Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak to się zaczęło?

AGNIESZKA STAWIARSKA, (syl) (68) 324 88 51 [email protected]
Czy znany przedsiębiorca Klaudiusz Balcerzak złamał zakaz konkurencji? Proces toczy się od roku, stawką jest ponad 1,5 mln zł. - Nie zgodzę się na dalsze przedłużanie procesu - zapowiada sędzia. Wyrok ma zapaść 17 sierpnia.

Klaudiusza Balcerzaka pozwali do sądu nowi właściciele jego dawnej firmy. Proces toczy się w zielonogórskim Sądzie Okręgowym. Ma rozstrzygnąć, czy Balcerzak pomagał swojemu synowi w biznesie tej samej branży, czyli czy potajemnie wzmacniał konkurencję wobec swojego dawnego zakładu.

Jak to się zaczęło?

K. Balcerzak otworzył w 1996 r. we Wróblowie koło Sławy Zakład Przetwórstwa Mięsa i Drobiu "Balcerzak i spółka". Był wtedy największym producentem wędlin w woj. lubuskim. Zatrudniał ponad 700 osób. Potem przekształcił firmę ze spółki cywilnej w spółkę z o.o. i stracił prawo do ulgi inwestycyjnej. Od 1999 r. musiał w ratach zwracać urzędowi skarbowemu prawie 2 mln zł. Ale walczy z tą decyzją, bo uważa ją za krzywdzącą. Twierdzi, że właśnie z tego powodu sprzedał zakład niemieckiej firmie Stockmeyer. Że zrobił to, bo chciał za wszelką ceną utrzymać produkcję i miejsca pracy.
- Stworzyłem doskonałą firmę, ale musiałem szukać inwestora, nie miałem funduszy na rozwój - mówi Balcerzak.
- Sprzedaż firmy nie miała związku ze sprawą skarbową. Przecież już w 1997 r. Balcerzak był zainteresowany innymi niemieckimi inwestorami. Sam mu to proponowałem - mówi Dariusz Szulc, dyrektor finansowy firmy "Balcerzak i spółka". Według niego, o utracie ulgi Balcerzak wiedział już przed decyzją skarbówki.
Ze Stockmeyerem Balcerzak znał się z lat 90., ale wtedy Niemcy nie chcieli inwestować. Potem zmienili zdanie i etapami, przez dwa lata, kupowali udziały. W grudniu 2002 r. stali się wyłącznym właścicielem zakładu.

Podpisał cyrograf

Od początku w rozmowach ze Stockmeyerem brał udział Szulc, wtedy pracownik Balcerzaka - miał doświadczenie w kontaktach z niemieckimi firmami i dobrze znał język.
Negocjacje trwały kilka miesięcy. Według sądowych zeznań jednego ze świadków, po przeciwnych stronach stołu usiedli mężczyźni o równie ostrym temperamencie: Balcerzak i dr Arno Risken, jeden z dyrektorów zarządzających Stockmeyerem.
Balcerzakowi zagwarantowano w kontrakcie stanowisko członka zarządu odpowiedzialnego za produkcję, stanowisko w radzie nadzorczej po ukończeniu 60. roku życia (czyli od 2003 r.) i dobrą cenę za firmę - ok. 17 mln zł.
W zamian Balcerzak podpisał, że przez 10 lat nie będzie prowadził żadnej działalności konkurencyjnej w całej Polsce. Zakaz był bardzo szeroki, np. przedsiębiorca nie może świadczyć nawet pracy na rzecz innej firmy konkurencyjnej wobec swojego dawnego zakładu. W razie niedotrzymania umowy musiałby zapłacić 100 tys. zł za każdy miesiąc złamania zakazu.

Nikt mnie nie słuchał

- Niemiecki właściciel znał możliwości Balcerzaka. Wiedział, że może on w ciągu roku uruchomić nowy zakład. Stąd takie zabezpieczenia - tłumaczy Szulc. - Poza tym nowemu właścicielowi zależało na marce, technologii, a dopiero potem na budynkach, gruncie, maszynach. Wartością był produkt i to, że klienci rozpoznają wyroby "Balcerzaka i spółki".
Na polecenie Stockmeyera polscy prawnicy rozważali też, czy nie objąć tym zakazem syna przedsiębiorcy, Macieja Balcerzaka. Ale nie objęli.
- Chciałem pracować, ale się nie dało - denerwuje się K. Balcerzak. - Był konflikt. Ani Szulc, ani członek zarządu spółki Harald Leins nie liczyli się ze mną. Nagle przestał im się opłacać eksport. Doszły do tego podziały wśród załogi: na moich ludzi i Niemca.
Już niespełna miesiąc po sprzedaży, w styczniu ub.r., Balcerzak pisał skargi do Riskena, wytykając członkom zarządu błędy w kierowaniu spółką.
- Balcerzak był przyzwyczajony do władzy absolutnej - mówi Szulc. - A po sprzedaży każdy członek zarządu miał swoje zadania. Ja zajmowałem się finansami, Leins - marketingiem, Balcerzak - produkcją. Widać nie umiał przyjąć tego podziału ról.
Szulc z Leinsem podliczyli koszty eksportu i zrezygnowali z niektórych wysyłek. - Jeśli do Włoch wysyłanych było po 200 kg wędlin, dla mnie to wyrzucanie pieniędzy w błoto - wyjaśnia Szulc. - Gdyby było 20 ton, to rozumiem.
W lutym ub.r. Balcerzak odszedł z firmy. - Dopiero zbierając dowody do procesu dowiedzieliśmy się, że już rok wcześniej pomagał synowi zakładać nową spółkę Eko-Mięs - uśmiecha się Szulc. - Zanim od nas odszedł, chorował. Był na zwolnieniu, a jego bmw stało wciąż przed firmą syna. Nie mylę się, nikt w Sławie nie ma takiego auta.
Dziś Szulc jest pewien, że działanie Balcerzaka było ukartowane, że chciał oszukać nowego właściciela: - To wstyd dla Polaków przed niemieckimi inwestorami - uważa.
Ale czy Stockmeyer to kryształowa firma? W lutym ub.r. ukazał się w niemieckiej prasie artykuł o tym, że A. Risken (członek zarządu Stockmeyera) i jego doradca podatkowy zostali aresztowani. Zarzucono im oszustwa podatkowe na 5 mln euro, dokonane od września 1998 do końca 2002 r.
- Nie można tych spraw porównywać - obrusza się Szulc. - W tamtej sprawie nie ma oskarżenia, wyroku. Dr Risken zrezygnował z funkcji w firmie. Zachował się honorowo.

Razem czy osobno?

K. Balcerzak odszedł ze swojego dawnego zakładu, ale tylko o kilometr dalej - do budynku fabryki wybudowanej przez syna. Zajął tam gabinet jako właściciel firmy PHU Balcerzak, która zajmuje się zakładaniem sieci hoteli, restauracji i sklepów Dom Klaudiusza. Wciągnęła go też praca w ubojni Blutex, wtedy był jej współwłaścicielem, a mięso stamtąd brała firma młodego Balcerzaka.
Skąd wzięła się fabryka syna? Pracując w "Balcerzaku i spółce", w 2002 r. założył ze wspólnikami (wśród nich są dawni udziałowcy zakładu ojca) firmę Eko-Mięs. Odszedł na swoje rok później. Skąd miał pieniądze na biznes? Z jego zeznań sądowych wynika, że m.in. z oszczędności i sprzedaży ojcu działek w Sławie i Radzyniu.
Krótko po odejściu ze swego dawnego zakładu K. Balcerzak dostaje pisemne wezwanie od "Balcerzaka i spółki" do zaprzestania działań naruszających zakaz konkurencji. Wie, że grozi mu kara pieniężna.
Niemiecki właściciel pilnie zbiera informacje o każdym kroku Balcerzaka-seniora (z kim rozmawia, spotyka się, gdzie widzieli go na produkcji w firmie syna). W końcu uznaje, że zakaz wciąż jest łamany i w lipcu ub.r. składa pozew do sądu. Uważa, że Balcerzak złamał zakaz konkurencji na 600 tys. zł. W trakcie procesu suma ta jest kilkakrotnie podwyższana aż do 1 mln 600 tys. zł.
Ojciec i syn pracują w jednym budynku, ale gdy rozmawiamy, każdy siedzi w innym gabinecie, choć sąsiadują o krok i kawę podaje ta sama sekretarka. Trwa proces, obaj starają się podkreślać odrębność swoich firm. - Z sekretarki korzystam, bo jest pielęgniarką, a ja potrzebuję fachowej opieki - podkreśla K. Balcerzak. - Poza tym dlaczego nie mogę korzystać z budynku syna? To już paranoja!

Z wilka owca

Na procesie zeznają kolejni świadkowie. - Myślę, że znaleźliśmy dowody na to, że K. Balcerzak czynnie uczestniczył w rozkręcaniu biznesu syna - mówi Szulc. - Jeździli razem do odbiorców, bo ojciec miał większy prestiż, był gwarantem zawieranej umowy. Namawiał też naszych pracowników, by przeszli do syna.
Na biurku Leinsa w marcu ub.r. przez kilka dni lądowały zbiorowe podania o rozwiązanie umów o pracę. - Najgorszy był dzień, gdy nagle chciało odejść prawie 30 osób z rozbioru mięsa. Gdy stanęłaby ta część zakładu, straty byłyby jeszcze większe, niż ponieśliśmy - wspomina Szulc.
- Nikogo nie werbowałem, ludzie odchodzili, bo źle się tam czuli. Poza tym przestałem zajmować się przetwórstwem, interesuje mnie teraz hotelarstwo, restauracje - twierdzi Balcerzak-senior. I opowiada o swoich lokalach w Poznaniu, Głogowie, Sławie...
Podczas procesu zeznają świadkowie potwierdzający wersję niemieckich właścicieli zakładu. Ale K. Balcerzak w zielonogórskiej prokuraturze złożył na dwóch świadków doniesienie o składaniu fałszywych zeznań. - My, Polacy, tak łatwo się sprzedajemy - komentuje.
Na jednej z ostatnich rozpraw sędzia pytał z niedowierzaniem: - Czy z wilka tak nagle można zrobić owcę?
- Tak - odpowiedział K. Balcerzak. - Zrobiłem to dla swojej dawnej firmy i załogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska