Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Krysiewicz: - Rzucajmy do kosza

Andrzej Flügel
Jarosław Krysiewicz, 43 lata, wychowanek Śląska Wrocław, grał także w Nobilesie Włocławek i Noteci Inowrocław. Pięciokrotny mistrz Polski w barwach wrocławskiego zespołu. Rozegrał 30 spotkań w kadrze narodowej. Obecnie trener ekstraklasowej Super Pol Tęczy Leszno
Jarosław Krysiewicz, 43 lata, wychowanek Śląska Wrocław, grał także w Nobilesie Włocławek i Noteci Inowrocław. Pięciokrotny mistrz Polski w barwach wrocławskiego zespołu. Rozegrał 30 spotkań w kadrze narodowej. Obecnie trener ekstraklasowej Super Pol Tęczy Leszno Andrzej Flügel
Rozmowa z JAROSŁAWEM KRYSIEWICZEM byłym reprezentantem Polski w koszykówce trenerem ekstraklasowej Super Pol Tęczy Leszno

Co wasz zespół robi w podzielonogórskim Czerwieńsku?

- Mamy zgrupowanie.

- Czemu właśnie Czerwieńsk?

- Mamy tu, w hali Lubuszanka, znakomite warunki do treningu i regeneracji. Wszędzie jest blisko. Cicho, spokojnie, no i niedaleko do Leszna. To nie jest mój pierwszy pobyt w Czerwieńsku. Trenowałem tu ze Śląskiem, ale to było jeszcze w starej hali,na terenie jednostki wojskowej.

- Poprzednie dwa lata to w waszym przypadku huśtawka nastrojów. Walka o brązowy medal, ale pot em już tylko ósme miejsce...

- To prawda. Przed ponad rokiem przegraliśmy pojedynki o brąz z zespołem gorzowskim. Potem mieliśmy pomysł by występować tylko polskim składem. To nie wyszło, więc ściągaliśmy Amerykanki. Nie wszystkie transfery były trafione. Zabrakło tego co było wcześniej, czyli chemii w drużynie. Sezon dokończyliśmy już bez Amerykanek. Mieliśmy ósemkę, byliśmy już spokojni.

- Jak pan ocenia zespół gorzowskich akademiczek?

- W Gorzowie znaleziono bardzo dobry pomysł na basket. On się sprawdza i z roku na rok, krok po kroku, AZS robi postęp. To co tam się dzieje jest związane z osobą Darka Maciejewskiego. Oby w naszym baskecie takich ludzi było jak najwięcej.

- Coś się zmieni w układzie sił naszego żeńskiego basketu?

- Chyba nie. Budżety dwóch klubów Lotosu Gdynia i Wisły Kraków są największe. Te dwie ekipy pewnie zmontują najsilniejsze zespoły i będą dominować. Oczywiście drużynę z Gorzowa, a myślę, że także zespół z Polkowic będzie stać by przy sprzyjających okolicznościach urwać punkty faworytom. Jak sądzę, czołowa czwórka z poprzedniego sezonu utrzyma swoje pozycje

- Wychodzi na to, że kto nie ma w składzie Amerykanki ten się nie liczy?

- Tak to wygląda. Bez nich każdy zespół ma pod górkę. My w tej chwili nie mamy żadnej, bo budżet klubu na razie jest za mały. Ale rozglądamy się i jeśli tylko pojawi się jakaś możliwość to pewnie z niej skorzystamy.

- Jak pan ocenia obecność w naszych ligach obcokrajowców?

- Uważam, że w żeńskiej, ale także męskiej lidze za dużo jest zagranicznych średniaków, którzy zarabiają większe pieniądze od Polaków, ale wcale nie są aż tak lepsi. Ale to też wina prezesów, bo często wolą ze względów marketingowych ściągnąć Amerykankę niż postawić na miejscową zawodniczkę. I to jest zamknięte koło. Mam cichą nadzieję, że w zbliżających się mistrzostwach Europy nasza reprezentacja coś zagra i znów wróci boom na koszykówkę, taki jaki był kilkanaście lat temu kiedy pojawiła się na naszych ekranach NBA i wszyscy rzucali do kosza. Może znów zaczniemy. Za dwa lata są z kolei mistrzostwa Europy kobiet. Jeśli w tych dwóch imprezach dobrze wypadniemy to może coś się zmieni.

- W sumie ciągle jest mało klubów. W kosza gra się w szkole, ale często wraz z nią zawodnicy kończą karierę...

- Tak. Chcąc coś zmienić musimy zająć się tym co się dzieje na dole. Jestem w szkole trenerskiej. Jest tam 40 młodych szkoleniowców, a ja jestem w tym gronie najstarszy. Oni mają po dwadzieścia kilka, albo trzydzieści lat. Uczą się zawodu i jest pomysł PZKosz, by to właśnie oni pociągnęli od dołu. To świetni ludzie, zakochani w tym sporcie. Ale jeśli słyszę, że pracują w szkole i potem codziennie pędzą prowadzić treningi z młodzieżą i dostają za to trzysta złotych miesięcznie, to długo tak nie pociągną. Robią to, bo kochają koszykówkę, ale przyjdzie taki moment że będą musieli postawić na coś innego. I tu jest pies pogrzebany.

- Wiele razy przyjeżdżał pan ze Śląskiem do Drzonkowa na mecze z Zastalem. Ma pan w Zielonej Górze znajomych?

- Pewnie. Co roku mamy w Polanicy mistrzostwa Polski olbojów. Zawsze Zielona Góra wystawia mocną ekipę. Jest co wspominać, a wieczory są bardzo długie. Mam tu wielu znajomych. A halę w Drzonkowie pamiętam. Była tam specyficzna atmosfera, żaden zespół nie miał tam łatwo, także Śląsk. Pojechaliśmy tam z moimi koszykarkami pokazać ośrodek i ożyły wspomnienia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska