Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Burlewicz: Ludzie mnie pamiętają

Eugeniusz Kurzawa 0 68 324 88 54 [email protected]
Mimo że Józef Burlewicz mieszka na wsi, wśród głębokich lasów, to jednak docierają do niego znawcy sztuki i domagają się kolejnych dzieł
Mimo że Józef Burlewicz mieszka na wsi, wśród głębokich lasów, to jednak docierają do niego znawcy sztuki i domagają się kolejnych dzieł fot. Paweł Janczaruk
Wiele lat temu znany i ceniony zielonogórski artysta plastyk Józef Burlewicz opuścił mury miejskie i zamieszkał na wsi. Wybrał pięknie położoną wśród lasów Gryżynę. I pozostaje jej wierny do dziś.

- Nie żałuję tych przenosin, mimo różnych niedogodności życia na wsi - mówi J. Burlewicz. - Mam tutaj spokój, czas na refleksję, a to sprzyja tworzeniu. Oczywiście zostałem wyłączony z bieżącego życia artystycznego, nie bywam na wystawach, nie uczestniczę w spotkaniach w Zielonej Górze.

To jednak 50 km w jedną stroną. Czasami to nawet człowiek miałby ochotę gdzieś być, pogadać, ale gdy pomyślę o nocnym powrocie, to się odechciewa wypraw. Poza tym mieszkamy na wsi, są zwierzęta do wykarmienia...

Faktycznie, w gospodarstwie Krystyny i Józefa Burlewiczów, pięknie położonym na górce przy wjeździe do wsi, są aktualnie trzy psy, pięć kotów, kanarek, szczygieł. Lecz to małe piwo w porównaniu przychówkiem lat minionych.

Pawie budziły wieś

- Och, pawie Burlewiczów budziły pół wsi - śmieje się sąsiad i sołtys Henryk Kasowski. Oprócz pawi były kurki ozdobne, gęsi, kaczki, perliczki. - Cały ten drób - sumuje pan Józef. Dlaczego aż tyle? Przecież zwierzyna zabierała gospodarzom dużo czasu, który mogli przeznaczyć na twórczość; wszak małżonka artysty też jest plastyczką.

- Na wsi powinny być zwierzęta wiejskie - uważa gospodyni. Z czasem drób zaczął się wykruszać. - No jak w ciągu kilku dni lis wydusił nam 14 kur, a potem dołożył się jastrząb, to już nie chciało się zaczynać od początku - uważa pani Krystyna.
- Likwidacja drobiu zaczęła się od tego, że w pewnym momencie syn wstawił do kurnika tokarnię do drewna, bo nie miał gdzie jej umieścić - powiedział mistrz.
Burlewicz jest aktywny. Tworzy.

Jego pracownia mieści się w oddzielnym, teraz zimą mocno opalanym budynku. Na sztaludze duży obraz olejny. Jeśli ktoś śledzi twórczość pana Józefa, to zapewne wie, iż malarstwo olejne wiąże się z jego życiem w Zielonej Górze, natomiast w Gryżynie zaczęły powstawać pastele. Czyżby powrót do "oleju"?

Świat nie zapomniał

- Ach, miałem zamówienie - reaguje na to J. Burlewicz prezentując niemal gotowe duże płótno. Okazuje się bowiem, że wprawdzie artysta opuścił miasto i można by uznać, iż o nim zapomniano, lecz okazuje się, że świat potrafi go odnaleźć nawet w malutkiej wiosce zagubionej wśród lasów.

- Prowadzę gospodarstwo agroturystyczne, takie "końskie", dlatego są u mnie często grupy młodych jeźdźców, które czasem dopytują się o autora obrazów; a mam na ścianie pięć Burlewiczów - wtrąca H. Kasowski. - Wtedy przyprowadzam ich tutaj, do pracowni mistrza.

- Nie znam internetu, nie reklamuję się nowoczesnymi sposobami, ale - odpukać - jakoś tutaj ludzie trafiają - uśmiecha się artysta.
Ostatnio podjął się nowego wyzwania. Projektuje witraże dla kościoła na Pomorzu. - Ale wpierw zrobił projekt dla naszego kościółka, gdzieś pięć lat temu - zauważa sołtys. Włodarz wsi podkreśla, iż Burlewicz jest normalnym, sympatycznym, roztropnym człowiekiem. - Wszelkie sprawy wiejskie jakie mi leżą na wątrobie wpierw idę skonsultować do Józka - mówi.

- Myślę, iż nie przewróciło mi się tutaj w głowie, żyję, ot, normalnie, wykonuję swój zawód - puentuje Burlewicz. - Jak trzeba, to pomagam wsi, "robię estetykę" festynów ludowych. Tak jak może to robić każdy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska