Historyczny triumf KSSSE AZS PWSZ w Eurolidze (zdjęcia)

[galeria_glowna]
Przed meczem chyba wszyscy liczyli na wielkie święto basketu, które dzięki bezpośredniej transmisji telewizyjnej miała zobaczyć cała Polska. Tymczasem zamiast wspaniałej promocji wyszła antyreklama. Niski wynik to pochodna żelaznej defensywy obu ekip, w której każda ze stron nie przebierała w środkach. Całe szczęście, że zwycięsko z tej zapaśniczej wojny wyszły gorzowianki, bo inaczej... Ech, szkoda słów.

To był chyba najdziwniejszy mecz w historii gorzowskiego klubu. Największą frajdę sprawia kibicom, gdy ich zespół zdobędzie "setkę", a wczoraj sztuką było przekroczenie bariery 50 punktów. To nie jedyne zaskoczenie, bo jeszcze większą była niższa niż zazwyczaj frekwencja. Powody mogły być dwa: telewizyjna transmisja lub... obawa przed grypą.

Przez cały pojedynek euroligowy poziom trzymali tylko kibice. A najważniejsze aktorki? No cóż. Obie drużyny raziły nieskutecznością i na pierwsze punkty w meczu czekaliśmy aż 150 s. Wówczas za trzy trafiła Sidney Spencer, tę sztukę powtórzyła kilkadziesiąt sekund później i nasze prowadziły 6:2. Potem również rządziły akademiczki. Świetne bloki, czyszczenie deski - to mogło się podobać.

W dalszej części gospodynie kontynuowały koncert, którego w naszej hali już dawno nie oglądaliśmy. W 7 min KSSSE AZS PWSZ prowadził już 14:4. Czas dla Francuzek. Po nim przyjezdne zagęściły obronę i zmusiły gorzowianki do indywidualnych akcji. No i tak różowo już nie było. Dodatkowo nasze spóźniały się z kryciem, ale na szczęście najczęściej faulowana Paoline Salagnac początkowo przestrzeliwała rzuty osobiste.
Druga kwarta rozpoczęła się fantastycznie, bo od trafień Justyny Żurowskiej i Samanthy Richards. KSSSE AZS PWSZ prowadził już 20:7, a po chwili 24:9. Niski wynik to efekt niemocy gości w ataku. Potem obu ekipom znów przytrafiła się "stójka", ale po kilku minutach nasze znów zaczęły powiększać dystans. W 18 min było już 30:14, a ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 34:20. Rywalki miały zastraszająco niską skuteczność: niewiele ponad 30 procent za dwa i zero (!) za trzy. Tak fatalnie nie prezentowały się nawet najsłabsze zespoły polskiej ligi. - To ma być mistrz Francji!? - ironicznie pytali nasi kibice.

Ale na początku trzeciej, zgodnie z przypuszczeniami, Basket zaczął trafiać. Choć w 22 min gorzowianki prowadziły jeszcze 38:21, to kolejne siedem punktów z rzędu zdobyła Endene Miyem i zrobiło się tylko dziesięć "oczek" przewagi. Pressing, który zastosowały przyjezdne, całkowicie wyłączył z gry nasze rozgrywające. Reszta zaczęła się gubić, więc błąd gonił błąd. Wynik kwarty 5:10 nie powalał, podobnie jak rezultat meczu 39:30.

W ostatniej odsłonie kibice nadal byli zmuszeni do oglądania popisu nieudolności. Można było odnieść wrażenie, że zawodniczki obu ekip mają niewyczerpany repertuar błędów. Liczone w dziesiątkach straty, faule, niecelne rzuty nawet spod kosza i przestrzelone wolne. Utrzymanie przewagi stało się priorytetem, bo jej powiększenie było marzeniem ściętej głowy. Ta sztuka gorzowiankom na szczęście się udała, ale historyczny triumf miał słodko-gorzki smak...

KSSSE AZS PWSZ GORZÓW - BOURGES BASKET 49:39 (16:7, 18:13, 5:10, 10:9)

KSSSE AZS PWSZ: Spencer 12, Żurowska 6, Piekarska i Sapowa po 4, Dźwigalska 0 oraz Richards 12, Kaczmarczyk 6, Durejka 5.
BASKET: Miyem i Kaltsidou po 11, Carson 9, Salagnac 5, Ndongue 3, Manic 0 oraz Digbeu, Burgrova po 0.
W pozostałych meczach gr. C: MKB Euroleasing Sopron - Rivas Ecopolis Madryt 63:70, Good Angels Koszyce - ZVVZ USK Praga 73:70.

1. Rivas Ecopolis 4 8 312:257
2. Basket 4 6 238:218
3. ZVVZ USK 4 6 302:288
4. MKB Euroleasing 4 6 271:279
5. Good Angels 4 5 247:282
6. KSSSE AZS PWSZ 4 5 252:298