- Wezwaliśmy straż pożarną, ale zanim przyjechali, to czekaliśmy około godziny. Strażacy przyjechali bez wody i pobierali ją z Warty. Przy czym jedną pompę mieli uszkodzoną, a druga nie była w pełni sprawna - mówi Anna Marcinkowska, synowa właściciela spalonego domu. Przyczyną pierwszego pożaru w nocy z 3 na 4 czerwca było najprawdopodobniej zwarcie instalacji elektrycznej. Po nim budynek nadawał się jeszcze do remontu, gdyż spaleniu uległa niewielka jego część. Po akcji straży pożarnej część domowników wróciła do ugaszonego budynku, by spędzić tam noc. - Strażacy nic nam nie mówili, że nie możemy nocować w naszym domu - twierdzi Anna Marcinkowska. Niestety nad ranem wybuchł drugi pożar. Tym razem ogień strawił niemal cały budynek.
Wezwaliśmy straż pożarną, ale zanim przyjechali, to czekaliśmy około godziny
Strażacy tłumaczą, że zgłaszający pożar dodzwonił się do komendy powiatowej w Międzyrzeczu, a następnie przekazano to zgłoszenie do Gorzowa. - Od zgłoszenia do przybycia pierwszego zastępu do miejsca pożaru minęło 27 minut. Problem w tym, że zgłaszający podał błędny adres - tłumacz mł. bryg. Bartłomiej Mądry, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie.
Jak nam wyjaśniał Mądry, strażacy przyjechali z pełnym zbiornikiem wody. - Gdyby zbiornik nie był pełny, to kołysząca się w nim woda mogłaby przewrócić samochód - mówił. Po ugaszeniu pierwszego pożaru pomieszczenie, w którym był ogień i kolejne pod nim zostało sprawdzone kamerą termowizyjną. - Zaznaczyliśmy, że do czasu rozbiórki elementów konstrukcji dachu nikt nie może przebywać w pomieszczeniu. Mamy to w protokole zdarzenia - zaznacza rzecznik strażaków.
Od zgłoszenia do przybycia pierwszego zastępu do miejsca pożaru minęło 27 minut
Gdy strażacy przybyli do drugiego pożaru, cały dom stał już w ogniu. - Kamery termowizyjne po pierwszym pożarze nie wskazywały źródła pożaru. Nie jest to możliwe, żeby pozostało tam coś, co spowodowałoby kolejny zapłon - mówi Mądry. Co mogło być przyczyną drugiego pożaru, ma ustalić powołany biegły w tej sprawie. - O 7.00 obudziliśmy się i dom był już pełen dymu. Wszystko paliło się żywym ogniem! - mówi Anna Marcinkowska. Pogorzelcy zarzucają strażakom brak kompetencji. Zwracają uwagę nawet na to, że nawet sami musieli wynieść z domu butlę z gazem. - Butlę z gazem wynieśli z domu strażacy ochotnicy - odpowiada tymczasem rzecznik straży pożarnej. Pomimo to pogorzelcy chcą pozwać strażaków za błędy w akcji.
Przeczytaj też:Ekipa uszkodziła gazociąg w centrum Gorzowa. Potrzebna była ewakuacja (zdjęcia, wideo)
Gmina Santok chce pomóc pogorzelcom. - Gmina ze swojej strony nie ma możliwości finansowych oraz prawnych, żeby odbudować cały budynek. W tej chwili szukamy usilnie mieszkania dla tej rodziny - mówił nam wczoraj Paweł Pisarek, sekretarz urzędu.
Koordynatorem działań związanych z udzielaniem pomocy rzeczowej dla poszkodowanych jest Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w Santoku (ul. Gorzowska 19, tel. 95 728 7527).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?