Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Mucha: - Nie otwierałem mapy

Redakcja
JAN MUCHA. Słowacki bramkarz. Ma 27 lat, 189 cm wzrostu. Kolejne kluby: Slovan Bela nad Cirochou, MSK Snina, Inter Bratysława, MSK Żilina (mistrz Słowacji w sezonach 2002/2003 i 2003/2004, zdobywca Superpucharu Słowacji w rozgrywkach 2004/2005) oraz - od lipca 2005 r. - Legia Warszawa. Z tą ostatnią drużyną sięgnął w 2008 r. po Puchar Polski. W reprezentacji Słowacji rozegrał 12 meczów.
JAN MUCHA. Słowacki bramkarz. Ma 27 lat, 189 cm wzrostu. Kolejne kluby: Slovan Bela nad Cirochou, MSK Snina, Inter Bratysława, MSK Żilina (mistrz Słowacji w sezonach 2002/2003 i 2003/2004, zdobywca Superpucharu Słowacji w rozgrywkach 2004/2005) oraz - od lipca 2005 r. - Legia Warszawa. Z tą ostatnią drużyną sięgnął w 2008 r. po Puchar Polski. W reprezentacji Słowacji rozegrał 12 meczów. fot. Kazimierz Ligocki
- Dla gorzowian pojedynek z nami był wydarzeniem sezonu. Grali na maksa, jeździli na dupach - mówi Jan Mucha, słowacki bramkarz piłkarzy Legii Warszawa.

- We wtorek rozegrał pan w barwach Legii pucharowy mecz z GKP. Sprawdzał pan wcześniej na mapie, gdzie leży Gorzów?
- Nie musiałem tego robić. Występuje tutaj Paweł Kaczorowski, z którym od wielu lat jestem blisko zaprzyjaźniony. Odwiedzamy się w domach, spędzamy razem wakacje. O mieście i gorzowskich piłkarzach wiem od niego prawie wszystko.

- Warszawscy kibice mają o pańskim przyjacielu zupełnie inne zdanie. We wtorek nie szczędzili mu wulgarnych wyzwisk...
- To nie moja sprawa. Nie mam wpływu na to, co ludzie krzyczą z trybun. Ja mam o Pawle swoje zdanie i na pewno go nie zmienię.

- Legia zajmuje obecnie drugie miejsce w ekstraklasie, a GKP był do wtorku szósty w pierwszej lidze. Jak pan wytłumaczy fakt, że na boisku nie było widać pomiędzy wami dużej różnicy?
- Dla gorzowian pojedynek z nami był wydarzeniem sezonu. Grali na maksa, walczyli ze wszystkich sił, jeździli na dupach. Mnie to nie dziwi, bo w Polsce każda drużyna marzy o pokonaniu Legii. Wiedzieliśmy, że rywale nam nie odpuszczą i tak się stało. Rozegrali naprawdę dobry mecz, ale ostatecznie to my cieszyliśmy się ze zwycięstwa 2:0.

- W waszym wyjściowym składzie znalazło się tylko dwóch piłkarzy, którzy zagrali od początku przeciwko Lechowi Poznań. Byliście przekonani, że poradzicie sobie z GKP nawet w rezerwowym ustawieniu?
- W tym sezonie nie ma Pucharu Ekstraklasy, więc trener daje niektórym chłopakom szansę gry w Pucharze Polski. Gdzieś muszą się pokazać, skoro w lidze albo w ogóle nie występują, albo wchodzą na boisko tylko na kilka minut. Mamy w kadrze 24 dobrych piłkarzy. Przed meczem w Gorzowie usłyszeli, że ich zadaniem jest zapewnienie Legii awansu. I zrobili, co do nich należało.

- Ale wcześniej pewno najadł się pan trochę strachu, bo dwukrotnie Czerkas w pierwszej połowie i Janusiński po przerwie byli bliscy trafienia do waszej bramki...
- Po pierwszym golu powinniśmy byli szybko zdobyć drugiego, lecz tak się nie stało. W drugiej połowie niepotrzebnie cofnęliśmy się na własna połowę i daliśmy przeciwnikom do zrozumienia, że mogą z nami powalczyć. A gorzowscy piłkarze mają wystarczająco dużo umiejętności, by wykorzystać taką sposobność.

- Kieruje pan defensywą, która w ośmiu ligowych spotkaniach straciła zaledwie jedną bramkę. To głównie pańska zasługa?
- Nie gram w tenisa, by mówić o moich indywidualnych wyczynach. Piłka nożna jest sportem zespołowym, więc gole zdobywa i traci cała drużyna.

- Z europejskimi rozgrywkami pożegnaliście się jeszcze podczas wakacji. Trochę to smutne, że czołowa polska ekipa nie ma przed sobą spektakularnych celów...
- Trudno się nie zgodzić z tą opinią. Zostały nam tylko liga i Puchar Polski, który ostatni raz zdobyliśmy wiosną ubiegłego roku. W obydwu rozgrywkach mierzymy w najwyższe lokaty.

- To pomówmy teraz o pańskiej reprezentacji. Słowację dzieli tylko mały krok od awansu do przyszłorocznego mundialu. Sądzi pan, że poleci z kolegami do RPA?
- Do pełni szczęścia brakuje nam punktu w najbliższym meczu ze Słowenią. Jestem pewien, że nie zmarnujemy ogromnej szansy i zadebiutujemy w finałach mistrzostw świata. Nasi hokeiści od trzech lat dość mocno zawodzą, więc teraz sportem numer jeden jest na Słowacji futbol. Cieszę się, że do tego doprowadziliśmy.

- Bardzo wam w tym pomógł Artur Boruc...
- Nikt nie zaprzecza, że przełomowy był dla nas wygrany pojedynek z Polską w Bratysławie. Mieliśmy w nim trochę szczęścia. Tak to już w sporcie bywa, że pech jednego zawodnika oznacza radość innego. Potem wszystko było już łatwe. Wyrosło nam na Słowacji ciekawe piłkarskie pokolenie, które na pewno nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.

- Eliminacje zakończycie meczem w Chorzowie. Odpuścicie go biało-czerwonymi?
- Wiele może się do tego czasu wydarzyć. Jeśli Polacy wygrają w Pradze, to będą się jeszcze liczyli w walce o drugiej miejsce w grupie. Punktów nikt nie odda nikomu za darmo.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska