MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Ostrowski: - Moje niebo to rodzina

Leszek Kalinowski
fot. Paweł Janczaruk
Choć przeżył Kazachstan, wojenne walki, przejechał go samochód ciężarowy, miał raka krtani, nie narzeka na los.

Ma 84 lata i każdego dnia z radością zasiada do komputera.

Klawiatura, myszka - dla Kazimierza Ostrowskiego z Gubina to narzędzie pracy. Ba, przyjemności. Wszak nikt mu nie każe pisać kolejnych książek. Sam chce się dzielić z innymi swoimi wspomnieniami.

Słabi nie przeżyli

Wcześniej nie myślał, że będzie pisał. To przyszło samo pod koniec lat 90.
- Musiałem przekazać to, co było dla mnie najważniejsze - mówi K. Ostrowski. - W wydanej w 1997 r. książce opisuję siedem lat pobytu w Kazachstanie i moje dwukrotne ucieczki z łagru sowieckiego.

.

Za trzecim razem udało mi się uciec do Armii Radzieckiej. Po roku już w Lublinie przeszedłem do Wojska Polskiego.

Urodził się w 1924 r. we wsi Czmil w pow. żytomierskim. Gdy miał 12 lat, został wywieziony z rodzicami do północnego Kazachstanu. Podróż zimą trwała trzy tygodnie. Niektórzy nie przeżyli silnych mrozów.

- Też miałem straszne odmrożenia, ale jakimś cudem przeżyłem - przyznaje.
Książka ,,Kazachstańczyk" jest mu najbliższa...

Najmłodszego ochrzciliśmy

Kazimierz Ostrowski ściąga z półki kolejną książkę. To ,,Powiat na rubieży". Pisze w niej o powojennych latach w Gubinie. Był wtedy osadnikiem wojskowym, a nad Nysą tworzyło się polskie życie.

Tuż obok na półce stoi "Jesienna miłość".
- To esej. Trochę dowcipnie, trochę miłośnie - wyjaśnia gubinianin i pokazuje już następną pozycję: "Wspomnienia z podróży". Tu przenosimy się do 1964 r., kiedy to K. Ostrowski z Gubina udał się do... Kazachstanu.

- Trudno mi było dostać zaproszenie. Tam cały czas uważano mnie za dezertera, bo przeszedłem do Wojska Polskiego - podkreśla. - Pojechałem do swojej rodziny. Matki już nie spotkałem. Nie żyła.

W domu pana Kazimierza zawsze był gwar. Miał rodzeństwo: Staszka (zginął na wojnie), Józka, Tomka, Janka, Mikołaja, Halinę, Walentynę...

- Już nie żyją. Została tylko Gienia, która mieszka w pow. żytomierskim i najmłodszy brat Mietek. On jest na Krymie. Po rosyjsku wołają na niego Dymitr - opowiada gubinianin. - Przyjeżdżał do mnie często, ładnie mówi po polsku. Ochrzciliśmy go w Gubinie.

Pisał do wojskowej gazetki

Wspominając Kazachstan K. Ostrowski mówi, że przeżył piekło. W PRL-u różnie bywało. Dla niego to był czyściec. Teraz czuje się jak w niebie.

- Cóż może być piękniejszego od wspaniałej rodziny, jaką mam - podkreśla. - A mam czwórkę cudownych dzieci, 13 wnuków i 8 prawnuków. Jak tak wszystkich najbliższych policzę, to wyjdzie 38 osób. I to jest właśnie moje niebo.
Gubinian pokazuje rodzinne fotografie. Są jak największy skarb. Obok książek, które wyglądają zza półek. Wśród nich "Moja dywizja".

- V dywizja (13. pułk piechoty) powstała pod Żytomierzem, na ziemi mojego urodzenia - wspomina gubinianin. - Przeszedłem z nią Pragę, Budziszyn, Drezno... - I ta moja dywizja po latach przyszła do mnie. Najpierw była koło Gorzowa, potem przenieśli ją tutaj. A ja przez 53 lata współpracowałem z wojskiem, pisząc do gazetki artykuły. W samej dywizji pracowałem siedem lat jako naczelnik poczty.

Z zaciśniętym gardłem

Szósta z kolei książka to zbiór opowiadań, pisanych na różne konkursy. Bo pan Kazimierz to także laureat literackich zmagań. A to Niemcy go nagradzali, a to Polacy. Wszyscy za umiejętny przekaz ważnych treści. Choćby o dwóch muchach, mieszkających w Gubinie.

A co kryje się za bohaterką książki ,,Gertruda" ? Była taka Niemka. W Kazachstanie.
- Mój brat Stanisław zakochał się w niej, ale wojna ich rozdzieliła - przypomina sobie K. Ostrowski. - Brat trafił do szkoły oficerskiej. Zginął na froncie. Nikt nie wie, gdzie jest pochowany.

"Nic nie mów" zaś opisuje niedawne wydarzenia z życia pana Kazimierza. Tytuł roboczy brzmiał "Konfrontacja ze śmiercią".

- Leżałem w zielonogórskim szpitalu, na laryngologii. Miałem raka krtani. Po operacji nie mogłem mówić, tymczasem na obchód przyszedł ordynator Dutkiewicz i mówi: Dzień dobry. Chciałem odpowiedzieć. A on na to: - Nic nie mów. Siedem lat minęło od tamtego czasu.

Przyjaciel Czech

Nadal stuka w klawisze. Ma już ponad 60 stron, nowej, dziewiątej książki. Roboczy tytuł to "Zachodni wiatr". Wspomina pierwsze lata po wojnie, kiedy to mówiono: Towarzysze i towarzyszki i wy, ludzie zza Buga. Pisze o Czechu, któremu zarzucano współpracę z Niemcami. On miał tu swój dom. Nie chciał się stąd wyprowadzać.

- Kiedy spalona został szkoła gimnazjalna, podejrzewano o to grupę niemiecką i tego właśnie Czecha - opowiada K. Ostrowski. - Z czasem zaprzyjaźniłem się z nim. Przed śmiercią dokładnie mi opowiedział, jak to było. Teraz chcę ocalić ten ślad od zapomnienia.

Z radością patrzy na rodzinne portrety, także ten ślubny. Sakramentalne tak powiedział sobie w kwietniu 1946 r. Małżonkowie do dziś się wspierają. Wcześniej ona opiekowała się mężem, zwłaszcza po 1952 roku, kiedy najechała na niego ciężarówka.

- Zostałem inwalidą, sześć razy byłem operowany - przypomina. - Teraz ja pomagam żonie.

Cieszą go ciepłe słowa, które otrzymuje od czytelników. W specjalnych skoroszytach przechowuje też rodzinne dokumenty, dyplomy. Ma 18 medali i odznaczeń. I 1,5 tys. starych pocztówek z Gubina i nie tylko. Wszystko to i wiele innych rzeczy umieści w Rodzinnej Izbie Pamiątek, którą tworzy w osobnym budynku tuż przy jego domu. Bo jak mówi, rodzina jest najważniejsza. I musi wiedzieć, jakie są jej korzenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska