabrakło nam doświadczenia i ogrania ligowego - twierdził rozgrywający gorzowian Filip Kliszczyk. - Na początku zjadły nas nerwy i potem rywale odjechali, a my nie mogliśmy się jeszcze przez jakiś czas otrząsnąć. Gdy to się stało, było już za późno. Na tym poziomie, na terenie rywala, w meczu o taką stawkę, odrobienie sześciu bramek jest bardzo trudne.

- Przede wszystkim nie realizowaliśmy żadnych założeń taktycznych - uważa trener Kaniowski. - Mieliśmy grać przez obrotowego, a tymczasem próbowaliśmy wszystkiego innego. Przez to zaliczyliśmy mnóstwo strat. Chłopaki nie mieli pomysłu i grali bardzo nerwowo. Zagotowali się jak młodzieżowcy. Teraz czekają nas trudne dni, bo trzeba będzie się jakoś pozbierać i zastanowić co dalej, jak montować zespół, niestety już, na pierwszą ligę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska