Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Gielerak: lekarz wojskowy musi potrafić wszystko

Marcin Kędryna
fot. Wojskowy Instytut Medyczny
"Niestety współczesna medycyna bardzo się wyspecjalizowała. Jeśli chodzi o lekarzy wojskowych, to staramy się zachować pewien konserwatyzm w myśleniu o ich ścieżce specjalizacyjnej, dążąc do tego, aby biorąc pod uwagę perspektywę chorego, zawsze widzieli go całościowo, holistycznie" - mówi, w rozmowie z Marcinem Kędryną, gen. dyw. prof. dr hab. n. med. Grzegorz Gielerak, dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie

Na ile lekarz wojskowy różni się od lekarza cywilnego?

Lekarz wojskowy, ujmując rzecz najbardziej obrazowo, to lekarz cywilny plus, gdzie plus oznacza, przynajmniej w przypadku Polski, unikalne kompetencje, umiejętności przydatne w przeciwdziałaniu skutkom zdarzeń kryzysowych i wojny. O tyle unikalne, że na etapie szkolenia przed- i podyplomowego, żaden medyk nie jest póki co szkolony w tym zakresie. Jednak jeżeli rozmawiamy o lekarzu wojskowym, to nie mamy na myśli wyłącznie kompetencji, które są przydatne w przeciwdziałaniu skutkom zdarzeń kryzysowych, wojny. Nie bierzemy pod uwagę tylko tego, że posiada umiejętności leczenia obrażeń o charakterze ran postrzałowych, ran kłutych, obrażeń wielonarządowych, czyli najczęstszych przyczyn obrażeń pola walki, ale wyróżnia się też wiedzą na temat organizacji systemu ochrony zdrowia. I teraz, w zależności od posiadanego doświadczenia, może podejmować działania organizacyjne na poziomie małej grupy, ale też szpitala, który udziela kwalifikowanej, wysoko specjalistycznej pomocy medycznej. To są umiejętności, wiedza, które są zdefiniowane kompetencją tych ludzi i okazują się niezbędne w warunkach organizacji systemu medycznego ukierunkowanego na przeciwdziałanie skutkom wszelkich zdarzeń kryzysowych.

Domyślam się, że pierwszym zadaniem lekarza na wojnie jest podjęcie decyzji, w jakiej kolejności pochylić się nad, powiedzmy, dziesięcioma rannymi, którzy pojawili się jednocześnie.

To jest element postępowania, który fachowo nazywa się segregacja. I jest to zadanie najbardziej doświadczonego medyka operującego w punkcie kontrolno-rozdzielczym. Jego kompetencje są podstawą decyzji o kolejności i zakresie udzielanej rannym pomocy medycznej. Jeśli weźmiemy pod uwagę typową sytuację sanitarną współczesnego pola walki, to na stu rannych, sześćdziesięciu będzie wymagało drobnej pomocy medycznej - najczęściej będzie to samopomoc, z możliwością dalszej kontynuacji zadania operacyjnego. Około 25 procent zginie od razu. Pozostaje około 15 procent, którzy bez pomocy służby zdrowia umrą. A jeśli ta służba działa bardzo dobrze, to ten odsetek spada poniżej 5 procent, i to jest sens i cel naszej misji.

Lekarz wojskowy musi działać natychmiast. Z czym to się wiąże?

Dążymy do tego, aby lekarz wojskowy w swoich umiejętnościach mógł być maksymalnie kompletny. To było doskonale widać, gdy organizowaliśmy zespoły medyczne do misji w Afganistanie. Mieliśmy tam swój szpital, masę osób rannych, wiele tragedii i na początku Polska miała olbrzymi problem ze skompletowaniem załóg medycznych, aby zabezpieczyć nasz kontyngent. Dlaczego? Bo wyjściowo postawiono całkowicie złą diagnozę. Uznano, że najważniejszym czynnikiem, który decyduje o zainteresowaniu lekarzy uczestnictwem w misji, są pieniądze. Płacono tyle, ile dowódcy kontyngentu, ale nadal nie było chętnych. Z prostej przyczyny - ludzie ci wykazywali się daleko idącą odpowiedzialnością, mieli świadomość, że nawet jeśli jest się świetnym chirurgiem miękkim czy twardym, to tam na miejscu trzeba być jednocześnie ortopedą, neurochirurgiem, chirurgiem naczyniowym. W związku z tym muszą być do tego bardzo dobrze przygotowani. Od momentu, w którym zaczęliśmy tych ludzi szkolić (między innymi na bazie naszego centrum urazowego), przygotowywać do misji, od tej chwili nagle okazało się, że nie ma żadnego problemu z pozyskaniem fachowców. Jedynym warunkiem było dobre, fachowe przygotowanie ich do pracy w nowych warunkach. I to jest ten nasz model działania; mamy wysunięte placówki na świecie, które na bieżąco raportują nam różne informacje medyczne. W kraju są one przetwarzane, a następnie ujmowane w programach szkolenia tych, których przygotowujemy do służby w kolejnych kontyngentach.

Czy to znaczy, że każdy lekarz w służbie jest wielospecjalnościowy?

Mamy specjalności równorzędne do tych w cywilu, dzięki czemu swobodnie możemy funkcjonować na otwartym rynku medycznym. Przypomnę, że podobnie jak do każdego podmiotu leczniczego w Polsce stosują się do nas reguły działalności tożsame z obowiązującymi na konkurencyjnym rynku zdrowia. Szpital wojskowy przyjmuje chorych na takich samych zasadach jak każdy inny szpital. Podobnie jest z finansowaniem, tu również nie ma żadnych różnic. Niemniej jednak, w swojej codziennej działalności dążymy, aby obok wykształcenia specjalistycznego, typowego dla lekarza cywilnego, lekarze wojskowi nabywali w drodze indywidualnych szkoleń specjalistycznych dodatkowych kompetencji pozwalających im zdobyć umiejętności udzielania pomocy w warunkach kryzysu, w tym zdarzeń masowych.

Kiedyś lekarz był bardziej uniwersalny niż dzisiaj. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację wojny i okazuje się, że dzisiaj z większości tych lekarzy pożytku zbyt dużo by nie było.

Niestety współczesna medycyna bardzo się wyspecjalizowała. Jeśli chodzi o lekarzy wojskowych, to staramy się zachować pewien konserwatyzm w myśleniu o ich ścieżce specjalizacyjnej, dążąc do tego, aby biorąc pod uwagę perspektywę chorego, zawsze widzieli go całościowo, holistycznie. Zatem lekarz, medyk wojskowy musi być w swojej wiedzy, przygotowaniu kompletny, musi umieć dostrzec wszystkie bieżące potrzeby człowieka i skutecznie przeciwdziałać skutkom zagrożenia życia w każdych okolicznościach. Musi mieć po prostu szeroką wiedzę teoretyczną, popartą praktycznym doświadczeniem.
Poza umiejętnościami lekarskimi są jeszcze umiejętności ogólnowojskowe, bo zakładam, że lekarz powinien umieć trafić do tarczy i nie zabić przy okazji paru osób.
Szkolenie ogólnowojskowe i podstawowe szkolenie medyczne są realizowane na etapie studiów, natomiast szkolenie fachowe, tak pod względem medycznym, jak i organizacyjnym, to są lata spędzone w służbie zawodowej i następne, związane z tym szczeble wtajemniczenia uzyskiwane wraz z kolejnymi stanowiskami i stopniami wojskowymi.

Czy możemy powiedzieć, że COVID był pewnym przykładem sytuacji kryzysowej?

Tak. Gdy mówimy o sytuacji kryzysowej, to nie mamy na myśli jedynie działań wojennych, ale każdy, podkreślam, każdy kryzys, w którym mamy do czynienia z zagrożeniem zdrowia i życia ludzi. Zatem, epidemia była sytuacją, w której wojskowa służba zdrowia miała podstawy do działania. Stąd między innymi inicjatywa Wojskowego Instytutu Medycznego, aby zanim epidemia przyjdzie do Polski, a była już w Lombardii, zorganizować grupę 12 medyków, którzy udali się w tamten rejon. Właśnie po to, aby z jednej strony wspomóc tamtejszych lekarzy, ale przede wszystkim, by zebrać wszystkie informacje niezbędne do tego, jak dobrze przygotować nasze państwo, system ochrony zdrowia, gdy epidemia dotrze do Polski.

COVID-19 dał jakąś nauczkę?

Z oceną post factum każdego kryzysu jest tak, że wiele zależy od tego, czy z nabytego doświadczenia wyciągamy właściwe wnioski oraz na ile skutecznie wprowadzamy je w życie. Kryzysy będą się zdarzać, ale powtórzę to, co napisaliśmy wyraźnie w naszym popandemicznym raporcie. Dokument taki nie ma i nie może mieć charakteru oskarżycielskiego, bo nikt na świecie na taki kryzys nie był przygotowany. Natomiast oskarżenia będą miały prawo pojawiać się w momencie, w którym wystąpi kolejny kryzys, a my dalej będziemy popełniać te same błędy. Nie wyciągniemy wniosków z tego, co wydarzyło się do tej pory i nie wprowadzimy właściwych, systemowych rozwiązań.

Czyli można powiedzieć, że to była misja wywiadowczo-rozpoznawcza...

To była misja humanitarna, ale miała również „zaszyte” w sobie działania rozpoznawcze. Przywieźliśmy olbrzymią masę niezwykle cennych informacji. Włosi okazali się być bardzo dobrze zorganizowani. W trzecim tygodniu epidemii dysponowali wiedzą na temat tego, jak zmienić, dostosować do nowych warunków funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia, jak skutecznie diagnozować i leczyć chorych. 75 procent tej wiedzy, którą przywieźliśmy i którą opisaliśmy bezpośrednio w raporcie z misji w Lombardii, zachowała swoją aktualność do dnia dzisiejszego.

Na 300-tysięczną armię ilu potrzeba lekarzy?

Najprościej byłoby odpowiedzieć: mniej więcej trzy razy tyle co dziś. Jednak taka miara to daleko idące uproszczenie, nieuwzględniające choćby dynamicznie zmieniającej się roli lekarza w zabezpieczeniu operacji wojskowych. Kiedyś byliśmy przyzwyczajeni, że w każdej jednostce wojskowej musi być lekarz, a najlepiej kilku lekarzy. Podobnie na strzelnicy - jeśli miało odbyć się strzelanie, musiał być lekarz. Dziś na szczęście od tych przyzwyczajeń już odeszliśmy. Okazało się, że strzelnicę śmiało może zabezpieczyć wykwalifikowany ratownik medyczny, a od lekarza oczekujemy wyjątkowych umiejętności, które na co dzień musi doskonalić w ramach działalności medycznej prowadzonej na bazie podmiotów leczniczych czy jednostek państwowego ratownictwa medycznego.

Czy wojsko również szkoli ratowników medycznych?

Tak, ponieważ ratownicy medyczni kończąc studia, nie posiadają kompetencji do tego, aby wypełnić swoją rolę, stawiane przed nimi oczekiwania w warunkach pola walki.

Wojna na Ukrainie przypomniała o naszej lokalizacji geograficznej, o tym, że musimy dysponować silną armią. Czy silna armia to już jest gwarant bezpieczeństwa?

Bezpieczeństwo to nie są tylko kwestie militarne, ale również bezpieczeństwo zdrowotne, stąd już sama świadomość tego wymaga przeorientowania wielu obszarów funkcjonowania tak wojskowej służby zdrowia, jak i całego systemu ochrony zdrowia. Doskonały przykład dotyczy choćby tematu rannych Ukraińców. Gdy zaczęliśmy analizować nasze rzeczywiste zdolności, szybko okazało się, że nie kształcimy w tym względzie personelu medycznego, co oznacza pilną potrzebę odrobienia opuszczonej lekcji. Niezwłocznie należy przystąpić do uzupełnienia ww. luki w programach edukacyjnych, korzystając na początek z dostępnych, przygotowanych do wsparcia procesu edukacyjnego zasobów wojskowej służby zdrowia.

Jak uczyć tego postępowania medycznego w sytuacji kryzysowej?

Metody są różne. Ciekawie robią to Norwegowie, gdzie na trzecim roku studiów medycznych medycy wojskowi prowadzą wykłady oraz zajęcia praktyczne ze sposobów postępowania w sytuacjach zagrożenia przypominających zagadnienia bezpośrednio związane z medycyną pola walki. Ten system doskonale się sprawdził podczas zamachu w 2011 roku na wyspie Utoya. Dzięki posiadanym kompetencjom norwescy medycy byli w stanie minuta po minucie pokazać, jak zachowywały się poszczególne szpitale, jak podejmowały swoją działalność i jakie wykonywały procedury. Okazało się, że ich system był profesjonalnie przygotowany do działania w tak odmiennych od codzienności warunkach. Przygotowany przez kogo? Przez tych, którzy ćwiczą to na co dzień - personel wojskowej służby zdrowia, który z doskonałym skutkiem został włączony w proces powszechnej edukacji medycznej. Lata szkoleń, ćwiczeń zostały pozytywnie zweryfikowane podczas tego ataku.

Czy my jesteśmy przygotowani na sytuację wojenną?

Nigdy nie można być dobrze przygotowanym do potencjalnego konfliktu. Stara prawda mówi, że generałowie przygotowują się do wojen, które już były. Dziś możemy jedynie prognozować, jak będzie wyglądać przyszły konflikt. Wielu ludzi zapomina o rzeczy najważniejszej, że czasy, kiedy wojnę wygrywało się w trakcie jednego starcia, minęły wiele setek lat temu. Dzisiaj wojny wygrywa się albo przegrywa w momencie wyczerpania zasobów, i tak naprawdę to strategia państwa decyduje o tym, czy jest ono w stanie ten konflikt dalej toczyć. Wojsko realizuje tylko strategię operacyjną, ale zadaniem władz państwa jest zabezpieczenie siłom zbrojnym zasobów, warunków do prowadzenia walki. Tu pojawia się pytanie, na ile państwo jest do tego przygotowane? To pokazuje, że prawdziwe zarządzanie bezpieczeństwem, w kontekście bezpieczeństwa militarnego, jest wysiłkiem całego narodu i tak naprawdę nigdy się nie kończy.

Na jaki rodzaj konfliktu powinniśmy się przygotowywać?

Dzisiejszy konflikt, przynajmniej w początkowej, decydującej o kierunku dalszej eskalacji fazie, nie będzie miał najpewniej charakteru klasycznego, tj. dążącego do unicestwienia przeciwnika starcia zbrojnego. Przykład kryzysu imigranckiego na granicy wschodniej doskonale pokazał, jak może wyglądać początek nowej wojny - konflikt podprogowy zmierzający do destabilizacji sytuacji społecznej, politycznej kraju. Takich zdarzeń nie rozwiązuje się w pierwszej kolejności przy udziale sił zbrojnych, które mogą co najwyżej udzielić wsparcia o charakterze działań prewencyjnych. Jednocześnie należy mieć świadomość, że siły zbrojne, aby sprawnie realizować zadania operacyjne, kiedy przyjdzie pora ich działania, muszą dysponować zapleczem infrastruktury, systemu ochrony zdrowia, logistyki, czyli szeroko rozumianych zasobów, które na co dzień znajdują się w zarządzie jednostek administracji rządowej i samorządowej, a które w sytuacji kryzysowej powinny zostać udostępnione. To pokazuje, jak bardzo sprawy bezpieczeństwa powinny być troską wszystkich obywateli, do tego wyrażaną praktycznymi działaniami w warunkach pokoju, nawet wtedy, kiedy nic nie wskazuje na obecność jakichkolwiek zagrożeń.

Grzegorz Gielerak

Generał dywizji Wojska Polskiego, profesor doktor habilitowany nauk medycznych. Absolwent Wydziału Lekarskiego Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Od 1993 roku pracuje w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. 12 lutego 2021 roku został powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę na członka Rady do spraw Ochrony Zdrowia. Od 2007 dyrektor Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Kierowana przez niego placówka ma niebawem - na wniosek MON - uzyskać status państwowego instytutu badawczego, co umożliwi przygotowanie planów niezbędnych do budowy systemu kompleksowego zabezpieczenia medycznego żołnierzy oraz komponentów niezbędnych do realizacji działań operacyjnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska