Głogowianka zrobiła pięć zdjęć człowiekowi, który wyrzuca śmieci pod tę kamienicę i wysłała je policji. Na jednym wyraźnie widać jego samochód z tablicami rejestracyjnymi.
(fot. fot. archiwum Czytelniczki)
Na podwórku między kamienicami przy ul. Grodzkiej i Garncarskiej, w samym centrum najładniejszej dzielnicy w mieście i między ładnymi kamieniczkami, znów jest wielkie, dzikie śmietnisko. Tym razem ktoś wyrzucił pod blok stare meble - fotele, wersalki, kanapy. Kiedy zawiadomiliśmy o tym po raz pierwszy w artykule "Robią śmietnik w centrum" w internecie zawrzało, a redakcyjny telefon rozgrzał się od uwag Czytelników.
Jedna z głogowianek jako odpowiedź do artykułu przysłała nam zdjęcia, które zrobiła pół roku temu. Sfotografowała młodego człowieka, który wyrzucał pod blok wersalkę, a potem spokojnie wsiadał do samochodu. Na zdjęciach widać go dokładnie. Widać także jego samochód, numery rejestracyjne są do odczytania.
Tymczasem w artykule, który opublikowaliśmy, oficer prasowy policji Bogdan Kaleta powiedział nam, że policja miała liczne spotkania z mieszkańcami tych kamienic i namawiała ich, żeby obserwowali, robili zdjęcia i informowali policję. No ale nikt nie chciał donosić na sąsiada.
- Wysłałam panu Kalecie pięć zdjęć, które zrobiłam człowiekowi zabrudzającemu podwórko - poinformowała nas zbulwersowana taką wypowiedzią głogowianka. - Odpowiedział mi e-mailem, że przekazał zdjęcia do odpowiednich służb. Więcej już wiadomości od niego nie dostałam.
- Właścicielka jednego z okolicznych lokali użytkowych została złapana na gorącym uczynku i ukarana mandatem karnym za wyrzucenie mebli na ten nielegalny śmietnik. Nie można więc powiedzieć, że w tej sprawie nic nie działamy - poinformował nas B. Kaleta. - Natomiast ten człowiek ze zdjęcia został przez nas ustalony. Wiemy kto to jest. Szukaliśmy go, lecz nie było go w kraju. Teraz mogę obiecać, że ponownie zajmiemy się tą sprawą i znów go będziemy poszukiwali.
Tymczasem mieszkańcy tej kamienicy w sercu starówki mają rzeczywiście wielki problem. Przynajmniej niektórzy z nich - bo niestety są tacy, którzy przecież te śmieci na podwórko wyrzucają. I taka usypana fura jak teraz tam jest, jest już nie pierwszy raz. Rok temu, po naszych interwencjach, górę śmieci na koszt miasta - czyli wszystkich głogowian - wywiozła Sita. Ale tym razem w mieście już mówią, że nic tego. Wszyscy mieszkańcy nie będą płacili za wywózkę śmieci kilku mieszkańców tego bloku.
- To jest problem właściciela tego podwórka, on za nie odpowiada, on powinien pilnować na nim porządku - mówi rzecznik prezydenta miasta Krzysztof Sadowski. A właścicielem jest Jerzy Lewicki - nota bene były wiceprezydent miasta, który - jak dziś twierdzi - kupił to podwórko na swoje nieszczęście.
Tak się złożyło, że działki w tym rejonie były wyznaczane po obrysie kamienic, a podwórko zostało niczyje... Dziś sprawa wygląda tak, że w pobliskich kamienicach funkcjonuje nawet kilkanaście wspólnot mieszkaniowych, ale do żadnej nie należy ta część podwórka - bo należy ona do Lewickiego.
Prawo pierwokupu tego podwórka miała przed laty gmina miejska - lecz z niego nie skorzystała. Chociaż cena była bardzo niska - ni mniej ni więcej tylko 156 zł. Reakcją było wszczęcie postępowania przez prokuraturę rejonową, którą przewodnicząca wydziału ksiąg wieczystych w tutejszym sądzie zawiadomiła, że gmina nie skorzystała z prawa pierwokupu.
- Sprawdzaliśmy, czy prezydent Głogowa nie dopełnił swoich obowiązków i czy jego odmowa kupna podwórka nie jest przestępstwem. Prowadziliśmy w tej sprawie śledztwo - poinformował nas zastępca prokuratora rejonowego Marek Wójcik. - Stwierdziliśmy jednak brak znamion czynu zabronionego i śledztwo umorzyliśmy. Biegły uznał, że urzędnicy miejscy postąpili prawidłowo i nawet gospodarnie. Bo podwórko, owszem, było tanie, lecz by je zagospodarować, trzeba by było wydać dużo pieniędzy.
(fot. fot. archiwum Czytelniczki)
Co zamierza w takim razie i w takiej sytuacji jak dziś - kiedy podwórko jest cyklicznie zaśmiecane przez okolicznych mieszkańców - zrobić jego właściciel? - Z pewnością już nie wywiozę tych śmieci, nie posprzątam, bo jak dotychczas wydałem już na to z własnej kieszeni ponad trzy tysiące złotych - denerwuje się J. Lewicki. Zamierza za to... ogrodzić swoją posesję, tak, by nikt nie miał na nią wstępu. A jego teren to także droga dojazdowa. Zapowiada, że jako właściciel postawi bariery, nikogo na ten teren nie wpuści, a Sicie zapowie, żeby sobie zabrała swoje kubły - bo z jakiej racji mają stać na jego posesji.
- Zaproponowałem okolicznym wspólnotom mieszkaniowym, żeby odkupiły ode mnie to podwórko - mówi. - Odpowiedziała tylko jedna. Jest zainteresowana drogą dojazdową.
Lewicki twierdzi, że w przeszłości kupił to podwórko za grosze z myślą, że na nim skorzysta. Chciał coś na nim zbudować, lecz okazało się to niemożliwe. Dziś ma z tym miejscem tylko kłopot.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?