Gdybyście chcieli nakłonić znajomego, aby został fanem basketu i tak jak wy, doznawał w najmniej spodziewanym momencie przyjemnego pulsowania krwi w żyłach, zwanego adrenaliną, bez zastanowienia pokażcie mu sobotni pojedynek dwóch najpoważniejszych kandydatów do złota. Albo najlepiej następnym razem zabierzcie go do hali przy Chopina. Gdybyście chcieli, aby zasilił Klub Kibica KSSSE AZS PWSZ, puśćcie mu nagranie dopingu sprzed dwóch dni. Albo najlepiej przy kolejnej okazji od razu posadźcie go w sektorze "Podkoszówki", by poczuł tę siłę rytmicznego drgania trybun, które całe trzęsą się w posadach, gdy jednocześnie ryknie kilkaset gardeł. Bo choć ryzyko zejścia na zawał albo głuchoty jest duże, to tylko kibic w kapciach nigdy nie pojmie, jakim darem jest przeżywanie emocji, którym uraczyły nas bohaterki z soboty.
"Gdyby grały pieniądze, to mistrzem świata byłby Kuwejt albo Arabia Saudyjska" - to jedna ze złotych myśli trenera legendy Kazimierza Górskiego. I choć odnoszą się one do futbolu, to i w baskecie łatwo o podobną analogię. Przy budżecie Wisły Can Pack, uczestnika Final Four Euroligi akademiczki wyglądają jak ubogi krewny. Na szczęście, od dwóch lat tej różnicy nie widać. Dość powiedzieć, że z czterech ostatnich ligowych spotkań, aż trzykrotnie górą były gorzowianki.
Gdy naprzeciw siebie stoją te dwa zespoły, zawsze jest ciekawie. Bo choć przed meczem były podejrzenia, że fani zobaczą raczej "szachy", do niczego takiego nie doszło. Co jeszcze sprawiło, że szlagier był szlagierem? Wysoki stopień zaangażowania, nieustępliwość w walce o każdą piłkę, emocje od początku do końca i ta cudowna adrenalina, którą zawodniczki wręcz ociekały. A wszystko po to, by tylko i aż zyskać nad rywalem psychologiczną przewagę, gdy za kilka tygodni stawką rywalizacji będzie medal.
Nie wierzycie? To spytajcie naszą kapitan Justynę Żurowską, dlaczego z takim zaangażowaniem, leżąc na parkiecie, biła się o piłkę w 12 min z Agnieszką Majewską. Przypomnijcie sobie zdenerwowaną twarz Liron Cohen, która za "dyskusje" z arbitrami po swoim faulu dostała "dacha". A przede wszystkim ogromną radość Marty Fernandez, gdy na 1,9 s (!) przed ostatnią syreną, mimo podwójnego krycia i jak później ona sama przyznała, zasłoniętego przez ręce Justyny Żurowskiej i Agnieszki Kaczmarczyk kosza, trafiła do niego zza linii 6,25 m, co dało triumf jej drużynie. Tak samo zawód, który wówczas malował się na twarzach naszych zawodniczek. Czy można chcieć czegoś więcej? Chyba tylko tej upragnionej 23. wygranej z rzędu. Nasza passa przerwana, ale żałoba po pierwszej ligowej porażce potrwa tylko chwilę.
Dlaczego gorzowianki przegrały? Bo u gości niczym z zimowego snu obudziła się w drugiej połowie wspomniana Fernandez. Hiszpanka była katem akademiczek dwa i trzy sezony temu, była nim i w sobotę. Ale zanim długowłosa blondyna złamała gorzowskie serca, niemal cały czas prowadziły gospodynie. Przejściowe kłopoty były tylko w pierwszej kwarcie, gdy wiślaczki odjechały na 17:11. Riposta była zabójcza, bo finisz tej części meczu wygraliśmy 12:0! Było 26:19, a potem nawet 30:21. Pięknie, ale do czasu, bo w 15 min tylko 36:33. I tak już niemal do końca. W emocjonującym finale prowadzenie przechodziło z rąk do rąk, ale dzięki opisanej akcji Fernandez górą był wawelski smok.
KSSSE AZS PWSZ GORZÓW - WISŁA CAN PACK KRAKÓW 77:78 (26:19, 25:21, 11:16, 15:22)
KSSSE AZS PWSZ: Sapowa 19, Żurowska 18, Anosike 7, Durejka 4, Dźwigalska 0 oraz Piekarska 11, Spencer 10, Kaczmarczyk i Richards po 4.
WISŁA CAN PACK: Fernandez 20, Marques 16, Burse 15, Kobryn 6, Pawlak 5 oraz Cohen 7, Majewska 6, Gburczyk 2, Wielebnowska 1 i Zohnova 0.
Sędziowali: Marcin Kowalski (Wrocław), Mariusz Adameczek (Ryki). Widzów 1.400.
MVP
MARTA FERNANDEZ
KRÓLOWA DESKI
JANELL BURSE
NASZA STRZELBA
LUDMIŁA SAPOWA
AS BEZ BŁYSKU
NICKY ANOSIKE
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?