Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak zginał Lucjan Szmigiero z Kostrzyna? Lata mijają, a znaków zapytania jest cała masa. Kto pomoże rozwikłać tę zagadkę?

Jakub Pikulik
Jakub Pikulik
Wideo
od 16 lat
Był piątek, 16 października 1981 r. Tego dnia Lucjan Szmigiero wyszedł z domu i już nie wrócił. Zrozpaczona rodzina przez trzy lata nie miała żadnej wiedzy o losach 23-letniego wówczas mężczyzny. W czerwcu 1984 r. jego szczątki znaleziono na niemieckim brzegu Odry. Do dziś nie wiadomo, jak i dlaczego zginął, ani nawet czy to na pewno jego szczątki znaleziono w nurcie rzeki. Siostra Lucjana do dziś nie wie, co spotkało jej brata. Wraca do zagadki sprzed lat i prosi o pomoc wszystkich, którzy wiedzieliby cokolwiek na ten temat.

Spotykamy się w kostrzyńskim parku. Jest ciepłe, sierpniowe popołudnie. Pani Renata Rajczyk wyraźnie zdenerwowana. Gołym okiem widać, że traumatyczna historia sprzed ponad 40 wciąż wiąże się z ogromnymi emocjami. W 1981 r. miała 17 lat. 16 października był piątek. Jej brat jak zawsze wyszedł do pracy, po której miał iść na zajęcia. Uczył się w technikum wieczorowym przy kostrzyńskim zespole szkół, a pracował w Kostrzyńskich Zakładach Papierniczych. Poza koleją był to w tamtych latach największy pracodawca w mieście. W zakładzie działała też Solidarność, do której 23-letni Lucjan się zapisał. Nie był czołowym działaczem. – Ot, szeregowy członek tej organizacji. Czasem w domu były jakieś ulotki, ale nic poza tym – wspomina pani Renata.

Potłuczone okulary i teczka

Tego dnia wydarzyło się coś bardzo złego. Co? Tego rodzina Lucjana nie wie do dziś. Nie wiedzieli tego jego rodzice, którzy zmarli nie poznając losów syna. Rodzinie powiedział, że po skończonych zajęciach pojedzie do Ownic, do dziadków. Ale nigdy tam nie dotarł. Gdy bliscy Lucjana zorientowali się, że nie ma go ani w Ownicach, ani w Kostrzynie, rozpoczęły się poszukiwania. Powiadomiono milicję. Wkrótce funkcjonariusze znaleźli przy „Kręgielni” potłuczone okulary i teczkę mężczyzny. Była w niej m. in. przepustka do KZP. – Lucjan był krótkowidzem, bez okularów nie mógł funkcjonować – przyznaje siostra mężczyzny. Od tego momentu zaczęła się gehenna rodziny Szmigiero. – W szkole każdego dnia pytano mnie, czy brat się już odnalazł. Nie dało się tego wytrzymać. Pytali uczniowie, pytali nauczyciele – mówi kobieta. Miała dość, wyjechała z Kostrzyna na drugi koniec Polski. Chciała się odciąć od traumatycznych wspomnień.

Losy Lucjana Szmigiero próbuje rozwikłać jego siostra. Kobieta prosi o pomoc wszystkie osoby, które mają wiedzę o tym, co spotkało jej brata.
Losy Lucjana Szmigiero próbuje rozwikłać jego siostra. Kobieta prosi o pomoc wszystkie osoby, które mają wiedzę o tym, co spotkało jej brata. archiwum rodzinne

Cała masa znaków zapytania

Zaginięciu mężczyzny towarzyszyła cała masa znaków zapytania. Kilka dni przed feralnym piątkiem mówił, że chce wyjechać za granicę, na Zachód. Mówił o tym dużo, bo wiele osób wspomina, że Lucjan zdradzał im swoje plany. Być może powiedział komuś za dużo? Miał też mieć odłożone pieniądze na, jak powiedział rodzinie, „załatwienie bardzo ważnej sprawy”. Czy odłożona gotówka miała związek z wyjazdem na zachód? Tego też nie wiadomo. Lucjan nie zdradził nikomu, jak chce uciec z Polski. Kilka dni przed zaginięciem powiedział bliskim, że będzie miał ważne spotkanie i ważną sprawę do załatwienia. Co to była za sprawa? Z kim miał się spotkać? Czy tego dnia miał przy sobie odłożone pieniądze? Tego nie wiadomo.

