- Jest dobrze, chyba wygramy! - cieszyli się w przerwie spotkania kibice GSPR. Nie myśleli już o wygwizdywaniu Wojciecha Gumińskiego, który w ostatnich dniach odszedł z Gorzowa i związał się 3,5-letnim kontraktem z Zagłębiem. Radością napawała ich dzielna postawa naszych w obronie, skuteczne interwencje bramkarza Luchiena Zwiersa (nie znalazł nowego pracodawcy w Niemczech i w czwartek wrócił na ,,stare śmieci'') oraz zaskakująco wysoka skuteczność niebiesko-czarnych w ataku.
Po trafieniach z dystansu Roberta Foglera i Filipa Kliszczyka, kilku skutecznych rzutach z koła Arkadiusza Bosego oraz świetnych kontrach Dariusza Śramkiewicza i Bartosza Starzyńskiego gospodarze dwa razy obejmowali prowadzenie różnicą czterech bramek: 10:6 w 19 i 12:8 w 25 min. Mogli wygrywać jeszcze wyżej, lecz Kliszczyk trafił piłką z rzutu karnego w poprzeczkę. Rozpędzonych gorzowian zatrzymał dopiero w ostatnich pięciu minutach przed przerwą były reprezentacyjny bramkarz ,,miedziowych'' Adam Malcher. Wszedł do gry z pozycji rezerwowego i pomógł kolegom zniwelować straty do zaledwie jednego gola.
Dramat miejscowych rozegrał się w ciągu kwadransa, między 34 a 49 min. Lubinianie otoczyli indywidualną opieką Kliszczyka, bez trudu zatrzymywali blokiem strzały naszych z dystansu, a po błyskawicznie wyprowadzanych kontrach zdobywali bramkę za bramką. - Obrona rywali była tak szczelna, że musieliśmy rzucać z nieprzygotowanych pozycji, bo sędziowie sygnalizowali nam grę na czas. No i dostawaliśmy ,,czapy''... - przyznał potem Fogler.
Na nic zdały się nawet spore okresy liczebnej przewagi gorzowian. Od remisu 16:16 zdobyli przez 15 minut zaledwie cztery gole i przegrywali 20:28. To była zbyt wysoka strata, by można ją było odrobić w pojedynku z rozpędzoną, doświadczoną drużyną z Lubina. Gospodarze ostatecznie pospuszczali głowy po kolejnych dwóch pudłach Kliszczyka i Mateusza Krzyżanowskiego z rzutów karnych.
- W drugiej połowie zrobiliśmy wszystko odwrotnie niż powinniśmy! - złościł się po końcowej syrenie trener GSPR Henryk Rozmiarek. - Nie przesuwaliśmy się w obronie i zupełnie zapomnieliśmy o pilnowaniu kołowego Zagłębia Michała Stankiewicza. A większość rzutów oddawaliśmy w dolną część bramki, którą Malcher zawsze znakomicie zasłania! Zagłębie wygrało zasłużenie, bo było mądrzejsze i po prostu lepsze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?