- Co skłoniło panią do zajęcia się andragogiką?
- Ponad 20 lat zajmowałam się pedagogiką i nauczaniem, zarówno młodzieży jak i dorosłych. Przekonałam się, że to dwa zupełnie różne światy. Brakowało mi fachowej wiedzy. Inaczej postępuje się z uczącą się młodzieżą, a inaczej z dorosłymi.
- Na czym polegają te różnice?
- To różnice zasadnicze. Dla dorosłych, którzy muszą powrócić do nauki, podstawowym problemem jest przełamanie bariery wstydu i śmieszności. Zupełnie niesłusznie, nauka jest traktowana przez niektórych dorosłych jak coś, czego trzeba się wstydzić. Myślą: jestem niedouczony, skoro na starość przyszło mi siadać w uczniowskiej ławie. A to się wiąże ze stresem i z brakiem wewnętrznej motywacji do nauki w późnym wieku. Traktuje się naukę jak zło konieczne.
- Dzieci i młodzież mają czasem takie samo podejście...
- Nie. Dla młodych ludzi nauka to coś naturalnego. Można od nich wymagać, egzekwować, oceniać. A w przypadku dorosłych nie jest to już takie oczywiste. Dorośli boją się śmieszności, czasem uważają, że wiedzą już wszystko. No i nie mają tej presji do nauki ze strony rodziców, jaką mają dzieci. To wszystko wymaga zupełnie innego podejścia pedagogicznego.
- Mówi pani, że dzieci są motywowane do nauki przez rodziców. Czy więc w późnym wieku nie może być odwrotnie: że to dzieci motywują swoich rodziców do nauki?
- Oczywiście! Decyzja o kształceniu w późnym wieku wymaga wsparcia osób najbliższych, całej rodziny. Wszyscy wokół muszą to rozumieć, wspierać swoich bliskich w nauce. Tym bardziej, że dla dorosłego czas przeznaczony na naukę musi się odbywać kosztem czasu przeznaczanego dotąd rodzinie. Trzeba więc swoich rodziców, a nawet dziadków motywować do nauki, a nie wygłaszać żartobliwe komentarze czy kąśliwe uwagi, które mogą ich zniechęcić.
- A co może zrobić tutaj specjalista andragogiki?
- Musi skoncentrować się na pracy z taką osobą od samego początku. Bo dorosły bardzo łatwo zniechęca się po pierwszych porażkach w kształceniu. Wtedy trzeba pokazywać pozytywne przykłady, czyli tych, którym się udało. Trzeba pokazać, że nauka to nie tylko zdobywanie konkretnej wiedzy, ale także sposób na poprawę swojej kondycji psychofizycznej.
- Proszę podać taki pozytywny przykład.
- Zajmowałam się na przykład 40-letnim panem, który w ciągu trzech miesięcy musiał się nauczyć podstaw języka niemieckiego. Po konsultacjach doszedł do wniosku, że pierwsze co zrobi, to odwróci w domu telewizor ekranem do ściany. To go kosztowało wiele wyrzeczeń, bo spędzał przed telewizorem masę czasu. Ale wytrwał i w ciągu trzech miesięcy nauczył się niemieckiego, wyjechał na kontrakt i dzięki temu znacznie poprawił swoją sytuację materialną. Tak więc w przypadku dorosłych ważna rzeczą jest wyrzeczenie się pewnych przyzwyczajeń.
- Pisze pani pracę doktorską na temat roli uniwersytetów trzeciego wieku w kształceniu. Tymczasem panuje powszechne przekonanie, że te uniwersytety to raczej forma integracji starszych ludzi i rozrywki, niż nauki...
- Nie sprowadzałaby tego tylko do rozrywki. Przecież, jeśli emeryci uczą się grać w brydża, prowadzą różne warsztaty praktyczne, to jednocześnie poszerzają swoje horyzonty i wiedzę. Ludzie integrują się, wymieniają swoje doświadczenia, a to po prostu hamuje procesy starzenia. Te uniwersytety cieszą się coraz większym zainteresowaniem, w wielu nie ma już wolnych miejsc.
- Ale do uniwersytetów trzeciego wieku znacznie chętniej lgną panie, rzadziej panowie. Dlaczego?
- Kobiety generalnie chętniej podejmują kształcenie w późniejszym wieku. Mniej boją się wyzwań, są lepiej zorganizowane, przez co łatwiej pogodzić im naukę z pracą i domem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?