Zwłoki na rozlewiskach Odry

Wiadomo natomiast, że w czerwcu 1984 r. z Niemieckiej Republiki Demokratycznej dotarły do Kostrzyna tragiczne wieści. Na rozlewiskach znaleziono ciało mężczyzny. Miało to miejsce na wysokości miejscowości Letschin, około 10 km w linii prostej na północ od Kostrzyna. Zwłoki były w dalece posuniętym stanie rozkładu. Mimo tego śledczy z Niemiec Wschodnich stwierdzili, że przyczyną zgonu było utonięcie i że miało ono miejsce… 16 października o 8.30 rano. Tymczasem o tej godzinie Lucjan jeszcze żył, był przecież tego dnia w pracy. Jako przyczynę zgonu przyjęto utonięcie bez udziału osób trzecich. Jak Lucjan, który bez okularów nie mógł się poruszać, trafił spod „Kręgielni” nad Wartę lub Odrę? Tego milicja nawet nie próbowała wyjaśnić. Pojawiły się kolejne znaki zapytania. Zwłoki mężczyzny zidentyfikowano po odzieży. Matka Lucjana potwierdziła, że fragmenty próbek należały do jej syna. Miał na sobie m. in. charakterystyczną koszulę Wólczanki.

Zwłok rodzicom nigdy jednak nie pokazano. Pochowano go w ocynkowanej trumnie na cmentarzu komunalnym w Kostrzynie. Nawet nie mam pewności, czy palę znicze na grobie własnego brata – mówi pani Renata, a łzy cisną się jej do oczu.

„Lepiej nie drąż tej sprawy”

Matka Lucjana przez długi czas nie dawała za wygraną. Wysyłała pisma do Warszawy, apelowała do milicji o ponowne zbadanie sprawy. – Mama pewnego razu usłyszała od kostrzyńskiego milicjanta, że lepiej dla niej będzie, jeśli nie będzie już drążyła tej sprawy – mówi pani Renata. Czy milicja albo SB mogły się przyczynić do śmierci mężczyzny? Rodzina Lucjana brała i wciąż bierze pod uwagę taką ewentualność. Był przecież działaczem solidarności, być może pochwalił się niewłaściwej osobie o swych planach ucieczki na Zachód. Czy milicjanci chcieli go postraszyć, wybić mu z głowy działalność opozycyjną i plany ucieczki? Czy sytuacja wymknęła się spod kontroli i Lucjan zginął z rąk milicjantów?

Dziś ówcześni funkcjonariusze albo nie żyją, albo nabrali wody w usta. Sprawę na prośbę rodziny nagłośnił Ryszard Dubik, który w internecie prowadzi kanał poświęcony wydarzeniom kryminalnym i wypadkom w Kostrzynie. – Ludzie wspominali, że pamiętają tę sprawę, że w tamtym czasie było o niej w mieście bardzo głośno, ale nikt nie zdradził żadnych więcej informacji – mówi R. Dubik. Kostrzynianin kontaktował się z kostrzyńskim zespołem szkół, żeby sprawdzić, czy feralnego dnia Lucjan był w szkole. Z sekretariatu nadeszła odpowiedź, że zachowały się jedynie arkusze ocen. Dzienników, w których odnotowana była obecność, już nie ma. Z kolei kostrzyńskim Urząd Stanu Cywilnego przesłał R. Dubikowi przetłumaczony z języka niemieckiego akt zgonu 23-latka. Rodzina Lucjana Szmigiero kontaktowała się z Instytutem Pamięci Narodowej. Wiadomo, że mężczyzna nie ma swojej teczki. Nie jest jednak wykluczone, że jego nazwisko widnieje w innych dokumentach. To jednak wymagałoby czasochłonnej pracy i wertowania stosów papierów.

Siostra chce poznać losy brata

Z panią Renatą i jej córką jedziemy na kostrzyński cmentarz. Kobiety stoją nad grobem Lucjana Szmigiero. Choć na tablicy jest nazwisko, to nie mają nawet pewności, czy leży tu ich brat i wujek. Pani Renata odpala znicz, z pietyzmem ustawia go na nagrobku. – Jeśli ktokolwiek wie, co spotkało mojego brata, to bardzo proszę o jakiekolwiek informacje o tej sprawie – mówi drżącym głosem kobieta. Wszystkie osoby, które pamiętają tamte dramatyczne wydarzenia i chciałyby przekazać informacje na temat Lucjana Szmigiero proszone są o kontakt z autorem artykułu: tel. 697 770 047 lub e-mail: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska