W ubiegłym tygodniu Walne Zgromadzenie akcjonariuszy Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej dokonało zmiany w radzie nadzorczej spółki. Swoich przedstawicieli mają w niej: minister gospodarki, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, władze Kostrzyna, Słubic oraz wojewoda lubuski. Poprzedniczkę M. Jabłońskiego Helenę Hatkę reprezentował w radzie ówczesny dyrektor urzędu wojewódzkiego Jarosław Barańczak, który obecnie pracuje we Wrocławiu.
M. Jabłoński postawił na R. Bodziackiego, byłego burmistrza Słubic, który w przeszłości kilka razy rzucał mu koła ratunkowe, gdy szukał pracy. Tak było m.in. po tym, jak stracił posadę wicewojewody, bo zostawił Unię Wolności i zapisał się do Platformy Obywatelskiej. Bodziacki zrobił go wtedy prezesem Zakładu Energetyki Cieplnej, a później swoim zastępcą.
Dostanie rocznie ok. 30 tys. zł
- I teraz Jabłoński spłaca długi - uważa jeden z lokalnych polityków (zastrzega nazwisko do naszej wiadomości). Bodziacki przez kilka kadencji kierował gminą, ale w 2010 roku musiał pożegnać się ze stanowiskiem po wygranej Tomasza Ciszewicza. Został mu wtedy tylko etat w Collegium Polonicum (jest tam wykładowcą), zajął się też sprzedażą ubezpieczeń.
Przez krótki czas po przegranych wyborach miał jeszcze dodatkowe źródło dochodu - ponad 2,5 tys. zł netto miesięcznie za pracę w radzie nadzorczej strefy (wtedy był tam przedstawicielem gminy). Wkrótce jednak nowy burmistrz wymienił go na Tomasza Stupienko (zastępcę dyrektora Zakładu Administracji Mieniem Komunalnym, obecnie szefa Zakładu Energetyki Cieplnej) i Bodziacki stracił to źródło dochodu.
Teraz, dzięki Jabłońskiemu, je odzyskał. - To jest rocznie około 30 tys. zł - wyliczył jeden z naszych rozmówców. - Było o co walczyć! - dodał.
Co na to wojewoda Jabłoński? Przez swojego rzecznika Pawła Siminiaka skomentował to tak: - Dotychczasowy reprezentant wojewody w radzie nadzorczej K-SSSE podjął pracę i zamieszkał poza regionem. Wojewoda nie miał możliwości konsultowania spraw związanych z funkcjonowaniem strefy. Ryszard Bodziacki współtworzył K-SSSE. Przez wiele lat pełnił funkcję burmistrza Słubic. Dzięki temu doskonale zna specyfikę działania strefy, co gwarantuje właściwe wykonywanie powierzonych obowiązków i wykorzystanie jego bardzo cennego doświadczenia. Ponadto posiada uprawnienia nadane przez Ministra Skarbu upoważniające do zasiadania w radach nadzorczych - stwierdził.
A takie komentarze zamieścili pod naszą wcześniejszą informacją o nominacji dla Bodziackiego internauci.
Stąd niechęć do partii?
- Jabłoński i PO zaczynają strzelać samobóje! - napisał Robin. - Tak trzymać chłopcy - do wyborów coraz bliżej! - dodał. Gość dorzucił: - Patrząc na to wszystko, nie ma porządnych i uczciwych polityków! Kiedy będzie u nas normalnie i bez żadnych układów? Chyba nigdy! - prorokował.
- Kolejny przykład kolesiostwa i nepotyzmu wojewody - stwierdził Gość, a Bolek zauważył, że Słubice mają teraz de facto 2 reprezentantów w 5-osobowej Radzie Nadzorczej - Stupienko i Bodziackiego. - Teraz inwestycje w słubickiej części strefy ruszą pewnie z kopyta. Panowie, tam płacą wam nie tylko za siedzenie, ale za efektywne rezultaty dla miasta! - przypomniał. Była to aluzja do tego, że w słubickiej podstrefie jest zdecydowanie mniej inwestorów niż w Kostrzynie.
Z informacji przekazanej nam przez rzecznika wojewody wynika, że zdaniem M. Jabłońskiego za ton dyskusji na forum winę ponosi... dziennikarz, który opatrzył swój tekst tytułem " Wojewoda Jabłoński dał pracę koledze".
Politycy PO nie pierwszy raz ratują siebie w potrzebie. Gdy M. Jabłoński po przegranej walce o reelekcję w Urzędzie Marszałkowskim musiał szukać sobie nowego zajęcia pomocną rękę podał mu wtedy starosta słubicki Andrzej Bycka (wówczas polityk tej samej partii - niedawno z niej wystąpił) robiąc go prezesem spółki zarządzającej szpitalem i dyrektorem lecznicy.
On z kolei rzucił koło Tomaszowi Pisarkowi, który w poprzedniej kadencji był wicestarostą, a po wyborach został bez pracy. Dał mu stanowisko kierownika działu technicznego. M. Jabłoński tłumaczył nam wtedy, że Pisarek zajmował się wcześniej inwestycjami m.in. w gminie, więc ma doświadczenie, a "szpital to dość skomplikowany organizm infrastrukturalny".
Radny powiatowy Ireneusz Woźniak (jest bezpartyjny) komentuje te kadrowe roszady krótko: - Ludzie, którzy nie sprawdzili się na poprzednich stanowiskach i ponieśli zawodową klęskę nie powinni pełnić kolejnych funkcji publicznych. Przez społeczeństwo jest to zawsze odbierane źle i stąd później taka duża niechęć do partii politycznych - uważa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?