MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hancock zrobił swoje i inni też (wideo)

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Greg Hancock idzie jak burza. Tytuł mistrza świata i złoto w polskiej lidze za jednym zamachem? Stać go na taki wynik.
Greg Hancock idzie jak burza. Tytuł mistrza świata i złoto w polskiej lidze za jednym zamachem? Stać go na taki wynik. fot. Tomasz Gawałkiewicz
Niby w ekstralidze nie ma łatwych spotkań, a Stelmet Falubaz w niedzielę nawet się nie spocił. Goście z Tarnowa dostali 35:55, a mogło być znacznie więcej. Mecz przypominał trening i tylko momentami wzrastał poziom emocji.

Oba zespoły dzieli przepaść w tabeli i niestety, w prezentowanym poziomie. Z niepokojem śledzę poczynania "Jaskółek" w kontekście planowanego poszerzenia ekstraligi do 10 zespołów. Nuda, pojedynki do jednej bramki i potworne obciążenie dla budżetu mocniejszych ekip. Czy tak ma wyglądać przyszłość? Oby nie.

Zielonogórzanie wyprowadzili w niedzielę kilka strzałów, a później spokojnie kontrolowali przebieg pojedynku. I niech nikogo nie zmylą osiągnięcia Piotra Protasiewicza (6 pkt.) oraz Grzegorza Zengoty (6). "Zengi" wycofał się po trzech startach, bo nie chciał forsować nogi w wygranym spotkaniu. Z kolei pan Piotr wyraźnie nie zamierzał się zabijać, kiedy zegar wskazywał różnicę 22 "oczek" (41:19). I trudno mu się dziwić po finale w Gorzowie.

Radosny, miły dla oka i waleczny żużel znów pokazali Andreas Jonsson (12 i 2 bonusy) i Greg Hancock (11 i 2 bonusy). "Adrenalina" w lidze i ten z występów międzynarodowych to jakby dwaj różni zawodnicy. Szwed aż kipi energią, gdy startuje w barwach Stelmetu Falubazu. W Grand Prix woli czasem przykręcić manetkę i nie wdaje się w "afery". Amerykanin regularnie melduje się na czele i nie ma znaczenia, gdzie akurat walczy.

- Spodziewałem się, że będzie to trudniejszy mecz. Goście mają w swym składzie dobrych zawodników, ale wydaje mi się, że podstawową bolączką zespołu z Tarnowa jest brak juniorów. To się odbija, bo czterech seniorów musi zrobić dziewięć, a jeden dziesięć punktów - powiedział trener Stelmetu Falubazu Marek Cieślak. - Po sobotnich emocjach był to dla mnie naprawdę dobry mecz. Cieszę się, że Adam dziś ładnie pojechał i Grzesiek Zengota wygrał dwa wyścigi. Z czwartego go wycofałem, bo uważałem, że wystarczy. Będziemy zbierali siły na mecz w Toruniu, który zdecyduje o pierwszym miejscu w tabeli.

A co szkoleniowiec miał do powiedzenia o swych zawodnikach? - To, że Greg dobrze pojedzie było wiadomo. Taki mecz, który mu się przydarzył z Rzeszowem to wypadek przy pracy. Dwa silniki mu stanęły. A czy się Davidsson przebudził (8 i bonus - dop. red.)? Trudno powiedzieć. Budzi się i zasypia. Zależy jak trafi z pogodą - dodał z uśmiechem Cieślak.

Powody do zadowolenia miał też najmłodszy w zielonogórskiej ekipie Adam Strzelec (5 i bonus). Docenił go Cieslak, wcześniej solidnie oklaskiwali fani. A on sam jak zwykle skromny, ale zdecydowany szybko wszedł w nową rolę. - Po dzisiejszym występie czuję niedosyt. Ten ostatni bieg. Mój błąd. Trener mi wytłumaczy, co robię źle. Jeszcze trochę pracy i powinno być lepiej. A trójka? Tak naprawdę po wygranym starcie. Później troszeczkę napędziłem się w pierwszym łuku i udało mi się dojechać.

Nasz junior była także autorem najlepszego czasu dnia. Przypadek? - Chyba mi się gaz zaciął - skwitował rozbawiony.

"Jaskółki" jeszcze walczą o play offy, w których bardzo teoretycznie mogą się znaleźć, a nasi szlifują formę przed decydującym starciem z "Aniołami". Przypominamy, że ostatni pojedynek rundy zasadniczej 31, a nie 24 bm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska