Słabo było od samego początku, choć miała być walka na noże. Istniała szansa w ciągu pierwszych pięciu minut, gdy żadna z ekip nie potrafiła rzucić gola. Kilka dogodnych okazji miał Władymir Huziejew, ale wszystkie jego próby wybronił Paweł Kiepulski, a na koniec zatrzymał go na linii rzutów karnych. - To był kluczowy moment. Chłopaki nie uniosły jednak ciężaru i to rywale wyszli na prowadzenie - mówił trener akademików Michał Kaniowski. - Gdybyśmy wykorzystali te akcje, to my moglibyśmy prowadzić ten mecz, a denerwowaliby się legniczanie.
Podawali piłki w ręce rywali
- Wcale nie uważam, że legniczanie byli nie do ugryzienia. Oni nie grali nic. A my? Nie ma słów. Oddaliśmy ten mecz - mówił załamany kołowy AZS-u AWF-u Arkadiusz Bosy.
Czym więc Miedź zaskoczyła akademików? - Niczym. Wiedzieliśmy o nich wszystko i spodziewaliśmy się, że zagrają świetnie w obronie - twierdził nasz skrzydłowy Jarosław Galus. - Ta wysoka porażka to, nie ujmując legniczanom, tylko i wyłącznie nasza wina. Sami zgotowaliśmy sobie ten los.
Gdy oglądało się mecz, można było mieć nieodparte wrażenie, że akademicy rzeczywiście sami podają piłki w ręce rywali. Wściekły trener Kaniowski powiedział, że nasi mieli chyba ze 30 strat. Może przesadził, ale gorzowianie sami lali wodę na młyn Adama Skrabani, który niemiłosiernie kąsał ich z kontr, dzięki czemu Miedź odjeżdżała, jak francuski pociąg TGV. I być może nie był to najlepszy mecz w jej wykonaniu, bo: - Graliśmy dobrze w obronie, ale myślę, że zwyciężyła ambicja - twierdzi skrzydłowy gospodarzy Skrabania. - Poza tym wyprowadziliśmy mnóstwo kontr, bo błędach rywali, a mi siedziało prawie wszystko.
Wygrało doświadczenie
Mecz miał olbrzymi ciężar gatunkowy i presja na zawodnikach z pewnością była nie mniejsza. Gorzowianie nie zrzucili jej z siebie od pierwszego do ostatniego gwizdka - rywale już po pięciu minutach. - Zabrakło nam doświadczenia i ogrania ligowego - twierdził rozgrywający gorzowian Filip Kliszczyk. - Na początku zjadły nas nerwy i potem rywale odjechali, a my nie mogliśmy się jeszcze przez jakiś czas otrząsnąć. Gdy to się stało, było już za późno. Na tym poziomie, na terenie rywala, w meczu o taką stawkę, odrobienie sześciu bramek jest bardzo trudne.
- Przede wszystkim nie realizowaliśmy żadnych założeń taktycznych - uważa trener Kaniowski. - Mieliśmy grać przez obrotowego, a tymczasem próbowaliśmy wszystkiego innego. Przez to zaliczyliśmy mnóstwo strat. Chłopaki nie mieli pomysłu i grali bardzo nerwowo. Zagotowali się jak młodzieżowcy. Teraz czekają nas trudne dni, bo trzeba będzie się jakoś pozbierać i zastanowić co dalej, jak montować zespół, niestety już, na pierwszą ligę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?