Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryzys graniczny na wschodzie Polski odczuwamy również w Lubuskiem

Jakub Pikulik
Jakub Pikulik
- Pracy mamy dużo więcej, niż przed kryzysem migracyjnym na wschodzie kraju – przyznaje mjr Joanna Konieczniak, rzecznik prasowa komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej.
- Pracy mamy dużo więcej, niż przed kryzysem migracyjnym na wschodzie kraju – przyznaje mjr Joanna Konieczniak, rzecznik prasowa komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej. archiwum prywatne
Strażnicy graniczni w Lubuskiem robią swoje, ale przez kryzys na wschodzie kraju, pracy mają dużo więcej. Zatrzymują nielegalne transporty z imigrantami, którzy często w koszmarnych warunkach chcą się dostać do Niemiec. Muszą pilnować tych, których już zatrzymali. Z czym obecnie mierzy się straż graniczna? Mówi o tym rzecznik prasowa komendanta Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej.

- Czy kryzys na wschodniej granicy Polski odcisnął swoje piętno również tutaj, na zachodnim krańcu naszego kraju? Pojawiły się nowe obowiązki, zjawiska, z którymi wcześniej strażnicy graniczni w naszym regionie nie mieli do czynienia?
- Cały czas realizujemy obowiązki, które realizowaliśmy do tej pory. Kontrolujemy legalność pobytu, sprawdzamy samochody pod kątem nielegalnego przewozu cudzoziemców, weryfikujemy legalność ich zatrudnienia. Te zadania wykonywaliśmy zawsze. Zmieniła się jednak skala i liczba zatrzymywanych cudzoziemców. W tym roku zatrzymaliśmy 571 imigrantów, którzy nielegalnie przebywali w Polsce i nielegalnie próbowali wyjechać do Niemiec. Te osoby przekroczyły wbrew przepisom granicę na odcinku litewsko-białoruskim i polsko-białoruskim oraz dostały się do Polski przez granicę ze Słowacją.

- Cudzoziemcy dostali się do Polski i zostali zatrzymani w Lubuskiem. Dlaczego?
- Zostali zatrzymani w trakcie jazdy tranzytem przez Polskę po to, aby dostać się do Niemiec i krajów zachodniej Europy. Nikt z nich nie miał zamiaru zostać w Polsce.

- W jaki sposób imigranci próbują się dostać do Niemiec?
- Przede wszystkim są to przejazdy zorganizowane. Na wschodzie naszego kraju czekają kurierzy, którzy mają odebrać cudzoziemców. Są umieszczani w samochodach, najczęściej dostawczych. Są to samochody z blaszaną przestrzenią ładunkową, bez okien, siedzeń, bardzo słabo wentylowane.

- Warunki, w jakich jadą, są koszmarne...
- Ludzie są stłoczeni. Pamiętajmy, że te pojazdy nie są przystosowane do przewozu osób, tylko towarów. Chodzi o to, żeby zrobić jeden szybki transport i żeby zarobić jak najwięcej. W takich warunkach często podróżują mężczyźni, kobiety, dzieci. Kilkadziesiąt osób stłoczonych na bardzo niewielkiej przestrzeni.

- Jadą tak przez całą Polskę?
- Z tym jest różnie. Niektórzy podróżują w takich warunkach przez cały kraj. Bywa jednak, że po drodze, na stacjach paliw albo miejscach obsługi podróżnych przy autostradach, przesadzani są do mniejszych samochodów osobowych. Grupy działają w różny sposób.

- Ile na tym zarabiają?
- Kurierzy, czyli kierowcy takich samochodów, zarabiają stosunkowo niewiele. Często są przemęczeni, niejednokrotnie pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Jadą w długie trasy i podróżują niebezpiecznie. Kilka tygodni temu na autostradzie pod Nowym Tomyślem przewrócił się bus z imigrantami. Jego kierowca mógł po prostu zasnąć z przemęczenia. Najwięcej zarabiają organizatorzy przerzutu. Za przewóz osoby, która jest już w Polsce, do granicy z Niemcami, imigranci płacą około dwóch tysięcy euro. Za zorganizowanie przerzutu z Mińska do Niemiec stawki są od czterech do dziesięciu tysięcy euro. W przypadku rodzin i dzieci stawki są niższe. Są też kurierzy, którzy nie przewożą ludzi do Niemiec, a jedynie podwożą cudzoziemców w pobliże granicy i ich zostawiają.

- Co później dzieje się z takimi pozostawionymi przy granicy ludźmi?
- Zostają zostawieni trzy, cztery kilometry od granicy. Takie przypadki mają miejsce w np. Słubicach i Gubinie. Są instruowani, w którym kierunku mają iść i jak wyglądać. Mówi się im, żeby wyglądali jak Europejczycy, którzy po prostu przechodzą przez most graniczny. Nie mają ze sobą bagaży, plecaków, śpiworów. Na uszach mają słuchawki, a na głowach kaptury. Nie wyglądają jak cudzoziemcy pochodzący z Iraku, Syrii, czy Jemenu. Zatrzymaliśmy też grupę, która została podwieziona pod tory w pobliżu mostu kolejowego w Świecku. Mostem kolejowym mieli pokonać Odrę i w ten sposób dostać się do Niemiec.

- Skąd strażnicy graniczni wiedzą, że w danym busie mogą jechać nielegalni imigranci?
- Funkcjonariusze są doświadczeni i z reguły wiedzą, jakie pojazdy kontrolować. Po samochodzie odstawczym widać, że jest mocno załadowany. Oczywiście nie wszystkich uda nam się zatrzymać, bo granica z Niemcami jest wewnętrzną granicą unijną i nie ma tu ścisłej kontroli. Jesteśmy jednak w tych miejscach, które są narażone na największą presję migracyjną. Dodatkowo bardzo wspierają nas inne służby. Pomagają nam policjanci, którzy zatrzymują podejrzane pojazdy. Tak było choćby w Kostrzynie nad Odrą, gdzie bus przewożący 35 imigrantów został zatrzymany właśnie przez patrol policji. Z kolei w Gubinie o nielegalnych imigrantach przekazali nam informację funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej.

- Ataki na polską granicę na wschodzie ustały na sile. Czy widać to również na zachodzie kraju?
- Zdecydowanie tak. W ostatnich dniach zatrzymujemy mniej osób, które chcą się nielegalnie dostać do Niemiec, niż to miało miejsce na przykład w październiku. Od strony niemieckiej wiemy, że również mają mniej takich zatrzymań.

- Co się dzieje z zatrzymanymi imigrantami?
- Przede wszystkim sprawdzamy, czy nie należy im udzielić pierwszej pomocy. Te osoby są w różnym stanie. Po stronie niemieckiej zdarzyło się, że kurier dowiózł ludzi, spośród których jedna osoba zmarła. Cudzoziemcy z takich transportów najczęściej są wycieńczeni, głodni i spragnieni. Trzeba ich nakarmić, napoić. Wzywamy też tłumacza. Już przy jego udziale osoby te są przesłuchiwane. Pytamy, czy chcą składać wnioski o ochronę międzynarodową i ubiegać się o status uchodźcy na terytorium Polski. Do tej pory z grup, które mieliśmy, czyli z ponad 570 osób, poprosiło o to może 10 osób.

- To skomplikowane procedury?
- Gdy dana osoba nie ma dokumentu tożsamości, a takie przypadki dość często mają miejsce, wówczas musimy przyjąć oświadczenie i potwierdzić tożsamość. Wtedy jest wdrażane postępowanie identyfikacyjne, musimy potwierdzić tożsamość w kraju pochodzenia danej osoby. Na podstawie postanowienia sądu takie osoby trafiają do strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców. Trafiają tam też osoby, które zatrzymaliśmy za nielegalne próby przekroczenia granicy z Niemcami. Pamiętajmy, że nie możemy wydalić do kraju pochodzenia obywateli Afganistanu, Syrii, Erytrei i Wenezueli. Gdy obywatel któregoś z tych czterech krajów ma przy sobie dokumenty i złoży wnioski o ochronę międzynarodową w Polsce, to wówczas te osoby są kierowane do ośrodków prowadzonych przez Urząd do Spraw Cudzoziemców. Z praktyki jednak wiemy, że osoby te oddalają się z tych ośrodków. Pozostała część, czyli na przykład obywatele Iraku, których zatrzymujemy w ostatnim czasie bardzo wielu, muszą przebywać w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców aż czasu wydalenia ich do kraju pochodzenia lub rozpatrzenia ich wniosku o ochronę międzynarodową przez Szefa UdSC.

- Gdzie w Lubuskiem są strzeżone ośrodku dla cudzoziemców?
- Do niedawna taki ośrodek znajdował się w Krośnie Odrzańskim. Z uwagi na dużą liczbę zatrzymywanych osób trzeba było utworzyć drugi taki ośrodek, mieści się on na terenie wojskowym w Wędrzynie. Największą grupą, która w nich przebywa, są Irakijczycy. To 387 osób. Drugą pod względem liczebności grupą są Afgańczycy – 75 osób.

- Z czego wynikał ostatni bunt uchodźców w Wędrzynie?
- Obywatele Iraku zauważyli, że ze strzeżonego ośrodka są zwalniani cudzoziemcy z Afganistanu, którzy wcześniej złożyli wnioski o ochronę międzynarodową. Przypomnijmy, że obywateli Afganistanu nie można wydalić do kraju ich pochodzenia. Zostali zwolnieni i skierowani do fundacji Dialog, która ma się nimi zajmować. Inaczej jest w przypadku Irakijczyków. Wydalenie tych osób do kraju pochodzenia jest możliwe i po złożeniu wniosku o ochronę międzynarodową muszą oczekiwać w ośrodku na decyzję szefa urzędu do spraw cudzoziemców. Nie mogli więc zostać zwolnieni tak, jak Afgańczycy. Stąd narosło niezadowolenie, które w efekcie przerodziło się w bunt. Wynikało ono z niezrozumienia polskich procedur.

- Ilu obecnie cudzoziemców przebywa w dwóch strzeżonych ośrodkach w Krośnie Odrzańskim i Wędrzynie?
- Obecnie przebywa tam 671 cudzoziemców. Natomiast przed presją migracyjną na wschodniej granicy działał tylko ośrodek w Krośnie Odrzańskim, w którym mieliśmy umieszczonych maksymalnie 60 cudzoziemców, przede wszystkim obywateli Wietnamu i Turcji.

- Obowiązek zajmowania się tymi ludźmi spoczywa więc na barkach Straży Granicznej.
- Dokładnie tak. Obowiązek utrzymania porządku w tych ośrodkach to zadanie Straży Granicznej. Do służby w tych ośrodkach oddelegowani są funkcjonariusze z innych placówek Nadodrzańskiego Oddziału Straży Granicznej oraz z innych Oddziałów SG z różnych rejonów Polski. Utrzymanie porządku przy tak dużej liczbie cudzoziemców bardzo obciąża funkcjonariuszy. Szczególnie teraz, w okresie zimowym. Z zewnątrz jesteśmy wspierani również przez funkcjonariuszy policji i żandarmerii wojskowej.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska