Tomasz Sikorski, artysta, przed laty szef warszawskiej galerii Dziekanka, pracownik Instytutu Sztuki i Kultury Plastycznej WSP, minionej soboty w zielonogórskim BWA pokazał, jak wygląda sztuka ulicy w Nowym Jorku. Ściślej: jak wyglądała, kiedy autor zdjęć podglądał ją m.in. w skazanych na rozbiórkę częściach Manhattanu, zanim wyrosły tam wysokościowce.
Kilkanaście lat temu sypiące się kamienice, wyglądały jak nasze, które nietrudno dziś znaleźć w zaułkach, opodal reprezentacyjnych ulic. Zdegradowana, obca człowiekowi przestrzeń przyciąga artystów. Ci z dyplomami i bez dyplomów próbują oswoić nieludzki pejzaż własnymi znakami: na chodnikach, latarniach, słupach, schodach, drzwiach, na porzuconych samochodach i na pokrytych liszajami ścianach. Czasem jest to mały, powtarzający się znaczek, kiedy indziej ogromne malowidło, budzące podziw misterną robotą. Bywa też, że w śmietniku wyrasta instalacja zmontowana z wszystkiego, co zostało nań wyrzucone. Zwykły chodnik zaskakuje wyżłobioną siatką tajemnych znaków.
- I nikt za to nie ściga dociekał ktoś z licznej widowni sobotniego pokazu. Owszem Tomasz Sikorski poznał niektórych autorów. - Ale to ryzyko wkalkulowane w ten rodzaj sztuki.
Po co podejmowane Na pewno nie dla tych korzyści, którymi mierzy zyski współczesny świat.
Ta sztuka ma jedną przewagę: nie trzeba chodzić do galerii czy muzeów, aby się zetknąć z jej przejawami. Jest dostępna w codziennej przestrzeni człowieka. Wytrąca go z otępiałej rutyny, zaskakując znienacka. Jak obraz równiutkich cegieł, rząd za rzędem malowanych na ścianie kamienicy, którą skreślono z miejskiego rejestru.
Nie warto pytać, czemu to służy w kategoriach użytkowych. Bo może najważniejsze jest wyrwanie nas z tych kategorii, którym daliśmy się zdominować
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?